Istnieje racjonalność odkrywania tajemnicy. Tajemnica musi być czymś, co mnie przewyższa i jednocześnie jakoś obejmuje. Jeżeli przyjmuję Pana Boga, to z góry zakładam, że są rzeczy, których nie pojmę. Z tak rozumianą tajemnicą spotykamy się właśnie w nauce na każdym kroku. .:::::.
Ale religia to nie jest domena racjonalizmu. Tertulian mówił: Wierzę, bo to niedorzeczne.
Ktoś o mnie powiedział, że jestem chrześcijańskim pozytywistą i mnie się to określenie podoba. Prawdopodobnie Tertulian, wypowiadając to swoje słynne zdanie, miał na myśli metodologiczną uwagę Arystotelesa, że jeśli ktoś głosi jakąś strasznie dziwną prawdę, a jest człowiekiem poważnym, to trzeba mu uwierzyć. Ale powiedzenie Tertuliana można rozumieć jeszcze inaczej. Istnieje racjonalność odkrywania tajemnicy. Tajemnica musi być czymś, co mnie przewyższa i jednocześnie jakoś obejmuje. Jeżeli przyjmuję Pana Boga, to z góry zakładam, że są rzeczy, których nie pojmę. Z tak rozumianą tajemnicą spotykamy się właśnie w nauce na każdym kroku. To nie jest tak, jak z czytaniem dzieł literackich – właśnie czytam Olgę Tokarczuk. Tutaj mogę sens czy treść wydobyć, a nawet narzucić interpretację, bo pisarz zostawił czytelnikowi pewną swobodę poruszania się wewnątrz jego dzieła. W nauce tak nie jest. W nauce mamy do czynienia z brutalnymi faktami; jak powiedział Whitehead: tak jest i nic na to nie poradzimy. Stajemy wobec pewnej obiektywności. Prowadząc pracę naukową mam często odczucie, że walę głową w mur, zderzam się z jakąś tajemnicą, zaczynam dostrzegać coś, czego może nawet nie chciałbym dostrzec i co nigdy przedtem nie przyszłoby mi na myśl.
A zatem: można wierzyć w Boga poza jakąkolwiek religią?
Można: w Boga filozofów.
A jaka jest różnica między Bogiem filozofów a Bogiem chrześcijan?
Chrześcijanin wierzy w Boga wcielonego. Ale sprawa nie jest taka prosta. Bardzo lubiłem książki Grahama Greene’a. On napisał w jednej ze swoich powieści, że Kościół ma za zadanie napoić ludzi winem prawdy i dziwi się, że ludzie nie chcą tego wina przełknąć, gdy im je wpycha do ust razem z butelką. To rozróżnienie na butelkę i wino jest bardzo istotne. Wiele rzeczy, które uważamy za wino, są tylko butelką i to bardzo kanciastą. Dlatego trudno to przełknąć. I tutaj Kościół ma jeszcze niewątpliwie bardzo dużo do zrobienia. Kościół i teologowie, którzy są jego mózgiem i powinni się takimi rzeczami zajmować.
Chce ksiądz powiedzieć, żeby nie mylić wina z butelką – prawdy z historycznymi metodami jej poszukiwania?
Mam jeszcze i taką wadę, że bardzo interesuje mnie historia oddziaływań pomiędzy nauką i religią. Daje ona pogląd na to, jak powstała owa butelka i ile w tej dziedzinie panuje mitów. Okazuje się, że od pewnego czasu oddziaływanie z nauką było znacznie bogatszym źródłem rozmaitych przemyśleń teologicznych niż dysputy wewnątrzteologiczne. Tomizm wyrósł ze zderzenia ówczesnej platońskiej myśli europejskiej z naukami przyrodniczymi, przyniesionymi wraz z arystotelizmem do Europy przez Arabów.
WIELKI MATEMATYK
Ale w powszechnym odczuciu drogi nauki i religii rozchodzą się coraz bardziej?
Myślę, że jest przeciwnie. Religia i nauka, dawniej w opozycji do siebie, teraz są jakby w jednym obozie.
Bo dostrzegły wspólne zagrożenia?
Tak – i religia, i nauka czują się zagrożone przez te wszystkie New Age, przez obniżenie poziomu masowej edukacji i kultury. Obniżenie standardów dotyka i Kościołów, i nauki. Nie słucha się elit, lecz masy i to też powoduje, że Kościoły i uczeni są jakby w jednym obozie.
Czy równie dobrze ksiądz czułby się nie będąc chrześcijaninem?
W żadnej religii nie ma takiej definicji Boga jak w chrześcijaństwie – Bóg jest miłością. Miłość musi się tu rozumieć inaczej niż w stosunkach ludzkich – jakaś niesamowicie wielka energia, i moralna, i twórcza. Niewątpliwie odpowiedzialność za to, że jestem chrześcijaninem, ponosi mój czas, miejsce urodzenia i rodzaj kultury, w jakiej się wychowałem. Gdybym się urodził np. w Indiach, może byłbym inny. Starałem się studiować filozofię i teologię solidnie i krytycznie. Konkluzją tego procesu było to, że chociaż nie można mieć w religii dowodów typu eksperymentalnego czy matematycznego, gdybym jednak odszedł od tej religii, postąpiłbym niemoralnie.
Bo coś by ksiądz zdradził?
Bo postąpiłbym wobec siebie nieuczciwie – intelektualnie. I tym się trzeba zadowolić, bo większego stopnia pewności nie można mieć z natury rzeczy. Ja się najlepiej modlę wtedy, gdy pracuję nad matematyką. Dlatego że matematyka to absolut, jedyny obszar ludzkiej działalności, który nie został dotknięty grzechem pierworodnym. W matematyce wszystko jest tak, jak powinno być. Nie może być inaczej. Mam poprzednika w Leibnizu, który widział Boga jako wielkiego matematyka. Pewien wybitny uczony matematyk i agnostyk spytał mnie kiedyś, czy Pan Bóg zna matematykę. Nie zna – odpowiedziałem, bo Pan Bóg jest matematyką. Leibniz sądził, że Bóg myśli matematyką. Prawdy matematyczne są Jego myślami. Lubię powiedzenie Leibniza: Dum Deus calculat, mundus fit – Gdy Bóg rachuje, staje się świat.
Jak tę matematyczną mistykę pogodzić z Bogiem katechizmowym – z tajemnicą Trójcy Świętej? Miliony katolików znają takiego Boga, a nie Boga Leibniza, nie czytali „Filozofii przyrody”, którą właśnie ksiądz wydał.
Teologowie na temat Trójcy napisali tomy i czytając niektóre z nich, denerwowało mnie to, że tam już nie było żadnej tajemnicy. Wszystkie relacje między Ojcem, Synem i Duchem zostały wyjaśnione, funkcje Trzech Osób rozdzielone itd. Wydaje mi się, że Pan Bóg dobrze się bawi (bo ma poczucie humoru), gdy czyta podręczniki teologii. W religii muszą być tajemnice; są one jej koniecznym elementem. Nie usiłuję sobie tłumaczyć tajemnicy Trójcy.
Whitehead pisał, że natura rzeczywistości jest matematyczna i nawet w Panu Bogu są jakieś relacje matematyczne – to aluzja właśnie do Trójcy.
Więc zamiast badać tajemnicę katechizmu, zabrał się ksiądz za tajemnicę Wszechświata.
To jest też przedmiot teologiczny, bo z chwilą, kiedy chce się poznać autora, czyta się jego dzieło. A to dzieło jest nie mniej ważne niż katechizm. Są dwie księgi – historii i przyrody.
KSIĘGA PRZYRODY
To zajrzyjmy teraz do księgi przyrody. Jak ksiądz dzisiaj zdefiniowałby przedmiot badania kosmologii, którą ksiądz się zajmuje, czyli Wszechświat?
Definiowaniem pojęć z zamiłowaniem zajmują się filozofowie, natomiast w naukach fizycznych, a kosmologia do nich należy, definicja, jeśli ma być naukowa, musi być operacyjna, to znaczy, że dane pojęcie musi prowadzić do możliwości pomiaru zakończonego jakąś liczbą. Więc, na przykład, mogę zdefiniować masę, bo mogę ją zmierzyć i wyrazić na przykład w gramach, ale nie mogę zdefiniować materii. Mogę zmierzyć energię, masę, przyspieszenie, nie materię, więc nie jest ona pojęciem naukowym; jest pojęciem filozoficznym, podobnie jak Wszechświat. Nie ma jakiejś liczby, która by nam opisała, zmierzyła Wszechświat. Zresztą samo słowo przeszło ogromną ewolucję, bo za czasów greckich Wszechświat kończył się na sferze księżycowej, za Newtona obejmował już gwiazdy, w minionym stuleciu sięgnął galaktyk. Pojęcie Wszechświata rozszerza się jak sam Wszechświat. Dzisiaj mówi się już o wielu wszechświatach, czyli światach, które ze sobą nie mają żadnej łączności, a więc, choć matematycznie możliwe, są de facto niepoznawalne, a zatem w zasadzie wychodzą poza obszar nauki.