Symulator życia

Naukowcy z Politechniki Śląskiej prowadzą badania nad wykorzystaniem wirtualnej rzeczywistości do diagnostyki, terapii i rehabilitacji dzieci niepełnosprawnych fizycznie i psychicznie.

Symulator życia   Szymon Zmarlicki /Foto Gość Naukowcy testują grę z wykorzystaniem mobilnego urządzenia Oculus. Ruchy wykonywane w celu przebicia baloników mogą być śledzone na ekranie komputera S.Z.: Czy w ten sposób udaje się uzyskać lepsze efekty, które nie są do osiągnięcia w gabinecie lekarskim, gdy dziecko w trakcie badania zastanawia się nad każdym ruchem?

A.B.: Tak, przy czym należy pamiętać, że nie są to aplikacje rehabilitacyjne i terapeutyczne. W przypadku dzieci jest ten problem, że bardzo szybko się nudzą i nie chcą kilkadziesiąt czy nawet kilkaset razy powtarzać tego samego ruchu. Ale jeżeli ma w określonym czasie tyle samo razy przebić balonik, a w dodatku rywalizuje z kolegą stojącym obok, to potrzebną ilość powtórzeń uzyskuje się w mgnieniu oka.

S.Z.: Napisanie odpowiedniej aplikacji to skomplikowane zadanie?

A.B.: Przede wszystkim scenariusza nigdy nie tworzymy sami, ale konsultujemy go z lekarzami i terapeutami. Taki model współpracy sprawdza się najlepiej, bo my mamy wiedzę, jak taką aplikację stworzyć, a oni wskazują nam, co ma się w niej znaleźć.

S.Z. Czym różni się takie rozwiązanie od podobnie działających systemów, które można kupić w każdym markecie z elektroniką i podłączyć do konsoli do gier?

Piotr Wodarski: Naszym największym problemem cywilizacyjnym jest to, że większość ludzi siedzi przed komputerem i nie rusza się. Dlatego chcemy zachęcić dzieci do aktywności. Próbujemy pokazać, że nawet, jeśli siedzą, to mogą trochę poruszać rękami i nogami. Nasz system jest o tyle lepszy od innych ogólnodostępnych propozycji, że działa w pozycji siedzącej i leżącej, a więc pozwala ćwiczyć osobom z niepełnosprawnością.

Symulator życia   HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Przy pomocy tych samych czujników w zeszłym roku naukowcy prowadzili badania obciążeniowe na tancerzach Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, dzięki którym teraz mogą tańczyć bezpieczniej S.Z.: A jakie rezultaty przynosi zastosowanie takiej metody?

P.W.: Bardzo często jest tak, że dziecko zapomina o swoim defekcie i – ku zdumieniu naszemu i jego rodziców czy opiekunów – zaczyna wykonywać ruchy, jakich na co dzień nigdy by nie spróbowało. Ale takie aplikacje mogą też uczyć. Problemem dzieci w szkole specjalnej nie jest to, żeby opanowały matematykę. One uczą się życia. Taki dzieciak musi potrafić ubrać kurtkę, zawiązać sznurówki, policzyć pieniądze… Dla nas to się wydaje śmiesznie proste, ale im naprawdę trzeba pokazać, jak należy włożyć klucz do dziurki i przekręcić, żeby otworzyć drzwi.

A.B.: Poziom problemu widać wyraźnie, kiedy tylko jedna z kilkunastu badanych osób potrafi nalać wodę z dzbanka do szklanki.

S.Z.: Jakie są możliwości popularyzacji takich metod w przyszłości?

P.W.: Chcemy przygotować produkt, który wejdzie na rynek i będzie służył pacjentom do celów aktywizacji, edukacji, a kiedyś może nawet rehabilitacji. Jednak tu pojawia się problem, bo potrzeba sporo pieniędzy, by taki produkt otrzymał certyfikację medyczną. Dlatego najpierw chcemy sprzedać kilka tego typu zestawów do użytku pozamedycznego. A myślę, że kiedy system otrzyma już certyfikację, trafi do klinik i szpitali, podkreślając atrakcyjność rehabilitacji.


Cały wywiad znajdziesz w najnowszym numerze "Gościa Gliwickiego" 2/2016 na 10 stycznia.

Pełne wydanie GN z dodatkami diecezjalnymi możesz już teraz za darmo przeczytać w nowej aplikacji mobilnej na smartfony, tablety i komputery - kliknij i sprawdź TUTAJ.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg