Obszar Chronionego Krajobrazu Doliny Wisły. Wydawać by się mogło, że to trochę zapomniana kraina. Tysiące turystów, którzy przybywają tu co roku, przeczą łatwym osądom.
Kolejna świątynia zaprasza do wejścia w Gręboszowie. Tym razem oczy sycą się złotem ołtarzy, podobnych do barokowych złotych ołtarzy w jezuickich kościołach w Ameryce Południowej. Gręboszowski kościół przyciąga historią pochodzących stąd ludzi: Jakuba Bojko, współzałożyciela ruchu ludowego, nauczycielki i dziennikarki Stefanii Łąckiej, mjr. Henryka Sucharskiego, obrońcy Westerplatte, i ks. Piotra Halaka. Wychodząc z kościoła, przystaję przed wysoką kolumną, na której mała Maryja tuli się do mamy Anny. Pomnik wystawiło w XIX wieku Bractwo św. Anny. Stąd już niedaleko do Żelichowa, gdzie wśród drzew drewniany kościółek kryje gotycki skarb, jedyny w diecezji pentaptyk, czyli pięcioczęściowy ołtarz.
Pomalowana wieś
Do Zalipia przybywa rocznie około 12 tys. turystów z kraju i ze świata. – Wszystkiemu winne piece, które gospodynie odnawiały, pokrywając „packami”, kolorowymi plamami przypominającymi kwiaty. Z czasem zaczęły malować niemal wszystko w obejściu. Używały pierwotnie trzech kolorów: czarnego, brązowego i białego. My teraz malujemy wszystkimi – opowiada Ewelina Sokołowska, którą zastaję z grupą pań podczas twórczej pracy w zalipiańskim Domu Malarek. Są domy, w których kwiatową sztuką zajmuje się kilka osób. Czasem z pokolenia na pokolenie.
– Najwięcej artystów to kobiety, ale maluje też kilku chłopców i jeden pan – podkreśla pani Ewelina. Co roku Zalipie urządza konkurs na najpiękniej pomalowane obejście. Dzieci i dorośli mogą uczestniczyć w warsztatach malarskich, a koneserzy sztuki mogą kupić zalipiańskie arcydzieła w tutejszym sklepiku. Warto też zobaczyć muzealną już chatę jednej z najsławniejszych miejscowych artystek – Felicji Curyłowej. Dobrym pomysłem jest również spacer przez najbardziej pomalowaną wieś w Polsce.
Nęcenie się opłaca
Poznając dolinę Wisły, która w diecezji ciągnie się od Uścia Solnego do Szczucina, nie można zapomnieć o samej rzece. To raj dla wędkarzy. Rzeka jest dzika i obfituje w ryby. Jest też w miarę czysta. – Znakiem tego jest zatrzęsienie kiełbia, który nie lubi brudnej wody.
Można tu łowić rybę białą, czyli spokojnego żeru, niedrapieżną jak karp, leszcz czy amur – mówi doświadczony w wiślańskich łowach pan Stanisław. Czasem trafi się drapieżny potwór – sum, szczupak lub sandacz. Wędkowanie wymaga czasu, poświęcenia, słynnej cierpliwości.
– Nieraz rybę trzeba nęcić kilka dni, na przykład kukurydzą. Czekanie zawsze się opłaca – dodaje pan Stanisław. Wisła nie jest dla wszystkich wędkarzy łaskawa, więcej wymaga od łowiących doświadczenia i wiedzy. – Sprzęt trzeba mieć w miarę dobry, ale nie musi kosztować kilka tysięcy. Superdrogie wędki nieraz mijają się z celem, czyli z rybą – żartuje. Problemem wędkarzy jest dojazd do brzegu rzeki. Przeszkodą są prywatne łąki między wałami.
– Jest kłopot z parkowaniem, zwłaszcza przez pseudowędkarzy, którzy przyjeżdżają się bardziej zabawić, niż łowić. Czasem niszczą łąki, co spotyka się nieraz z ostrym i słusznym protestem miejscowych – przyznaje pan Stanisław. Sytuacja wydaje się patowa i wiele zależy od kultury łowiących i dobrej woli nadrzecznych mieszkańców. Ale jakikolwiek trud się opłaca, o czym przekonuję się, jedząc wyśmienitą wędzoną szynkę z amura. Dla mnie po prostu bomba!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W ciągu miesięcy całkowicie się rozkłada, nie tworząc nawet mikrocząstek.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.