Oczy lasu

Przemysław Kucharczak

GN 22/2011 |

publikacja 02.06.2011 00:15

Niedługo kamery będą nawet w lasach – żartował ostatnio jeden z internautów. Żart jest nieświeży: kamery działają w polskich lasach już od dwóch lat.

Grzegorz Kurczak z Nadleśnictwa Katowice fot. Henryk Przondziono Grzegorz Kurczak z Nadleśnictwa Katowice

W Nadleśnictwie Kudypy pod Olsztynem w ostatnim miesiącu udało się ukarać mandatami ośmiu kierowców, który zaśmiecali las. Nagrała ich świeżo zakupiona przenośna kamera. Zaśmiecający pokornie zapłacili mandaty, zabrali z powrotem swoje śmieci oraz śmieci leżące obok, przywiezione na dzikie wysypisko być może przez kogoś innego. – Mandat za zaśmiecanie lasu wynosi do 500 złotych, a za nieuprawniony wjazd do lasu jeszcze 200 złotych – wylicza nadleśniczy Alfred Szlaski. – Jeśli ktoś odmówi posprzątania i przyjęcia mandatu, skierujemy sprawę do sądu, z dowodem w postaci filmu. Ale do tej pory żaden z zarejestrowanych kamerą nie odmówił – dodaje.

O nagraniu pierwszych ośmiu zaśmiecających poinformowały lokalne media. Dodatkowo na krawędziach lasu, przede wszystkim na parkingach, leśnicy rozwiesili tabliczki z informacją, że las jest monitorowany. Zadziałał efekt psychologiczny. – Już po tym jednym miesiącu mogę stwierdzić, że zaśmiecanie lasu bardzo wyraźnie się zmniejszyło, zwłaszcza w widocznych miejscach jak parkingi przy lasach. Śmiecący mają obawy, jeśli wiedzą, że może tam być kamera. I przyjęcie tej inicjatywy przez społeczeństwo jest bardzo dobre – mówi Alfred Szlaski.

Mrówki w kadrze

W Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych dowiedzieliśmy się, że kamer w polskich lasach jest już kilkadziesiąt. Zamaskowane wśród drzew, robią filmy i zdjęcia pod Warszawą, Białymstokiem, Toruniem, Olsztynem i Katowicami. Lada dzień trafią też do lasów pod Radomiem. Mają czujnik ruchu: zaczynają strzelać zdjęcia dopiero, kiedy coś w ich zasięgu się poruszy. – U nas przez tydzień kamera źle pracowała, bo do miejsca jej ukrycia weszły nam mrówki. Co mrówka się ruszyła, to dostawaliśmy jej zdjęcie – mówi nadleśniczy Szlaski.

Niektóre nadleśnictwa dysponują kamerami, które po zrobieniu zdjęcia wysyłają SMS-a. Strażnik leśny może wtedy sprawdzić za pomocą komputera lub komórki, co kamera nagrała. Najczęściej jednak rejestruje zwierzęta, czasem spacerowicza. Aparat ukryty koło dzikiego wysypiska w Nadleśnictwie Katowice zrobił zdjęcie dzika, który miał puszkę na gwiździe, czyli ryju. Puszka wbiła się i, jak się później okazało, zaczęła dzikowi wrastać w gwizd.

W Nadleśnictwie Katowice kilka przenośnych aparatów pracuje od 1,5 roku. Na razie rejestrowały głównie złodziei drewna. Rzecznik Grzegorz Skurczak pokazuje nam zdjęcie białego kangoo wjeżdżającego między leżące w stosach bale drewna. – Na następnym zdjęciu widać, jak z tego auta wysiada dwóch panów. I na kolejnych, jak ładują drewno do samochodu – mówi.

Zanim nadleśnictwo kupiło kamery, drobne kradzieże drewna na jego terenie były plagą. Ze stosów znikały po dwa, trzy bale. Od 1,5 roku złodzieje są jednak wzywani do nadleśnictwa i karani mandatami w wysokości do 500 złotych. Jeśli odmówią zapłaty, nadleśnictwo przekaże ich sprawę sądowi grodzkiemu, z dowodem w postaci zdjęcia. Zwykle złodzieje wolą zapłacić mandat. – Dzięki kamerom liczba kradzieży drewna gwałtownie spadła, w moim odczuciu o przeszło 90 procent – mówi Grzegorz Skurczak. – Zdradzę panu ciekawostkę: krąg osób, które kradły, był niewielki. Ludzie generalnie są uczciwi – dodaje.

Śmiecący w TV

Kamery są jednak bezsilne wobec zamaskowanych kierowców quadów i motocykli crossowych, którzy z rykiem silników rozjeżdżają dzisiaj lasy, wzbudzając panikę u zwierząt, przeszkadzając spacerowiczom i turystom w górach. Kamery nie zlikwidują też procederu śmiecenia, tylko go ograniczą. – Ważna jest też postawa innych ludzi w lesie, spacerowiczów, grzybiarzy, rowerzystów. Nie namawiam, żeby zwracać uwagę motocrossowcom, bo to może być niebezpieczne. Ale można np. demonstracyjnie zrobić zdjęcie komórką śmiecącemu i ująć tablicę rejestracyjną. Śmiecący czuje się wtedy zagrożony, bo to może być dowód dla sądu – mówi Grzegorz Skurczak.

A jeśli kierowcy samochodów wjeżdżających do lasu będą zasłaniać tablice? Nadleśniczy Alfred Szlaski: – Wszystkie filmy ze śmiecenia będziemy upubliczniać w lokalnych telewizjach. A wtedy sąsiedzi i tak rozpoznają śmiecącego. To też działa. Nikt „z cieszących się dobrą opinią” nie chce być pokazany w telewizji w tym kontekście, nawet, jeśli będzie miał na oczach czarny prostokącik – mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.