Dwanaście kilometrów od centrum Warszawy można kupić wszystko, co dostępne na światowych rynkach kwiatów, owoców i warzyw. Tutaj między innymi zaopatrują się Kancelaria Premiera oraz Pałac Prezydencki.
Z bogatego asortymentu rynku korzystają głównie Polacy, ale są też Litwini, Ukraińcy, Rosjanie. Rocznie wjeżdża tutaj ponad 1,5 mln samochodów, co na dobę daje średnio 5,5 tys. wjazdów. – Najwięcej klientów przyjeżdża w czwartek, a także we wtorek – zauważa Skoczewska. Wielu właścicieli stoisk nie tylko sprzedaje towar, ale i zawozi go do klienta. To stąd trafiały na stół Prezydenta RP owoce i warzywa, i nadal dostarczane są do Kancelarii Premiera. Niektórzy prowadzą dodatkowo sprzedaż wysyłkową. Niemniej jednak, głównymi odbiorcami są właściciele restauracji i warzywniaków. W Polsce – mimo rosnącej liczby sklepów wielkopowierzchniowych – obrót świeżymi warzywami i owocami nadal odbywa się za pośrednictwem małych sklepów. Inaczej dzieje się we Francji, Austrii czy Wielkiej Brytanii, gdzie aż 80 proc. warzyw i owoców sprzedaje się w supermarketach. Bronisze wzorowane były na zachodnich trendach. Podobne rynki od wielu lat funkcjonują w Europie. Marché de Rungis pod Paryżem zajmuje obszar aż 290 ha. Sprzedają tam także nieprzetworzone mięso i ryby, czyli to, czego w Broniszach – na razie – nie ma. Spółka chce w przyszłości dokupić kolejne hektary i wybudować nowe hale. Ale rynek i tak jest już dziś małym miasteczkiem, z własną oczyszczalnią, gastronomią, a nawet oddziałem banku.
Skazani na jabcoki
Handlujących na terenie Bronisz można podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowią ci wszyscy, którzy mają stoiska wewnątrz hal, tak jak Joanna Oktaba. Do drugiej grupy należą sprzedający swoje produkty z samochodów zaparkowanych pod gołym niebem. Dla nich są wyznaczone specjalne aleje – osobne dla handlujących ziemniakami, a jeszcze inne dla sadowników. W alei zwanej potocznie „ulicą Marszałkowską” średnio trzy razy w tygodniu nocują Urszula Major z gminy Biała Rawska oraz Teresa Smułkowska z synem Łukaszem z okolic Grójca. O północy Urszula pakuje do samochodu skrzynie niesprzedanych jabłek i po pełnej dobie wraca do domu. Teresa i jej syn Łukasz przyjechali tuż po zmroku. Zamierzają stać do rana, a jeśli nic nie sprzedadzą, zostaną dłużej. Nie chcą wracać bez utargu. Przynajmniej musi się zwrócić za benzynę i wjazd na rynek. Od kilku lat jabłka źle schodzą. Najgorszym rozwiązaniem dla sadowników jest sprzedaż – jak sami mówią – „na jabcoki”. Chodzi o pozbycie się za grosze niesprzedanego towaru w przetwórniach. Łukasz Smułkowski, student SGGW w Warszawie, mówi, że wszystko przez to, że rząd nie wspiera rodzimej produkcji, tak jak to robią rządy innych państw. Podobnego zdania jest Janusz z okolic Rawy Mazowieckiej. Stoi drugi dzień. Między 23.00 a 1.00 aleje wyludniają się, choć samochody dostawcze zostają na miejscu. Wewnątrz nich, na skrzyniach jabłek i workach ziemniaków, do snu układają się handlarze. Śpią pod kocami i kołdrami. Nie wszyscy. Kobiety przy nocnej lampce zawijają w celofan wiązki naci pietruszki i szczypiorek, wyćwiczonym ruchem splatają gumką porcje czerwonej rzodkiewki. Kilku mężczyzn siedzi przy grillowo-piknikowym stoliku. Bynajmniej nie rozgrzewa ich karkówka. Lepiej robi to pochodna ziemniaków w najczystszej wersji.
Bronisze łączą narody i wieki
Wśród różnych gatunków owoców i warzyw Paweł Lewkowicz sprzedaje ziemniaki taro, sprowadzane z Chin, oraz bataty z Ameryki Południowej. Tym sposobem stoisko Pawła zbliża warzywa różnych kontynentów. Ludzi również, bo mimo że taro kupują głównie Azjaci, to po nowości sięgają także Polacy.
Zbliżają też kwiaty. Kazimierz Jurecki obiecuje, że gdy tylko Holendrzy wyhodują zapowiadane tulipany Lecha Kaczyńskiego, będzie je miał na swoim stoisku. Tulipany to jego specjalność. Może o nich długo mówić. Tak jak – kilka stoisk dalej – Waldemar Kozłowski o pelargoniach i papirusach, co pamiętają starożytny Egipt.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.