Bakterie pod Grunwaldem

Edward Kabiesz

GN 19/2011 |

publikacja 15.05.2011 12:05

Objawów choroby gołym okiem jeszcze nie widać, ale „Bitwa pod Grunwaldem” wymaga kuracji.

Podobrazie „Bitwy pod Grunwaldem” jest w fatalnym stanie. Obraz może nawet rozerwać się pod własnym ciężarem. Konserwatorzy oczyścili już obraz i wkrótce przystąpią do zakładania nowego płótna dublażowego fot. Jakub Szymczuk Podobrazie „Bitwy pod Grunwaldem” jest w fatalnym stanie. Obraz może nawet rozerwać się pod własnym ciężarem. Konserwatorzy oczyścili już obraz i wkrótce przystąpią do zakładania nowego płótna dublażowego

Monumentalne dzieło Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” podróżowało w swojej historii 35 razy. Czy podróż do Wilna w 1999 roku była ostatnią? Wszystko na to wskazuje. W tym roku Muzeum Narodowe w Warszawie nie zgodziło się na wypożyczenie obrazu na wystawę „OBOK. Polska – Niemcy. 1000 lat historii w sztuce”, która zostanie otwarta 23 września w Martin-Gropius-Bau. – Generalnie jesteśmy przeciwni podróżom obrazu. Obraz jest chory – mówi Piotr Lisowski, konserwator Muzeum Narodowego w Warszawie. – Ale znajduje się w szpitalu pod dobrą opieką. My możemy tylko postulować, by obraz nie był wypożyczany, ale decyzja należy do dyrektor muzeum, jak i ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Zła kondycja obrazu nie była widoczna dla zwiedzających. Jednak przeprowadzone ostatnio badania wykazały wyjątkowo fatalny stan podobrazia, spowodowany daleko posuniętym i nieodwracalnym procesem jego degradacji.

Oryginalne płótno, na którym jest namalowany, przegniło. Obraz nie jest w stanie na nim zawisnąć bo rozerwie się pod własnym ciężarem. Dlatego na całej powierzchni jest podklejony tzw. płótnem dublażowym, by można go było powiesić – wyjaśnia Piotr Lisowski. – Płótno przy naciąganiu się niszczy. Po zerwaniu tego płótna okazało się, że możliwość rozklejenia obu płócien, oryginalnego i dublażowego, była bardzo duża. Obraz mógł po prostu spaść na ziemię. Kiedy w czasie wojny obraz przez trzy i pół roku był zakopany w ziemi, to całe płótno zaczęło się rozsypywać. Konserwacja, jaką przeszedł po wojnie, uratowała mu życie, ale nie było wiadomo, na jak długo. Obraz mógłby sobie obecnie jeszcze jakiś czas wisieć, może nawet 10 czy 15 lat. Ale i tak by nie uniknął nowej konserwacji. Podróż w 1999 roku zaczęła się odbijać na jego zdrowiu. Każda następna pogorszyłaby tylko jego stan. Po II wojnie światowej generalną konserwację obrazu Matejki przeprowadził zespół prof. Bohdana Marconiego. Wykorzystano wtedy płótno dublażowe utkane w żyrardowskiej firmie Lüdert i Müller w Tomaszowie Mazowieckim. Dublaż wykonany na masę woskowo-żywiczną wzmocnił jego oryginalne podłoże.

Jednak nie tylko każda podróż i związane z tym przygotowania szkodziły płótnu Matejki. Musiał opuszczać swoje miejsce ekspozycji również w czasie remontów czy malowania. Ze względu na swoje gabaryty nie mieści się w żadnych drzwiach. Trzeba go zdjąć, położyć licem (czyli farbą) do dołu, a następnie zdemontować z ramy, nawinąć na wałek, kiedyś drewniany, a obecnie aluminiowy, i dopiero wynieść z sali. Na nową odsłonę dzieła Matejki zwiedzający będą musieli jeszcze poczekać do lipca przyszłego roku. Dlaczego tak długo? Obraz jest duży, więc każdy zabieg, jak np. oczyszczenie, wykonywany jest na dużej powierzchni – tłumaczy konserwator. – Jesteśmy także bardzo dokładnie monitorowani przez sanepid, który np. ustala, ile rozpuszczalnika koniecznego do konserwacji możemy użyć jednorazowo. Stąd wiemy, ile dni będzie trwało pokrycie jedną warstwą substancji, a czasami trzeba pokryć obraz kilkoma. To musi być bezpieczne dla pracowników i zwiedzających, bo prace wykonywane są na galerii. Jeżeli używamy substancji wyjątkowo szkodliwej, możemy to robić tylko po zamknięciu galerii.

Teraz obraz leży licem do dołu na bezpiecznym podłożu, czekając na nowe płótno dublażowe. Wcześniej usunięte zostało stare płótno dublujące i masa woskowo-żywiczna, czyli wszystkie ślady konserwacji powojennej. Odtłuszczono też płótno oryginalne. Powierzchnię podobrazia oczyszczono przy zastosowaniu metod chemicznych i mechanicznych. Wykonywane są impregnacje przygotowujące obraz do zabiegu dublowania. Piotr Lisowski uważa, że prace techniczne, czyli wzmocnienie struktury obrazu, można było przygotować do września i zdążyć na berlińską wystawę. Ale trwająca obecnie konserwacja jest drugą, po przeprowadzonej po wojnie przez zespół Marconiego, tak zasadniczą kuracją zaaplikowaną „Bitwie pod Grunwaldem”. I wymaga czasu. Tym bardziej że ma wystarczyć na kolejne 60 czy 80 lat. A może i dłużej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.