Kleszcze przenoszą wiele infekcji

Choroby odkleszczowe są bardzo skomplikowane. Kleszcz może zakażać nas nie tylko bakterią Borrelia burgdorferi, ale też wieloma innymi organizmami chorobotwórczymi - mówi prof. John Lambert.

Dr John Lambert jest konsultantem chorób zakaźnych w szpitalu Uniwersyteckim Mater Misericordiae i profesorem w UCD School of Medicine and Medical Science w Dublinie. Ma 25-letnie doświadczenie w temacie chorób zakaźnych. Pracował w Instytucie Wirusologii Człowieka na Uniwersytecie w Maryland oraz w Instytucie Johna Hopkinsa w Baltimore, gdzie rozwijał umiejętności w zakresie wakcynologii, HIV, boreliozy oraz koinfekcji.

PAP: Jak wygląda leczenie boreliozy według zaleceń amerykańskich, jakie proponuje Międzynarodowe Towarzystwo ds. Boreliozy i Chorób z nią Powiązanych (ILADS)?

Dr John Lambert: Podstawowe zalecenia leczenia boreliozy mówią, że wystarczy podawać antybiotyk od dwóch do trzech tygodni. Według zaleceń ILADS pacjenta leczy się do momentu, aż poczuje się on lepiej. Może to trwać trzy tygodnie lub trzy miesiące, czasem dłużej.

Musimy pamiętać, że borelioza jest wywołana przez bakterię, a takie infekcje leczy się za pomocą antybiotyków. Infekcja ta niszczy również system odpornościowy, więc oprócz antybiotyków musimy uwzględnić również podejścia, które wzmacniają układ immunologiczny.

Czy długotrwałe leczenie oznacza, że mamy do czynienia z chorobą przewlekłą, czy tzw. zespołem poboreliozowym?

- Nie uznaję takiego określenia jak "zespół poboreliozowy". Zdarza się, że pacjent jest zakażony i ciągle choruje, choć otrzymał antybiotyki; czuł się lepiej w czasie ich przyjmowania, ale kiedy przestawał je przyjmować - jego stan się pogarszał. Myślę, że w takim wypadku nie mamy do czynienia z zespołem poboreliozowym, lecz jest to nawrót infekcji. W ten sam sposób podchodzę do leczenia innych chorób zakaźnych. Np. jeżeli mężczyzna ma zapalenie prostaty, mogę mu zalecić doksycyklinę na miesiąc, dwa lub trzy. Jeśli zachodzi poprawa, ale potem objawy nawracają - to podaję antybiotyk ponownie i nie mówię, że jest to "zespół poprostatowy".

Czy są zatem jakieś badania, które potwierdziłyby, czy mamy do czynienia jedynie ze skutkami infekcji - czy wciąż z czynnym zakażeniem?

- Mamy wiele badań mówiących, że po krótkotrwałej antybiotykoterapii infekcja ciągle utrzymuje się. Badania te opierają się na testach laboratoryjnych.

Czy borelioza to choroba całkowicie wyleczalna?

- Jeśli zastosujemy wystarczająco długą antybiotykoterapię i będziemy wzmacniać jednocześnie układ immunologiczny, to takie połączenie jest w stanie pokonać infekcję.

Ile może trwać leczenie?

Długość leczenia zależy od tego, jak długo wcześniej infekcja była obecna w organizmie człowieka. Jeśli ktoś został świeżo zakażony, np. w ciągu ostatniego miesiąca, wystarcza być może miesięczna czy dwumiesięczna terapia. Jeżeli jednak infekcja utrzymywała się w organizmie kilka lat - leczenie może trwać pół roku albo i dłużej.

W przypadku zapalenia ucha niektórzy ludzie czują się lepiej po 7 dniach antybiotykoterapii, zaś u innych trzeba powtórzyć leczenie 2-3 razy. Jeśli chodzi o boreliozę, trwa debata nt. długotrwałego leczenia pacjentów, którzy z początku czują się lepiej. Nie należy zatem skupiać się na długości leczenia - tylko zadawać pytanie, czy stan pacjenta poprawia się, czy nie. I w końcu zapytać, dlaczego objawy się cofają.

Według stowarzyszenia IDSA (Infectious Diseases Society of America) pacjenta leczy się przez dwa tygodnie, zaś zespół objawów, który następuje potem, to coś "poinfekcyjnego". Ale jaka nauka potwierdzi, że jest coś, co możemy nazwać takim zespołem? - po prostu nie mamy dobrych testów, żeby to zbadać. Niektórzy ludzie twierdzą także, że jeśli nie będziemy leczyć boreliozy, to ona sama się wycofa. Ale to nieprawda. Mamy badanie, które pokazuje, że jeśli choroba nie będzie leczona, to po sześciu miesiącach u pacjentów dochodzi do zapalenia stawów i w 80 proc. przypadków jesteśmy w stanie wyhodować z tkanki stawowej żywe bakterie.

Więc istnieją naukowe przesłanki za stosowaniem długotrwałej antybiotykoterapii?

- Oczywiście. Jest mnóstwo publikacji, z których wynika, że krótkotrwałe leczenie zawodzi. Istnieją również prace pokazujące, że obraz kliniczny pacjentów poprawia się, gdy leczymy ich po raz drugi czy przez dłuższy czas.

A co ze skutkami ubocznymi stosowania antybiotyków? Wiemy, że długotrwała terapia może być szkodliwa dla organizmu.

- Jeżeli ktoś weźmie antybiotyk, może dostać alergii czy biegunki. Może to także wpływać na wyniki krwi, funkcje nerek i wątroby. Podobnych antybiotyków używamy jednak również np. w leczeniu gruźlicy. Aby leczyć gruźlicę, stosujemy cztery antybiotyki przez 6-12 miesięcy. I wiemy, że jeśli nie podamy chorym antybiotyków - to umrą.

Problem z przewlekłą boreliozą moim zdaniem jest taki, że pacjenci też umierają, choć znacznie wolniej. Oczywiście nie powinniśmy używać antybiotyków bez uzasadnienia, bo mogą wystąpić skutki uboczne. Jeśli jednak, aby uniknąć biegunki używa się wielu dobrych probiotyków, takie powikłania nie nastąpią. Ludzie mówią często, żeby nie przyjmować antybiotyków, bo może to doprowadzić do biegunki związanej z bakterią Clostridium difficile, co ich zabije. Jest to dla nich argumentem, by nie używać tych leków w przypadku boreliozy. Nie sięgamy jednak do takich argumentów w przypadku dzieci czy młodzieży, kiedy te same antybiotyki stosujemy na trądzik - czy dla chorych na gruźlicę. Można więc przez pół roku stosować doksycyklinę w leczeniu trądziku i to będzie w porządku, ale jeśli przepiszę ten lek na boreliozę - mogę stracić prawo do wykonywania zawodu. To paradoks.

Skąd biorą się niejasności wokół diagnostyki i leczenia boreliozy?

- Choroby odkleszczowe są bardzo skomplikowane, a ludzie chcieliby, żeby to było proste. Kleszcz może zakażać nas nie tylko bakterią Borrelia burgdorferi, ale też wieloma innymi organizmami chorobotwórczymi. Jeśli ktoś jest chory po ukąszeniu kleszcza, a zrobił sobie tylko test na przeciwciała przeciwko krętkom boreliozy i otrzymał wynik negatywny, a czuje się coraz gorzej - to taki test najwyraźniej nie wystarcza.

Co do boreliozy, potrzebujemy lepszych narzędzi diagnostycznych i lepszych badań na temat jej leczenia, aby sprawdzać, jakie kombinacje antybiotyków działają najlepiej i sprawiają, że stan pacjenta się poprawia.

Kto mógłby się podjąć wykonania lepszych badań nad specyfiką samej bakterii i choroby?

- Stowarzyszenie ILADS to mała organizacja, która skupia jedynie 700 lekarzy na całym świecie, przeważnie z prywatną praktyką i nie będących naukowcami. Mamy ograniczone możliwości związane z prowadzeniem badań i publikowaniem wyników. Tymczasem stowarzyszenie IDSA liczy ponad 10 tysięcy lekarzy zakaźnych, którzy mają monopol na takie działania.

Dlaczego lekarze ILADS przeważnie nie pracują na uniwersytetach i nie robią badań w tej dziedzinie? Nie chcą?

- Nie chodzi o chęci. Sam przynależę do tych dwóch światów lekarskich, ILADS i IDSA. Jestem profesorem uniwersytetu i szkoły medycznej w Dublinie, ale gdybym chciał zdobyć granty na badania w kierunku boreliozy - nawet dla mnie byłoby to bardzo trudne. Jeżeli chciałbym zdobyć granty na HIV i AIDS, nie byłoby problemu, bo są na to pieniądze. Dostałem 1,8 mln euro grantu unijnego na badanie wirusowego zapalenia wątroby typu C. Kiedy jednak próbowałem zrobić coś z boreliozą, komitet odrzucił mój wniosek mówiąc, że nie ma na to szans. Obecnie pracuję i prowadzę badania naukowe na uniwersytecie, ale też przyjmuję pacjentów z boreliozą.

Niedawno francuska firma farmaceutyczna zakończyła pierwsze badania kliniczne nad szczepionką VLA 15 przeciwko boreliozie, która po dalszych testach za kilka lat miałaby wejść na rynek z nawet prawie 100-proc. skutecznością ochrony. Co Pan o tym sądzi?

- Kiedy pracowałem w USA, byłem dyrektorem klinicznym jednostki ds. oceny szczepionek przeciw AIDS w Centrum Badań nad Szczepionkami Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore i poznałem wiele typów szczepionek. Byłem też członkiem komisji ds. Bezpieczeństwa i Monitoringu Danych (DSMB), w której pracowało wielu sławnych specjalistów od boreliozy; wiele się od nich nauczyłem. W tym czasie w latach 90. pojawiły się dwie firmy, które próbowały stworzyć szczepionkę na boreliozę. Jako niezależna grupa ekspertów badaliśmy skuteczność jednej z nich. Szczepionka Connaught Lyme była w fazie ostatnich badań przed uzyskaniem pozwolenia na jej stosowanie. Zarówno ta, jak i druga szczepionka zostały w końcu licencjonowane, a jednak żadna z tych firm dzisiaj nie produkuje takich szczepionek.

Myślę, że to, o czym Pani wspomina, może być powtórką takiej sytuacji, być może nie ma się jeszcze czym ekscytować. Oczywiście bezpieczna i skuteczna szczepionka byłaby najlepszym rozwiązaniem, bo prewencja jest lepsza, niż interwencja. Ale nie wiemy, czy to się w końcu uda.

Jaki cel stawia sobie ILADS?

- Chcielibyśmy wywrzeć wpływ na lekarzy pierwszego kontaktu, aby byli w stanie rozpoznać zakażonego pacjenta i leczyć go najszybciej, jak to możliwe. Takie działanie ochroni pacjenta przed rozwojem chronicznej formy choroby. Obserwuję także lekarzy, którzy widzą rumień boreliozy u chorego i traktują to jako chorobę skórną, podając mu maści na grzybicę, zamiast antybiotyków. Naszym głównym celem jest więc pogłębienie świadomości w tym temacie wśród lekarzy rodzinnych. Wiele przypadków niestety pozostaje nierozpoznanych i infekcja rozwija się przez wiele lat.

Na co według Pana należałoby zwrócić największą uwagę u chorych pacjentów?

- Należy zdać sobie sprawę, że występowanie różnych infekcji odkleszczowych jest bardzo częstym zjawiskiem, a wielu z nich nie dostrzegamy. Nie wiemy nawet, że te infekcje mogą rozwinąć przewlekłą formę choroby u naszych pacjentów oraz tego, że są one wyleczalne dłuższą terapią antybiotykową. Moim zdaniem to zbrodnia, nie należy tego ignorować.

Rozmawiała: Patrycja Florczak

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg