• CSOG
    22.12.2019 20:37
    Ciekawy artykuł. Jednak prościej byłoby napisać: Są różne cukry i wszystkie szkodzą. CUKIER SZKODZI !. Podobnie jak masło, tłuszcze roślinne, hamburgery, pizze, kluchy, pierogi, pieczywo. Nie wiem jak kurczaki pędzone na paszach z antybiotykami po których mój pies dostaje biegunki.
    Alkohol też szkodzi ... Mam jednak nadzieję że stosowany umiarkowanie i nie nazbyt często szkodzi odrobinę mniej. Zdrowe są warzywa, owoce i bieganie. Zbliża się Wigilia. Zamiast karpia, kutii, klusek z makiem i miodem, słodzonego cukrem kompotu z suszu proponuję tradycyjny godzinny trucht lub jogging po ulicach gęstych od smogu. Samo zdrowie.
  • Anonim (konto usunięte)
    23.12.2019 07:46
    Wbrew pozorom ograniczanie spożycia cukru (i soli) nie jest prostym zadaniem. Pomijajac cukry proste w owocach, to wiele potraw jest dosładzanych czy dosalanych i trzeba nieustannie kontrolować ich skład, aby zmieścić się w tych dziennych normach.
    Praktycznie konieczne jest wyeliminowanie z diety słodkich napojów, ciast, słodyczy i słodzenia kawy/herbaty. Tak samo, jak konieczne jest ograniczenie do minimum solenia potraw.
    Pytanie jak to zrobić i jak wielkim trzeba być herosem przy suto zastawionym świątecznym stole...
  • CSOG
    23.12.2019 09:28
    Kontrola najwyższą formą zaufania.
    Jak skontrolować zawartość cukru w jabłku z marketu i śliwce z rynku? Jak skontrolować zawartość soli w obiedzie w restauracji?
    Wchodzę do rybnego. – Proszę Pani chciałem pół kilo śledzi, ale muszę wiedzieć ile tam będzie soli. Sprzedawczyni ze zdumienia przeciera oczy, - Wie pan, nie wzięłam okularów, nawet nie wiem, czy producent na opakowaniu wiaderka zawarł taką informację. Po za tym, zalewa właśnie mi pociekła po etykiecie, dokładnie w tym miejscu gdzie jest skład. To bierze pan te śledzie czy nie, bo się ludzie w kolejce niecierpliwią. – A co mnie ludzie obchodzą, pani sprawdzi na innym wiaderku. – Nie mam drugiego. To rezygnuję ze śledzi, wezmę mrożonego dorsza tylko … niech mi pani sprawdzi ile w nim jest soli, bo na pewno użyli do konserwacji. – Nie napisali, nic o soli. Jest informacja, że produkt głęboko mrożony i może zawierać śladowe ilości oleju palmowego. -To nie biorę dorsza, wezmę wędzonego łososia, o ile mi pani powie ile w nim jest soli. – Panie! Nie wiem, nie napisali. Weź pan śledzie wypłuczesz pan trzy razy i soli będzie mniej. Wracam do domu dumny z faktu że udało mi się kupić śledzie które będę mógł wypłukać z soli. Córka już przy wejściu strzela pytaniem: -A jak ty chcesz przyrządzić te śledzie? – Tradycyjnie w occie i oleju z cebulką? -W occie?!Nie wiesz chyba jak ten ocet jest szkodliwy dla organizmu i przyczyną ilu może być chorób. Ja tego nie będę jadła, nie zamierzam się dobrowolnie truć.
    Zapraszam żonę na obiad do restauracji. -Co podać?- pyta kelner. – Kartę dań. Tylko taką w której będzie wyszczególnione ile w potrawach jest soli i cukru. – Nie mamy takiej, to co podać? – Płaszcz - rzucam oschle. Nie będę jadł czegoś o czym nie wiem jak bardzo jest dla mnie szkodliwe. Żona szczęśliwa. Głodna ale szczęśliwa, widząc jak bardzo dbam o jej zdrowie. Wiesz –mówię do niej- napijemy się wody, woda jest zdrowa, bez soli i cukru … - Ale ta nasza z kranu to nie za dobra. Utrudnia -myślę sobie- ale nic to dam radę żyć zdrowo. – Kupimy jakąś butelkowaną. - A Wiesz, - wtrąca mi się w pół zdania – czytałam ostatnio w Internecie, że niektóre te butelkowane wody, to nalewają do tych PET-ów szlauchem z hydrantu.
    - Niemożliwe, przecież Sanepid by wykrył ( ale rezon straciłem). Próbuję ratować sytuację. – Zagotujemy sobie tą naszą kranówkę, wypijemy niesłodką herbatkę. – Herbatę?! Herbata jest szkodliwa, mówili w „Pytaniu na śniadanie”, zawiera jakąś hininę. - Chyba teinę? - Może i tak, w każdym razie ponoć jest bardziej niezdrowa od kawy. – Musiałbym chyba wiadro tej herbaty wypić żeby mi zaszkodziła. -A wiesz ile ty herbaty wypijasz przez miesiąc? Zastrzeliła mnie. – Wiadro. – A widzisz, zabijasz się tą herbatą. Posmutniałem. Żona postanowiła ratować sytuację. – Ugotuję ci pół ziemniaczka w niesolonej wodzie. – Ziemniak – pytam- przecież to nie ma żadnych wartości odżywczych. – Nie szkodzi, popatrz, kupiłam w aptece suplementy diety: wiesiołek, olej z wątroby rekina i inne takie. Uchyliła reklamówkę wypełnioną do połowy opakowaniami dobrze znanymi z telewizyjnych reklam. Co prawda, to prawda. O zdrowie trzeba dbać. Za wszelką cenę.
    • Anonim (konto usunięte)
      23.12.2019 09:35
      To wszystko do czasu. Ale masz wiele racji, trudno dowiedzieć się co tak naprawdę zawierają potrawy w restauracjach czy barach, albo ile sol ma ten śledź.
      Tyle że czasami musisz to wiedzieć, bo od tego zależy życie. Tutaj jeden z przykładów, niestety mi doskonale znany: https://www.gosc.pl/doc/5993954.Kardiologiczny-problem-numer-jeden
  • CSOG
    23.12.2019 12:24
    Od czasu do czasu.
    Można żartem, można serio. Można akcenty rozłożyć po równo. Pół żartem, pół serio. Dbałość o własne zdrowie jeszcze nikomu nie zaszkodziło, chyba. A do czasu jest wiele, jeśli nie wszystko. Do czasu są siły. Do czasu wzrok dobry i pamięć mniej zawodna do czasu. Ale czy tylko od czasu to wszystko zależy? Nie tylko od czasu, od stylu i trybu życia też. W innym miejscu, przy okazji innej dyskusji na inny temat, okazać się może, że coś troszkę od genów zależy. Przy jeszcze innej okazji i dyskusji wyjdzie na jaw że od stresu. Stres jako główna przyczyna wielu schorzeń nie jest bez znaczenia. Kto inny jeszcze wtrąci, że czasami zależy od przypadku. Znajomy małżonki trafił do szpitala z błahostką, złapał tam sepsę i zmarł, nagle niespodziewanie i niezależnie od mniej lub bardziej zdrowego trybu wcześniejszego życia. Jakie to passe przeprowadzić badania ilu osobom prowadzącym niezmiernie zdrowy tryb życia przytrafił się nagły i niespodziewany epizod nieszczęścia, wypadku przy życiu a jakże często nawet zgon. Oczywiście są badania i twarde naukowe dowody wskazujące jak zdrowy styl życia korzystnie wpływa na nasze zdrowie i życie. Bezsprzecznie. Tyle tylko, że nie jest jedynym, a ja waham się przed stwierdzeniem czy najważniejszym czynnikiem decydującym o naszym losie. Z całą pewnością nie chroni przed niechcianą ciążą, przed skutkami w psychice i wyrzutami sumienia po zabiciu poczętego dziecka, nie przed nieudanym związkiem partnerskim, nie przed rozpadem małżeństwa. Nie chroni przed kłopotami finansowymi z kredytem, przed utratą intratnej pracy. I przed śmiertelną kłótnią z teściową też nie. To wszystko również ma pewien, określony wpływ na jakość naszego życia, niezależnie od jego długości.
    Tak bardzo lubimy się zabezpieczać. Kochamy planować swoje życie. Uwielbiamy mieć wszystko pod kontrolą. Cenimy uczucie bycia kowalem swego losu. I tylko z akceptacją rzeczywistości niespodziewanej mamy ogromny problem. Nie lubię tego słowa, ale tak, to jest dla wielu ogromny problem. Nie wyzwanie, problem; w dodatku nie kochany, nie chciany; obcy nam i wrogi. Rzeczywistość która nas zaskakuje w sposób niezaplanowany, a co gorsze niechciany i nieakceptowany. Czasami informacja o zdarzeniu w ruchu drogowym, innym razem diagnoza lekarska, które to wydarzenia z naszym stylem życia nic nie miały wspólnego. Od czasu do czasu są takie zdarzenia. Nie uwzględniane w naszych planach żywieniowych i dietach. Nie ujęte w aplikacjach liczących kroki i tętno, ani w tych badających zanieczyszczenia powietrza. Często te zdarzenia są kompletnie od nas niezależne, a mimo to i tak pierwsze pytanie pojawiające się w naszej głowie brzmi: czy mogłem zrobić coś, aby tego uniknąć? Mógłbym jeszcze wspomnieć o naszej dbałości o zdrowy styl życia psychicznego. Ograniczę dygresję tylko do stwierdzenia, że sporo w mediach diet psychicznych, ostrzeżeń o szkodliwości stresu i gęstości w populacji przypadków depresji, sporo rad, ostrzeżeń i zaleceń, a mimo to gęsto. Co wyłączyć z diety, co ograniczać, aby uniknąć Parkinsona Alzhaimera, raka kości, białaczki, nerwicy, schizofrenii czy paranoi. Tej ostatniej można chyba profilaktycznie zapobiegać. Czego państwu i sobie oczywiście serdecznie życzę.
    • Anonim (konto usunięte)
      23.12.2019 13:18
      Od zawsze mój podziw wzbudzali zakonnicy mający w swym życiu wpisane "memento mori". Od czasów szkolnej religii pamiętam to zdanie "...głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twej duszy..."
      Ale czy to oznacza, że można tak w pełni dobrowolnie skracać swoje życie? Na geny nie mamy wpływu, ale już na to co jemy, jak żyjemy mamy wielki wpływ. Stąd mądrze jest żyć zdrowo, choć np. mnie choroba dopadła w kwiecie kondycji, gdy te 50 km EDK nie stanowiło problemu, a tysiące kilometrów rocznie spędzonych na rowerze zadziwiały lekarzy. Jak również nie dowierzali, gdy na pytania o palenie tytoniu i spożywanie nadmierne alkoholu odpowiadałem negatywnie.

      A dziś aby żyć (a mam dla kogo) muszę przestrzegać ścisłej diety i da się tak żyć. I to całkiem dobrze, stąd nie szukałbym dziury w całym, jak to usiłujesz czynić, lecz ograniczyłbym cukier, sól i parę innych składników codziennej diety.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg