Jak ratować człowieka, którego ciało jest jedną wielką oparzeniową raną? Dla najciężej poszkodowanych ofiar pożarów uruchomiono pierwszą w Polsce nieuczelnianą pracownię hodowli komórek naskórka oraz bank tkanek. .:::::.
Pracownia powstała kosztem 4 mln zł w renomowanym Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śl. To tam przywożeni są najciężej oparzeni pacjenci, nieraz z bardzo odległych regionów kraju. Tak było np. po pamiętnym pożarze podczas koncertu w hali Stoczni Gdańskiej, gdzie zginęło 7 osób, a 200 musiało być poddanych długotrwałemu leczeniu. Czym je leczyć? – zastanawiał się twórca siemianowickiego ośrodka dr Stanisław Sakiel. To wtedy wpadł na pomysł stworzenia banku skóry i tkanek. Powstał po 14 latach.
Skalp jak znaczek pocztowy
Działa to tak. Do siemianowickiej oparzeniówki przywożony jest człowiek, który ma poparzone 60 lub więcej procent powierzchni ciała. – Do jego leczenia, a zwłaszcza przeszczepu, najlepsze byłyby komórki jego własnego naskórka – mówi kierownik pracowni dr Agnieszka Klama-Baryła. Ale skąd wziąć własne komórki pacjenta, skoro potrzeba ich mnóstwo, a większość ciała jest oparzona? Najpierw chory otrzymuje znieczulenie, a potem za pomocą dermotomu, który wygląda jak 25-centrymetrowa, srebrzysta maszynka żyletkowa do golenia, pobierana jest cienka warstwa naskórka wielkości znaczka pocztowego. W tym momencie wkracza zespół nowo powstałej pracowni. Rozdziela pobrane komórki, trawi je w enzymach, a następnie umieszcza w butelkach wypełnionych płynną, różowo-czerwoną pożywką. To głównie woda i substancje odżywcze, pochodzące z wyciągu z przysadki wołowej. Utrzymywane w sprzyjających warunkach komórki szybko się mnożą. Potem, już na sali operacyjnej, wyhodowane komórki miesza się z powszechnie używanym w chirurgii klejem fibrynowym. Tak powstałą mazią pokrywa się poparzone miejsca. I już. To jakby przeszczep. Chory otrzymuje wyhodowane w pracowni własne komórki naskórka. Są one jak naturalny opatrunek, który pozwala organizmowi wyprodukować głębsze warstwy skóry.
Zanim umrze
I choć procedura brzmi bardzo prosto, na pewno taka nie jest. Hodowla komórek naskórka trwa 3–4 ty-godnie. Dla ciężko poparzonych to bardzo długi okres. Często zdarza się, że za długi. Jak ten problem rozwiązać ? Zanim chory będzie mógł skorzystać ze swych własnych, wyhodowanych komórek naskórka, otrzymuje biologiczny opatrunek z cudzej skóry. – Pozyskuje się ją od dawców zmarłych, tak jak serce czy nerki do przeszczepów – mówi dr Klama-Baryła. Biologiczny opatrunek składa się ze skóry pozbawionej żywych komórek. Nie ma więc niebezpieczeństwa, że wraz z nim do organizmu chorego dostaną się bakterie. – Takie leczenie nie jest w świecie rzadkością, ale jest drogie; kosztuje ok. 20 tys. zł – dodaje pani doktor, podkreślając, że koszty są tak wysokie z powodu konieczności zachowania wyśrubowanych norm czystości.
Jeszcze nowsza metoda
Jak siemianowiccy lekarze radzili sobie, gdy nie mieli takiej pracowni? Trochę skóry do przeszczepów pochodziło od krewnych pacjenta, niektóre pozyskiwano z banku tkanek w Warszawie albo z ośrodka w Krakowie, a nawet z zagranicy. Biologiczne opatrunki wykonywano nawet z komórek zwierzęcych, np. świńskich. Teraz siemianowicka pracownia może rocznie pomóc 30–40 chorym. Jej pracownicy byliby w stanie wyhodować dostateczną ilość komórek nawet w przypadku, gdyby do szpitala trafiło jednocześnie sześciu ciężko oparzonych pacjentów, np. ofiar podziemnego pożaru w kopalni. – Mam nadzieję, że pójdziemy jeszcze dalej – mówi kierownik pracowni. Jej zdaniem, przyszłość leczenia ciężkich oparzeń to substytuty pełnej grubości skóry. Można by je uzyskać, budując coś w rodzaju sztucznych siateczek, na których wzrastałyby żywe komórki.
Gość Niedzielny 17/2008
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W ciągu miesięcy całkowicie się rozkłada, nie tworząc nawet mikrocząstek.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.