Jedno z drugiego

Wyciągnięcie jednego kamyczka czasami uruchamia całą lawinę.

Bywa, że nie dostrzegamy złożoności jakiegoś systemu, że nie mamy świadomości naczyń połączonych. Że pewne rzeczy postrzegamy jako niezależne. A potem przychodzi lawina.

Gdy wiele lat temu zastanawiano się, jakie warunki musi spełniać planeta, by mogło na niej powstać życie, wymieniano ciekłą wodę, twardą powierzchnię oraz atmosferę. Ale im dłużej prowadzono badania, tym lista stawała się dłuższa. Dość szybko pojawiło się na niej pole magnetyczne. To ono chroni planetę przed zgubnym wpływem promieniowania kosmicznego. Potem zauważono, jak ważna jest obecność Księżyca. Choć to tylko przerośnięty kamol, stabilizuje naszą orbitę. Gdyby nie Księżyc, zmienne warunki panujące na Ziemi nie dopuściłyby do powstania tutaj życia. Dzisiaj lista warunków niezbędnych do zaistnienia życia wydłużyła się do kilkuset pozycji, a wśród nich są tak egzotyczne jak trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów. Co wspólnego ma życie z wulkanami? Intuicja podpowiada, że wulkanizm jest dla życia zagrożeniem. To prawda, ale tylko na bardzo niewielkim obszarze. W skali całej planety – już nie. To dzięki wulkanom – czy ogólnie aktywności geologicznej – pierwiastki i minerały, które znajdują się pod powierzchnią planety, mają szansę wydostać się na powierzchnię. Tak się składa, że wiele z tych związków jest potrzebnych życiu nie mniej niż ciekła woda.

Aktywność geologiczna ma źródło w ciekłym i rozgrzanym wnętrzu planety. Te globy, które zdążyły wystygnąć, są martwe pod każdym względem. Jeden kamyczek spowodował lawinę, której nikt już nie zatrzyma, nawet jeżeli trwa ona dziesiątki milionów lat. Tak było na przykład na Marsie. Obserwując powierzchnię Czerwonej Planety, nie sposób nie zauważyć struktur identycznych do tych, które na Ziemi rzeźbi woda. Dzisiaj dość powszechnie uważa się, że Mars w przeszłości przypominał Błękitną Planetę. Płynęła na nim woda, rosły rośliny, może biegały zwierzęta. Dzisiaj nie ma po tym śladu. Bo Mars – jako planeta dużo mniejsza od Ziemi – wystygł. I to był ten kamyczek. Gdy jądro planety „zamarzło”, wyłączony został silnik produkujący pole magnetyczne. Tym samym zniknęła tarcza. Większy podmuch wiatru słonecznego zdmuchnął atmosferę. Nie wiemy, czy działo się to na raty, przez miliony lat, czy wystarczyły minuty. Ciśnienie drastycznie spadło, a ciekła woda po prostu wyparowała. A wraz z nią życie. Może jego resztki jeszcze drzemią pod powierzchnią planety? Na stronach naukowych (60–61) piszę o bakteriach znalezionych w piaskach najsuchszej z ziemskich pustyń.

Kamyczek powoduje lawinę nawet wtedy, gdy nie zdajemy sobie sprawy ze złożoności systemu, z tego, w jakim stopniu jest to system naczyń połączonych. Myślę o tym za każdym razem, gdy widzę, jak lekkomyślnie poczynamy sobie tutaj, na Ziemi. Na przykład zanieczyszczając powietrze czy wodę. A potem się dziwimy, dlaczego zeszła lawina. 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| FELIETONY, NAUKA

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg