Cud kanonizacyjny Ojca Pio. Uzdrowienie Matteo - relacja matki

W 2000 r. miało miejsce wydarzenie, które przesądziło o kanonizacji Ojca Pio. W cudowny sposób został uzdrowiony syn jednego z lekarzy pracujących w szpitalu założonym przez Ojca Pio. Autorką książki jest matka Matteo, która w porywający sposób opisuje wszystkie fakty i ich znaczenie nie tylko dla swoich najbliższych, ale także dla całego Kościoła. .:::::.

Pytam Michele Pellegrino, co się stało; mówi mi, że stan kliniczny jest bardzo poważny, gdyż istnieje uzasadnione podejrzenie zaistnienia rozległej posocznicy bakteryjnej. Pytam, czy chodzi o syndrom Waterhouse-Friderichsena. Michele potakuje. Dodam, że pamiętam ten niezwykle rzadki syndrom tylko dlatego, że kiedy studiowałem go na patologii bądź w klinice, wywoływał we mnie jakieś trudne do opisania przygnębienie, czy to z powodu gwałtownego przebiegu, czy wstrząsających fotografii pacjentów.

Nigdy nie byłem hipochondrykiem; podczas studiów paliłem papierosy, nie obawiając się raka płuc, który przecież spotykałem często wśród patologii, o jakich się uczyłem; jednak posocznicę meningokokową do dziś wspominam z przerażeniem.

Jesteśmy zrozpaczeni, ja i żona, a prawdopodobnie też wszyscy, którzy nam towarzyszą. Wobec Mattea, który nas szuka, udajemy, że nic się nie stało. W pewnej chwili głośno oświadcza, że jeśli będzie bogaty, odda wszystko biednym. Te spontaniczne słowa wprawiają nas wszystkich w osłupienie. Potem prosi salowego o wodę gazowaną. Doktor Gorgoglione robi mu punkcję lędźwiową, by pobrać płyn do badania.

Tymczasem przychodzą wyniki badania krwi. Odczytuję je z twarzy kolegi, który otrzymuje je telefonicznie z laboratorium. Gdy mi je przekazuje, nie mogę zebrać myśli. Pamiętam tylko jeden wynik: liczba płytek krwi – 13000. Matteo zostaje przeniesiony na oddział reanimacyjny.

Przez cały okres hospitalizacji jestem z Matteo, bardziej jako ojciec niż lekarz, bo w leczeniu zdaję się tylko na kolegów i na Boga. Przez wszystkie dni i noce spędzone w szpitalu modliłem się tylko do Jezusa, do Madonny i do Ojca Pio.

Przeżywam ten czas w dręczącej świadomości, że w każdej chwili mogę stracić Mattea, w koszmarze czekania na wyniki badań krwi, prześwietleń płuc, wydzielania moczu oraz wszelkich innych widocznych na monitorze parametrów dotyczących pracy serca i oddychania. Nie jestem w stanie świadomie ocenić rozmaitych wyników, zarówno hematologicznych, jak i radiologicznych, które koledzy uprzejmie mi pokazują, jedynie z ich twarzy staram się odczytać coś, co da mi nadzieję.

Ale w pierwszych dziesięciu dniach hospitalizacji nic takiego się nie dzieje. Wszyscy bardzo opierają się przed wzbudzaniem we mnie złudzeń. Z wielkim bólem przypominam sobie twarz ordy﷓ natora, doktora De Vivo, kiedy 21 stycznia, w piątek, gdzieś około godziny trzynastej spotkał mnie w separatce, gdzie leżał mój syn. Chciał zdezynfekować jego ciało, by wkłuć się w inną żyłę w udzie w celu przetoczenia krwi. Odwrócił się ku mnie i czym prędzej spuścił wzrok.

Wtedy uświadomiłem sobie, że nie ma ratunku dla Mattea. Dzwonię więc do siostry i mówię, by natychmiast przyszła.
Wracam na endourologię, gdzie jest moja żona razem z braćmi, którym nic nie mówię o moim wrażeniu, że wszystko skończone. Robi mi się słabo. Z powodu spadku ciśnienia muszę położyć się na noszach i tak leżę prawie godzinę, płacząc i modląc się. Wracam na oddział reanimacyjny i Angela Frattaruolo, pielęgniarka, mówi mi, że Matteo wydobył się całkowicie ze stanu ustania czynności serca. Dodam, że przed południem trzymałem się dyskretnie na uboczu, nie zbliżałem się do syna, gdyż nie chciałem wpływać, nawet psychicznie, na działania moich kolegów. Dlatego, nie licząc epizodu z ordynatorem, nie wiem, co się dzieje.

Wówczas pytam któregoś z kolegów, a on mi mówi, że rano Matteo miał pogłębienie wstrząsu septycznego i powiększenie obrzęku płuc oraz znaczną bradykardię (zwolnienie tętna serca). Daje mi też do zrozumienia, iż mimo polepszenia stanu klinicznego, nie trzeba sobie robić złudzeń. Podobny epizod, choć lżejszy, ma miejsce w niedzielę 23 stycznia.

Wszystkie te dni, zarówno na oddziale reanimacyjnym, jak i na pediatrycznym, spędzam wyłącznie na modlitwie, ofiarując swe życie za życie Mattea.

Jeszcze teraz, po upływie czasu, spotykam ludzi – znanych, znanych tylko z widzenia lub w ogóle nieznanych – którzy pytają mnie o Mattea i wszyscy mówią, że modlili się za niego.

San Giovanni Rotondo
14 maja 2000 r.

 

 

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg