Nowe spojrzenie na SM

Włoski lekarz uważa, że stwardnienie rozsiane jest spowodowane zablokowaniem żył szyjnych, a prosty zabieg przywraca chorym zdrowie. Tysiące chorych na SM żyje nadzieją na wyleczenie.

Od 1868 roku sądzono, że stwardnienie rozsiane jest chorobą autoimmunologiczną, to znaczy taką, w której organizm z nieznanej dotąd przyczyny zaczyna niszczyć własny układ nerwowy. Najczęściej atakuje osoby młode, między 20. a 40. rokiem życia, chociaż ujawnia się coraz wcześniej. To choroba ciężka, trwająca latami i prowadząca do inwalidztwa. Medycyna potrafi jedynie opóźnić jej rozwój lekami i niwelować skutki długotrwałą rehabilitacją. Wyleczyć z SM na razie się nie udaje.

Wyleczył żonę
Włoski neurolog prof. Paolo Zamboni z Uniwersytetu Ferrara jest przekonany, że SM nie jest chorobą auto-immunologiczną, jak dotąd sądzono, ale że jej przyczyną są zwężenia żył odprowadzających krew z mózgu do serca. Przez te zwężenia krew ma utrudniony odpływ z mózgu. Żeby ominąć przeszkodę, szuka innych ścieżek, przez co zdarza się, że płynie w żyłach niejako „pod prąd” i zamiast odpływać z mózgu, do niego wraca, powodując zastój i wzrost ciśnienia w układzie żylnym. Z zastojem wiąże się wzrost koncentracji substancji, które są z tkanki nerwowej wydalane. Oba te czynniki warunkują uszkodzenie bariery krew– mózg, co ma wywoływać proces autoimmunologiczny oraz powstanie zmian zapalnych w obrębie tkanki mózgowej. Na skanach mózgu pojawiają się białe plamy – rozsiane ogniska zapalne.

Prof. Zamboni i jego współpracownicy zbadali kilkaset osób w różnym stadium SM. U wszystkich stwierdzili „mózgowo-rdzeniową niewydolność żylną”. Postanowili więc zwężenia usunąć za pomocą znanej w chirurgii naczyniowej metody balonikowania lub stentowania. Polega ona na tym, że zwężone miejsce w żyle rozpycha się specjalnym balonem naczyniowym lub podpiera stentem, czyli maleńką, metalową sprężynką, która jak rusztowanie zapewnia odpowiednią szerokość światła naczynia. Kiedy zwężenie znika, krew zaczyna prawidłowo odpływać z mózgu, co dr Zamboni nazwał zabiegiem uwalniania. Zabieg odbywa się w miejscowym znieczuleniu i trwa około 40 minut. Wystarczy tylko drobne nacięcie. Jedną z pierwszych osób, które poddały się nowej metodzie leczenia, była żona prof. Zamboniego, od kilkunastu lat chorująca na SM.

Ostrożnie i sceptycznie
Na forach internetowych chorych na SM wrze, bowiem pojawiła się nadzieja na walkę z wyniszczającą i utrudniającą życie chorobą, która w Polsce dotyka ok. 50 tys. ludzi, a na świecie – 2,5 mln. W Polsce aż trzy czwarte chorych, dwa lata po postawieniu diagnozy, przechodzi na rentę. Tylko 2 proc. jest objętych leczeniem refundowanym przez NFZ. Reszta leczy się z własnej kieszeni. Nic więc dziwnego, że zainteresowanie nową metodą jest olbrzymie. Specjaliści jednak studzą entuzjazm.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg