„Człowiekiem jestem, od małpy nie pochodzę”. Koszulki z takim napisem można było parę lat temu kupić w pewnym internetowym sklepie. Dziś podobne tezy powtarzają niektórzy naukowcy i politycy, domagając się usunięcia teorii ewolucji ze szkolnych programów nauczania. .:::::.
Ciało + dusza = człowiek
Biblijna opowieść o Bogu stwarzającym człowieka zawiera bardzo interesujące przesłanie. Człowiek zostaje ulepiony z prochu ziemi, ale ożywiając go, Bóg tchnie w jego nozdrza tchnienie życia. Teologowie traktują ten obraz jako przedstawienie prawdy, że człowiek jest zarówno częścią świata materialnego, jak i duchowego. W świetle teorii o ewoluowaniu ludzkiego ciała dobrze znana prawda nabiera nowego wymiaru: człowiek jest tak bardzo częścią świata przyrody, że wespół z nim podlega nawet prawu biologicznej ewolucji. Nie przestaje być przez to kimś wyjątkowym, gdyż mimo to jako jedyny otrzymał Boskie tchnienie, nieśmiertelną duszę.
Według Biblii ten właśnie moment był dokończeniem procesu stwarzania człowieka. Także ta prawda świetnie koresponduje z wynikami naukowych badań. Uzupełnia je. Dla naukowców pytanie: od kiedy istota przedludzka stała się człowiekiem, jest bardzo trudne. Bo co właściwie decyduje o człowieczeństwie? Pojemność mózgoczaszki? Posługiwanie się narzędziami? Czy dopiero zwyczaj grzebania zmarłych i tworzenie naściennych malowideł? Nauka nie jest w stanie wskazać takiego momentu. Dla wierzących i przyjmujących teorię ewolucji jest nim bliżej nieokreślony moment, w którym Bóg obdarzył ludzkie ciało duchowym pierwiastkiem. Nie mogą się zgodzić z tym, że takiego momentu nigdy nie było, a duch jest tylko pochodną procesów biologicznych. Ale też taka hipoteza nie ma nic wspólnego z pomysłem ewolucji ludzkiego ciała.
Tego Darwin nie wymyślił
Przyjęcie koncepcji, że ludzkie ciało ewoluuje razem z całą ożywioną przyrodą nie jest łatwe i bezproblemowe. Na najważniejszą z trudności zwrócił uwagę Pius XII, wskazując na problem pogodzenia teorii ewolucji z katolicką nauką o grzechu pierworodnym. Kościół przyjmuje, że przekazuje się go „przez zrodzenie, to znaczy przez przekazywanie natury ludzkiej pozbawionej pierwotnej świętości i sprawiedliwości”. Jeśli przyjąć, że ludzkość pochodzi nie od jednej pary, ale od jakiejś populacji lub – jak czasem sugerowano – nawet kilku populacji, pojawia się problem, w jaki sposób grzech „przeszedł” na tych, którzy nie pochodzili bezpośrednio od grzesznej pary.
Czas pokazuje jednak, że zarówno postęp, jaki dokonał się w naukach przyrodniczych, jak i refleksja teologów pozwalają owe trudności pokonać. Można dziś powiedzieć, że chrześcijanin może wierzyć w ewolucję. Ci, którzy próbują fundamentalistyczny kreacjonizm ukazywać jako jedyny do przyjęcia z punktu widzenia religii pogląd, po prostu nie mają racji.
Gość Niedzielny 44/2006