Co roku na świecie z powodu sepsy umiera ok. 750 tys. ludzi. Tylko w ostatnich tygodniach w Polsce zmarło kilka osób. .:::::.
Szybko do lekarza
Pierwsze z objawów chorobowych, o których mowa w definicji sepsy, to tzw. zespół ogólnoustrojowej reakcji zapalnej (SIRS), objawiający się wystąpieniem dwóch lub więcej z następujących objawów: temperatura ciała wyższa od 38 st. C lub niższa od 36 st. C, tętno wyższe niż 90 uderzeń na minutę, częstość oddechów wyż- sza niż 20 na minutę, podwyższony lub obniżony poziom leukocytów. O sepsie mówimy jednak dopiero wtedy, gdy do tych symptomów dojdą objawy zakażenia. Podejrzenie zakażenia występuje w przypadkach: obecności leukocytów w normalnie sterylnym płynie ustrojowym, perforacji narządu wewnętrznego, zapalenia płuc w połączeniu z ropną plwociną i zespołu objawów związanego z dużym ryzykiem zakażenia (np. wstępującego zapalenia dróg żółciowych).
Jeśli oprócz zespołu SIRS i objawów zakażenia wystąpi niewydolność narządów (wywołana przez sam proces septyczny, a nie przez chorobę podstawową czy działanie innych czynników), mówimy o ciężkiej sepsie. Niewydolność może wiązać się z poważnymi zaburzeniami krążenia, oddychania, dysfunkcjami układu nerkowego, hematologicznego czy metabolizmu. – Tu już mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem życia, nie wolno tego lekceważyć – ostrzega doktor Durek.
Najpoważniejszym stadium jest wstrząs septyczny, kiedy przy ciężkiej sepsie nie można utrzymać prawidłowego ciśnienia tętniczego krwi i upośledzony jest przepływ krwi w narządach. – W tym stadium śmiertelność wynosi aż 50 procent, lepiej więc rozpocząć leczenie jak najszybciej – dodaje dr hab. Grażyna Durek.
Jak uchronić się przed sepsą? – Nie ma tutaj stuprocentowej metody, ale można ograniczyć ryzyko zarażenia się infekcją – mówi lekarka. – Najważniejsze jest oczywiście przestrzeganie podstawowych zasad higieny: mycie rąk, niedopuszczanie do krańcowego wyczerpania fizycznego. Jeśli tylko pojawi się podejrzenie infekcji, istotne jest bardzo szybkie podanie antybiotyku. Należy więc natychmiast udać się do lekarza.
Gość Niedzielny 06/2007