Podkręcany sport

W sensie sportowym olimpiada już umarła, choć jako spektakl medialny nie traci na popularności. Olimpiada to komercja na niespotykaną skalę. Ogromne pieniądze, polityka i… szukanie drogi na skróty .:::::.

Testosteron łatwo wykryć w moczu, chyba że jest się posiadaczem wspomnianego genu. Co ciekawe, szczególnie wielu ludzi rodzi się z „odpowiednim profilem genetycznym” w Azji. Czy na tym będzie oparty sukces medalowy chińskich sportowców? Czy ci, którzy genu UGT2B17 nie mają, mogą czuć się pokrzywdzeni? No cóż, o krzywdzie można tutaj mówić tylko z punktu widzenia oszusta, ale ta sytuacja niebawem się zmieni. Nawet Światowa Agencja Antydopingowa przyznaje, że już możliwe są kuracje, po których sportowiec będzie miał „odpowiedni” genetyczny profil. I znowu, bez zaskoczenia. To właśnie w Azji, a konkretnie w Chinach znajdują się całe kliniki, w których za odpowiednią kwotę można „podrasować” sportowca. Na adresy takich ośrodków bez problemu trafili dziennikarze niemieckiego kanału telewizji ARD.

Geny – doping przyszłości

Już jakiś czas temu badacze zauważyli, że posiadacze genu UGT2B17 mogą w dużym stopniu bezkarnie się „koksować”. W tym kontekście najczęściej wspomina się o testosteronie, męskim hormonie, który powoduje m.in. rozrost mięśni. O braniu doustnie męskiego hormonu płciowego świat dowiedział się przypadkiem. W 1954 roku dr John Ziegler, lekarz, który był członkiem amerykańskiej ekipy na mistrzostwach świata w podnoszeniu ciężarów, zauważył, że radzieccy ciężarowcy regularnie zażywają tajemnicze tabletki. Jedną udało się wykraść i dzięki temu ustalić, że zawiera syntetyczny testosteron. Ziegler nie pobiegł do komisji antydopingowej, tylko… do firmy farmaceutycznej. Niedługo potem rozpoczęła się produkcja Dianabolu, amerykańskiego syntetyka zwanego „śniadaniem mistrzów”. Na listę nielegalnych specyfików trafił dopiero 15 lat później. W latach 70. i 80. testosteronem faszerowali się sportowcy w NRD. Szczególnie kobiety. Ich organizmy były tak zrujnowane, że (już po zjednoczeniu) niemieckie państwo musiało im zapłacić spore odszkodowania.

Testosteron łatwo wykryć w moczu, chyba że jest się posiadaczem wspomnianego genu. Co ciekawe, szczególnie wielu ludzi rodzi się z „odpowiednim profilem genetycznym” w Azji. Czy na tym będzie oparty sukces medalowy chińskich sportowców? Czy ci, którzy genu UGT2B17 nie mają, mogą czuć się pokrzywdzeni? No cóż, o krzywdzie można tutaj mówić tylko z punktu widzenia oszusta, ale ta sytuacja niebawem się zmieni. Nawet Światowa Agencja Antydopingowa przyznaje, że już możliwe są kuracje, po których sportowiec będzie miał „odpowiedni” genetyczny profil. I znowu, bez zaskoczenia. To właśnie w Azji, a konkretnie w Chinach znajdują się całe kliniki, w których za odpowiednią kwotę można „podrasować” sportowca. Na adresy takich ośrodków bez problemu trafili dziennikarze niemieckiego kanału telewizji ARD.

Smutna przyszłość sportu

Geny to niejedyny pomysł na nowoczesne „podkręcenie” organizmu. Mogą to być też komórki macierzyste (pozwalają szybciej regenerować kontuzjowane części ciała), a nawet wirusy, które będą w DNA sportowców wbudowywać odpowiednie fragmenty kodu. To już nie kosmetyka organizmu sportowca, ale jego totalna przebudowa. Nie lekki remont, ale stawia-nie nowych fundamentów. Do długiej listy można dopisać jeszcze leki, które wywołują u sportowców euforię czy pozwalają lepiej się koncentrować. W 2003 roku w biegu przełajowym w czasie Lekkoatletycznych Mistrzostw Świata we Francji na dystansie 100 i 200 metrów zwyciężyła amerykanka Kelli White. Po zawodach wykryto u niej podwyższony poziom modafi-nilu. To lek przeciwko narkolepsji, schorzeniu zwanym inaczej snem napadowym. Pobudza i pozwala lepiej się skoncentrować. Inne leki, np. przeciwko chorobie Parkinsona czy antydepresyjne, powodują lepsze samopoczucie psychiczne, które ma duży wpływ na osiągane wyniki. Lekarstwa te powodują zwiększone wydzielanie się dopaminy, hormonu, który z jednej strony powoduje lepszą koordynację ruchową, a z drugiej nazwany jest „hormonem szczęścia”.

W 1997 roku amerykański genetyk odkrył sposób na dwukrotne powiększenie u myszy masy mięśniowej. Ćwiczenia? A gdzie tam, zastrzyk, który wyłącza tzw. miostatynę. To czynnik wzrostu, który nie pozwala mięśniom rosnąć bez opamiętania. Hamuje ich rozwój. Teraz wystarczą dwa zastrzyki, by u człowieka wyłączyć ten hamulec bezpieczeństwa. Niebawem nie będzie trzeba nawet brać zastrzyków. Pojawienie się inhibitora miostatyny w tabletkach to tylko kwestia czasu. Przecież w wielu chorobach (np. AIDS) poważnym problemem jest zanik mięśni. Lek będzie produkowany dla chorych, ale z pewnością będą go próbowali także sportowcy. I nie będzie to jedyny taki przypadek.



Gość Niedzielny 32/2008

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg