Wyścig w dół

Jan Cichy

GN 33/2011 |

publikacja 18.08.2011 00:15

Kosmiczny wyścig trwa. I chodzi nie tylko o latanie w przestrzeń, o przekraczanie granicy ziemskiej atmosfery, ale także o ściganie się w dół. W przyszłym roku Chińczycy chcą „wylądować” na 7 tys. metrów poniżej poziomu morza.

Wyścig w dół wikimedia/NOAA, Wahrig2003 infografika studio GN

Głęboko, głębiej, najgłębiej. W wyścigu do najgłębszych punktów na Ziemi nie chodzi o samo wygranie. Nie chodzi tylko o laury i zaszczyty. Co prawda „lot w dół” nie pasjonuje aż tylu osób co loty w kosmos (a szkoda), ale informacja o rekordowych dokonaniach podwodników także znajdują się na pierwszych stronach gazet i czołówkach serwisów internetowych. Zawsze miło się pokazać w kontekście bicia trudnych rekordów. To wszystko, choć ważne, nie jest jednak najważniejsze. Nie wydaje się setek milionów (o ile nie miliardów) dolarów, by znaleźć się na czołówce gazety. Coraz więcej państw buduje łodzie zdolne do osiadania na dnie najgłębszych czeluści Ziemi, bo to ma bardzo duże znaczenie praktyczne.

Po pierwsze technologia

Na dnie Rowu Mariańskiego panuje ciśnienie grubo ponad 1000 razy wyższe niż ciśnienie atmosferyczne, w którym my funkcjonujemy. Statek, który bezpiecznie zanurzy się w takie warunki, powinien być niezwykle trwały. Jego konstrukcja musi być bardzo dobrze przemyślana, a materiały wykorzystane do budowy wyjątkowo wytrzymałe. Zanurzanie trwa bardzo długo (tak samo wynurzenie), a to wymaga bardzo pojemnych akumulatorów i wydajnych źródeł energii. Potrzebne są bardzo dobre środki komunikacji, ale także dobrze szkolona i niezwykle odporna na stres załoga. W największym skrócie można powiedzieć, że batyskafy zdolne do zanurzania się tak głęboko wcale nie są mniej skomplikowane niż statki kosmiczne, a doświadczenia zdobyte podczas bicia rekordów „w dół” mogą się przydać w wielu dziedzinach. Poza tym możliwość swobodnego penetrowania dna morskiego stwarza okazję do… zarobienia sporych pieniędzy. Chodzi o poszukiwania złóż naturalnych. Batyskafy mogą być bowiem wyposażone w urządzenia poszukiwawcze. Wspomniana na wstępie chińska łódź Jiaolong (smok) już dzisiaj potrafi schodzić na głębokość 5 tys. metrów. W planie jest zanurzenie na głębokość 7 tys. metrów, a wtedy w jej zasięgu będzie 99,8 proc. powierzchni dna morskiego na Ziemi. W ten sposób Chińczycy dostają do ręki narzędzie, które może poszukiwać minerałów i złóż praktycznie wszędzie. W przyszłości odkryć nierozpoznanych złóż oczekuje się właśnie na dnie morskim. Dopiero teraz technologia, zarówno poszukiwawcza, jak i wydobywcza pozwala bowiem na ich uzasadnioną ekonomicznie eksploatację.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.