To tylko katastrofa

Co się dzieje z Ziemią? Jeszcze nigdy nie było aż tylu katastrof naturalnych! – powtarza dziś trwożnie wielu ludzi. – Wcale nie jest ich dziś więcej niż dawniej – prostuje geolog Włodzimierz Mizerski, współautor książki „Katastrofy przyrodnicze”.

Zatrzęsie też Polską
Od 1980 r. wzrosła liczba cyklonów szalejących na kuli ziemskiej. Jednak jeśli uważnie przyjrzeć się katastrofom naturalnym w dłuższej niż 30 albo 100 lat perspektywie, można wręcz dojść do wniosku, że żyjemy pod względem katastrof w w miarę spokojnych czasach. Gdyby dziś powtórzył się taki wybuch wulkanu, do jakiego doszło 10 kwietnia 1815 r., to mimo naszej wysokiej technicznej cywilizacji, samochodów, komputerów i elektronicznych gadżetów, pewnie cierpielibyśmy wielki głód, tak jak większość ludzkości wtedy, przed niespełna 200 laty. Otóż w 1815 r. eksplodował wulkan Tambora w dalekiej Indonezji. Wyrzucił w powietrze ogromne ilości pyłu; po wybuchu wulkaniczna góra była prawie o 1,5 km niższa. Słup gazów i rozżarzonego popiołu miał prawie 50 km wysokości. Przez następne miesiące wiatr stopniowo rozwiewał ten popiół po stratosferze, utrudniając promieniom słonecznym dotarcie do powierzchni ziemi. Dlatego następny rok 1816 przeszedł do historii jako „rok bez lata”. W Ameryce Północnej i w Europie nie udały się zbiory. Na naszych przodków spadły straszny głód i wywołane głodowym osłabieniem epidemie.

Można też uznać, że Polska ma szczęście, ponieważ od dawna nie została dotknięta dużym trzęsieniem ziemi. Wbijana kiedyś do głów dzieciom w szkołach informacja, że w Polsce trzęsienia ziemi nie występują, jest nieprawdziwa. To, że najstarsi Polacy nie pamiętają takiego kataklizmu, o niczym nie świadczy. O dużych trzęsieniach ziemi w Polsce wiadomo z historii. Największe zdarzyło się w 1443 roku.

Epicentrum leżało prawdopodobnie na Pogórzu Sudeckim. Ucierpiał Wrocław, w Brzegu runęła część stropu kościoła farnego, a nawet w odległym Krakowie zawaliło się sklepienie kościoła św. Katarzyny. Nie odbudowano go już jak należy i do dzisiaj strop jest tam drewniany. Świadek tych wydarzeń ksiądz Jan Długosz zapisał w swojej kronice: „wieże i gmachy waliły się na ziemię, rzeki występowały z łożysk, a ludzie nagłym strachem zdjęci, od zmysłów i rozumu odchodzili”. – To trzęsienie mogło mieć około 6 stopni w skali Richtera.

Dochodziło do zawaleń budynków, z wież spadały dzwony – mówi dr hab. Mizerski. Skoro przed 568 laty nastąpiło w południowej Polsce poważne trzęsienie ziemi, jest pewne, że do następnych dojdzie też w przyszłości. Niestety, nie wiemy nawet w przybliżeniu, z jaką częstotliwością dochodzi w Polsce do dużych trzęsień. Przed Janem Długoszem nikt na ziemiach polskich nie opisał równie wielkiego kataklizmu. Zapewne z tej prostej przyczyny, że gdy do niego doszło, nad Wisłą nie było nikogo, kto umiał pisać. Następne poważne trzęsienie może więc zdarzyć się w Polsce jutro, a może dopiero za tysiąc lat.

Wiadomo tylko, że głęboko pod naszymi stopami bloki, na które podzielona jest nasza płyta euroazjatycka, trą o siebie. Gromadzą się tam naprężenia, które kiedyś będą musiały się rozładować przez trzęsienie. – Miejscem zagrożonym są Karpaty, bo leżą w strefie fałdowań alpejskich. W 1977 r. doszło do sporego trzęsienia ziemi o sile 7 stopni w skali Richtera w Karpatach rumuńskich. Być może jest tylko kwestią czasu takie trzęsienie w polskich Karpatach. Do trzęsień może też dojść na Przedgórzu Sudeckim, bo Sudety są pocięte licznymi uskokami, z których część wciąż jest „żywa” – mówi Włodzimierz Mizerski.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| NAUKA, ŚWIAT

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg