publikacja 30.03.2016 12:06
Fragment książki Dawida Fergusona "Stworzenie", wydanej przez Wydawnictwo M. Dotyczący "dostrojenia" w ewolucji kosmosu.
Wielki Wybuch i kosmiczne dostrojenie
Potwierdzeniem prawdziwości teorii Wielkiego Wybuchu są trzy fundamentalne zjawiska obserwowane we wszechświecie: jego rozszerzanie się, skład chemiczny i mikrofalowe promieniowanie tła. Odkrycie tego ostatniego zjawiska w 1964 roku stanowiło mocne potwierdzenie hipotezy Wielkiego Wybuchu i wywołało poruszenie w kręgach teologicznych, zwłaszcza w odniesieniu do argumentu kosmologicznego. Skoro wszechświat powstał około 13,7 miliarda lat temu od Wielkiego Wybuchu, być może trzeba przywołać Boga jako jego rację ostateczną. W najnowszych wersjach argumentu kosmologicznego kalam jego zwolennicy powołują się na współczesną kosmologię, zakładając, że jedynym zadowalającym kandydatem, który mógł spowodować Wielki Wybuch, jest właśnie Bóg, i twierdząc, że nauka, wskazując na osobliwość początkową Wielkiego Wybuchu, dotarła do granicy swoich możliwości.
Wydawnictwo M
Od czasu publikacji jednej z pierwszych prac Hawkinga poświęconych tej problematyce prowadzi się intensywne badania dotyczące warunków obowiązujących w erze Plancka (w okolicach osobliwości początkowej), w przypadku których zawodzą normalne fizyczne modele opisu stanu wszechświata. Celem tych badań jest fizyczne (a nie metafizyczne) wyjaśnienie Wielkiego Wybuchu. Wiele uwagi poświęca się teorii kwantowej i temu, w jaki sposób mógł pojawić się inicjujący wszystko Wielki Wybuch (na przykład z pęcherzyka gotującej się pierwotnej przestrzeni). Fizycy ciągle nad tym pracują i laikowi wszystko to trudno zrozumieć, a co dopiero ocenić. Załóżmy jednak, że któreś z wyjaśnień naukowców przyjmie się w przyszłości na dobre. Czy oznacza to, że wyjaśnienie teologiczne stanie się zbędne? Nie, i to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, nadal pozostaje otwarte pytanie „dlaczego jest raczej coś niż nic?". Po drugie, inteligibilny charakter kosmosu podległego w każdym miejscu prawom przyrody rodzi dalsze pytania natury metafizycznej. Dlaczego nauka z takim powodzeniem pozwala nam zrozumieć inteligibilny świat rządzony prawami nauki? Swinburne - jak zauważyliśmy wcześniej - określa ten stan rzeczy mianem „porządku temporalnego" i twierdzi, że to podstawa probabilistycznej wersji argumentu z celowości. Nic z tego, co powiedziano wyżej, nie wymaga oczywiście, byśmy traktowali współczesne próby opisu warunków poprzedzających Wielki Wybuch ze sceptycyzmem lub wrogością. Powinniśmy traktować taki stan rzeczy jako ważne zadanie dla naukowca, lecz nie w taki sposób, który z konieczności prowadzi do eliminacji teologicznych opisów świata jako stworzonego i zależnego od Boga. Opisy tego rodzaju należą do innego poziomu rozumienia, który może pozostawać w harmonijnej relacji z naukami przyrodniczymi.
Duża część współczesnej debaty na styku nauki i religii dotyczy szczególnego dostrojenia się kosmosu do człowieka i tak zwanej zasady antropicznej. Aby powstały galaktyki, planety i formy życia oparte na węglu, kosmos musi odznaczać się bardzo szczególnymi parametrami, gwarantowanymi przez najbardziej podstawowe prawa przyrody, przez warunki panujące w pierwszych milisekundach historii wszechświata i w tempie jego rozszerzania się, które wciąż obserwujemy. Te konkretne warunki umożliwiają tworzenie się właściwych pierwiastków, gwiazd i planet, na których może istnieć życie. Taki stan rzeczy fascynuje fizyków już od pół wieku i zaowocował w niektórych kręgach powrotem do argumentu z celowości. Warto zauważyć, że ku tej zasadzie skłania się wielu fizyków, podczas gdy odwołujący się do Darwina biolodzy są najczęściej bardziej sceptyczni, aczkolwiek możemy znaleźć kontrprzykłady w środowisku jednych i drugich. Tego rodzaju dostrojenie zdaje się sugerować, że wszechświat posiada jakąś wbudowaną skłonność biocentryczną lub antropiczną. „Wprawdzie nie żyjemy w środku wszechświata, ale wygląda na to, że materiał kosmosu otrzymał własności, które umożliwiają zaistnienie bytów takich jak my". Ten cytat sugeruje, że możemy powrócić do przywróconego ponownie do życia argumentu z celowości, zgodnie z którym Bóg obdarzył świat potencjalnością wpisaną w same prawa przyrody. Tego rodzaju argumentacja nie ma nic wspólnego ze strategią „Boga luk" uciekającą się do wyjaśnień teologicznych, by wypełnić puste miejsca w tym, co ma do powiedzenia nauka, i narażającą się tym samym na to, że przyszłe postępy nauki wyeliminują tego rodzaju wyjaśnienia. Miast tego mamy tu do czynienia z metafizycznym wyjaśnieniem tego, dlaczego w świecie występuje tego rodzaju fundamentalna struktura zakładana z konieczności przez naukę.
Duża część dzisiejszej literatury zajmuje się możliwością istnienia wieloświata. Można go sobie przedstawiać na różne sposoby, na przykład, jak zakładają niektórzy fizycy, jako pęchęrzyki czasoprzestrzeni wyłaniające się z fluktuacji kwantowej. W obrębie każdego z takich pęcherzyków mogą obowiązywać różne prawa, w rezultacie czego powstają mniej lub bardziej chaotyczne wszechświaty. Nasz wszechświat byłby jednym z takich pęcherzyków, który tym różni się od pozostałych, że wytworzył formy życia, lecz nie ma w tym niczego szczególnego ani będącego wynikiem jakiegoś zamysłu. Jest to po prostu jedyny wszechświat dostępny naszej obserwacji" W rezultacie tego mocna zasada antropiczna (cała rzeczywistość fizyczna wydaje się w dziwny sposób podporządkowana naszemu istnieniu na Ziemi) zostaje zredukowana do słabej zasady antropicznej (nasze istnienie na Ziemi wymaga, by ten wszechświat, jeden spośród wielu, miał podstawę antropiczną). Tylko z mocnej zasady antropicznej można w sposób skuteczny wyprowadzić odnowiony argument z celowości. A zatem przywoływana tu koncepcja wieloświata osłabia siłę argumentów antropicznych za istnieniem Boga.