publikacja 14.07.2012 06:12
Na jednej z bocznych ulic nieopodal pętli autobusowej w Starej Rumi stoi drogowskaz z napisem „Kaktusy”. Wskazuje na szeroko otwartą bramę. Kto ją przekroczy, znajdzie się w świecie igieł i… wielkiej życzliwości.
Na przytulnym podwórzu stoi grupka dzieci z nauczycielkami. Wszyscy wsłuchują się uważnie w słowa krzepkiego mężczyzny w kapeluszu z dużym rondem. – Gdy wejdziecie do szklarni, musicie zachować wielką ostrożność. Większość roślin ma ciernie, które potrafią boleśnie ukłuć – mówi. Na szczęście nikt z młodych ludzi nie musiał doświadczyć prawdziwości tych słów. Wędrując wąskimi szklarniowymi dróżkami, podziwiali bogactwo kolczastego świata i uczyli się szacunku do niego.
– Kilkanaście lat temu przychodziło do nas 20–30 wycieczek szkolnych dziennie, dziś jest ich o wiele mniej, choć odwiedziny tutaj nic nie kosztują – uśmiecha się Andrzej Hinz. Wraz z żoną Łucją są właścicielami niezwykłej, bo największej w Polsce i jednej z najokazalszych w Europie kolekcji kaktusów i sukulentów.
Miłość od pierwszego ukłucia
Rodzina pana Andrzeja od kilku pokoleń zajmuje się ogrodnictwem. Jego dziadkowie, a potem rodzice prowadzili gospodarstwo kwiatowo-warzywne, hodowali drób oraz świnie. Jednak trudno im było utrzymać liczną, wielodzietną familię. Wtedy to, w latach 50. XX wieku, w historii rodzinnej pojawiły się kaktusy, chętnie przywożone z rejsów przez marynarzy. Często jednak nie wiedzieli oni, jak pielęgnować te egzotyczne rośliny. A ponieważ ojciec pana Andrzeja – Stanisław – był cenionym ogrodnikiem, zmizerniałe okazy trafiały do niego na kurację. On zaś przed oddaniem ich właścicielom pobierał z kaktusów zaszczepkę. I tak kolczasta kolekcja państwa Hinzów rosła, aż pewnego dnia jej część trafiła do jednej z gdańskich kwiaciarni.
Takie kolory to?
Odpoczynek dla zmęczonych oczu i serca!
Agnieszka Skowrońska/GN