Rabusie wykorzystują wojnę domową w Syrii i penetrują głównie stanowiska archeologiczne z okresu bizantyjskiego i grecko-rzymskiego - powiedział PAP dyrektor Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego prof. Piotr Bieliński.
Wyjaśnił, że zabytki pochodzące z tych miejsc ze względu na ich walory artystyczne cieszą się zainteresowaniem na rynku antykwarycznym. Podkreślił, że szczególnie narażone na nielegalne wykopaliska są znane starożytne miasta - Apamea i badana od 1959 roku przez Polaków - Palmyra.
"Niepokojące sygnały z Palmyry docierały do nas już w zeszłym roku. Łupem grup rabusiów padły prawdopodobnie cmentarzyska położone tuż za starożytnym miastem" - mówił prof. Bieliński.
Wraz z rozpoczęciem wojny domowej w niektórych rejonach Syrii przestała funkcjonować regularna policja i funkcjonariusze służby starożytności odpowiedzialni za opiekę stanowisk archeologicznych. Do przekopywania stanowisk dochodzi w miejscach, gdzie miejscowa ludność wie, że archeolodzy znajdowali sporo przedmiotów o walorach artystycznych.
"O nielegalnych wykopaliskach często nie dowiadujemy się w sposób bezpośredni. Ci, którzy je organizują, nie zapraszają przecież ekip telewizyjnych. Sygnały o tych działaniach pochodzą głównie z rynku antykwarycznego z libańskiego Bejrutu, skąd pozyskane zabytki trafiają na rynek europejski i amerykański" - wyjaśnił prof. Bieliński.
Do polskiego naukowca dotarły również informacje od francuskich archeologów o rabunkach na wschodzie kraju, w znanym bliskowschodnim badaczom stanowisku Mari. Pojawili się tam wykwalifikowani rabusie, którzy plądrowali wcześniej dziedzictwo historyczne Iraku. Świadectwem tego mają być nieznane badaczom tabliczki klinowe, które pokazały się na rynku antykwarycznym w Bejrucie.
"W zasadzie żadnej ze stron konfliktu nie można winić bezpośrednio za rabunki stanowisk archeologicznych - to handlarze dają sygnał rabusiom, jaki towar cieszy się zainteresowaniem kupców z zachodniego świata" - uważa archeolog.
Jego zdaniem ostatnie lata przyniosły przesycenie rynku antykwarycznego materiałami z Iraku. Proceder szmuglowania tych zabytków znalazł się jednak na celowniki Interpolu, który przeprowadzał intensywne kontrole portów w Rotterdamie i Hamburgu. Zabytki trafiały do kupców najczęściej drogą morską.
Według prof. Bielińskiego skala rabunków w Syrii w porównaniu z procederem w Iraku jest jednak nadal nieporównywalnie mniejsza. Poza tym - podkreślił naukowiec - żadna ze stron konfliktu nie niszczy starożytności celowo, z ideologicznego przekonania. Zabytkom grozi jednak inne niebezpieczeństwo.
"W przypadku starożytnego miasta Apamea jego ruiny mogą być doskonałą kryjówką dla stron konfliktu. Ta groźba jest dość realna z tego względu, że miejsce to położone jest na granicy między muzułmańskimi odłamami religijnymi - sunnitami i szyitami, którzy w wojnie domowej walczą między sobą" - opisał archeolog.
W przeciwieństwie do Iraku, syryjskie muzea jak na razie nie doznały większych zniszczeń. Co prawda budynek muzeum w Aleppo został uszkodzony w czasie wymiany ognia, ale nie ucierpiały żadne zbiory. Zdaniem prof. Bielińskiego należy docenić fakt, że pomimo wszystkich trudności, Syryjczycy odpowiedzialni za ochronę zabytków starają się w miarę możliwości monitorować sytuację w różnych częściach kraju. "Niestety poważnemu zniszczeniu uległ słynny średniowieczny suk, czyli arabski targ w Aleppo. Częściowo zawalił się pod ostrzałem moździerzowym. Potem padł ofiarą pożaru. To duża, niepowetowana strata" - uważa naukowiec.
Do 2010 roku w Syrii pracowały polskie misje archeologiczne w Tell Arbid, Palmyrze, Tell Qaramel oraz konserwatorska, odrestaurowująca freski z miejscowości Hawarte w muzeum w Hamie.
"Ze względu na wojnę nasi archeolodzy udali się w inne rejony strefy śródziemnomorskiej. Obecnie prowadzimy badania w krajach Zatoki Perskiej, irackim Kurdystanie. Planujemy otwarcie nowych wykopalisk w Armenii" - wyjaśnił profesor.
W Syrii do rozpoczęcia konfliktu pracowało około 120 zagranicznych misji archeologicznych i konserwatorskich. Większość z nich przeniosła się, podobnie jak Polacy, do krajów Zatoki Perskiej, ale również Jordanii, Gruzji i innych republik zakaukaskich.
Badania puszkowanych łososi pomogły ocenić zmiany stanu mórz w ciągu 40 lat
A potem zdziwienie że coraz częściej pojawiają się zdrowotne problemy.
Splątane znaczy jakoś połączone niezależnie od dzielącej je odległości.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.