W 2000 r. miało miejsce wydarzenie, które przesądziło o kanonizacji Ojca Pio. W cudowny sposób został uzdrowiony syn jednego z lekarzy pracujących w szpitalu założonym przez Ojca Pio. Autorką książki jest matka Matteo, która w porywający sposób opisuje wszystkie fakty i ich znaczenie nie tylko dla swoich najbliższych, ale także dla całego Kościoła. .:::::.
Co zdarzyło się 20 stycznia 2000 r.
Tego właśnie dnia zaczyna się niezwykła przygoda mojej rodziny, straszliwy koszmar, który następnie kończy się jak bajka. Jest wpół do dziewiątej wieczór, wracam z Foggii zmartwiona wysoką, trwającą od przedpołudnia gorączką Mattea, o której mąż powiedział mi, dzwoniąc na mój telefon komórkowy.
Już rano nauczycielka Mattea wezwała mnie do szkoły, mówiąc, że chłopiec skarży się na silny ból głowy. Udałam się tam jednocześnie z mężem, lecz oprócz gorączki Matteo nie miał innych objawów, więc pomyśleliśmy, że to zwykła grypa, łatwa do opanowania. Dlatego po południu pojechałam do Foggii na kurs doszkalający, pozostawiając Mattea z tatą. Przez cały czas gorączka była wysoka, mały również wymiotował i o tym powiedział mi mąż, dzwoniąc na komórkę.
Kiedy weszłam do pokoju dziecinnego, zobaczyłam, że Matteo ma nieprzytomne oczy i że mnie nie poznaje. Antonio starał się mnie uspokoić, bo dziecko badał – oprócz niego, który jest lekarzem – również przyjaciel pediatra; było to ledwie pół godziny temu i lekarz nie dostrzegł żadnych szczególnych oznak (żadnych plam ani sztywności karku). Jednak ogarnęła mnie panika, jakby ktoś mi mówił, że sytuacja jest groźna.
Podeszłam do Mattea, żeby pocałować go w szyję po lewej stronie, i kiedy odwinęłam kołnierzyk piżamy, spostrzegłam, że ma na skórze fioletowawe plamy. Przerażona, zawołałam Antonia, mówiąc: “Chodź tu szybko, zobacz, dziecko ma plamy, to DIC”. Ten specyficzny skrót oznacza rzadki i niezwykle poważny syndrom (wykrzepianie wewnątrznaczyniowe rozsiane), który nieczęsto się zdarza i z którym zetknęłam się tylko raz, wiele lat temu w podręczniku patologii. Już wtedy ta tak rzadka i straszna choroba pozostawiła we mnie jakiś przesadny i niewytłumaczalny lęk.
Mąż przybiegł, obejrzał Mattea i natychmiast zadzwonił do doktora Pellegrino. Zaraz też – wrzuciwszy do torby parę rzeczy – pojechaliśmy do szpitala, zostawiając po drodze Alessandra u przyjaciela, Nicoli. Minęło około piętnastu minut. Weszliśmy na ostry dyżur, położyliśmy dziecko na nosze i szybko zanieśliśmy na pediatrię. Było parę minut po godzinie dziewiątej wieczór.
Moje serce, a sądzę, że i serce Antonia, ściska się coraz bardziej. Czuję, że dzieje się coś strasznego, również dlatego, że plam wciąż przybywa i że stają się coraz większe w tempie, które wyraża grozę stanu. Widzę tę grozę w przerażonych i niespokojnych oczach lekarzy i pielęgniarek, którzy podchodzą do Mattea.
Kiedy wchodzimy na oddział pediatryczny, dziecko jest już w stanie wstrząsu i nie udaje się wkłuć do żyły, by rozpocząć natychmiastowa terapię. Mimo to Matteo rozmawia, jeszcze jest przytomny, po krótkim okresie otępienia w domu doszedł do siebie i domaga się pizzy, wody gazowanej. Jednocześnie krzyczy, bo sprawia mu ból igła szukająca z trudem wejścia w żyłę. Stoję przy nim i słyszę, jak znów domaga się gazowanej wody: “Tatusiu, jak to się mówi, kelner, kelner, chcę wody z gazem!”.
Ma wielkie pragnienie z powodu wstrząsu septycznego, a ja coraz jaśniej zdaję sobie sprawę z nieuchronności dokonującej się tragedii. Tracę mego syna, moje dziecko i nie mogę nic zrobić. Wydaje mi się, że tracę przytomność, a jednak nie padam, trwam bez ruchu i w milczeniu modlę się, a łzy płyną mi jak groch: “Jezu, dopomóż mi, Jezu, dopomóż mi, Jezu, Maryjo, nie opuszczajcie nas”.
Wtedy Matteo zwraca się do tatusia i wypowiada te piękne i niewiarygodne słowa: “Tatusiu, kiedy będę duży, chcę zostać bogaty, żeby rozdać wszystko biednym”. To zdanie uderza mnie – tak jak uderza doktora Gorgoglione, który wiele dni później sam powie mi o tym – pomimo pewności, że Matteo jest umierający. Odczytuję te słowa i tłumaczę je sobie jako znak od Jezusa, że dziecko urośnie, i proszę Go bez ustanku: “Panie, w swojej dobroci pospiesz nam z pomocą”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ekspert o Starship: loty, podczas których nie wszystko się udaje, są często cenniejsze niż sukcesy
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.