Wywiad z Piotrem Mitko, który podróżuje rowerem do różnych miejsc w Europie. Łącznie odwiedził 15 krajów. Rozmowa o spełnianiu marzeń, walce z własnymi słabościami, ludzkiej gościnności i o nieujarzmionej naturze przyrody której musi stawiać czoła.
"Nieważne, ile razy przyjdzie wam wykonywać tę samą rzecz - róbcie ją dopóty, dopóki nie zostanie dobrze zrobiona. Wierzcie w siebie niezależnie od tego, ile negatywnej energii ciągnie was w dół. Odrzućcie ją i pamiętajcie - będziecie tylko tymi, którymi chcecie być." - Michael Jackson
Sylwia Langer: Jesteś pasjonatem, zwiedziłeś na rowerze już mnóstwo miejsc i zapewne jeszcze więcej masz w planach. Kiedy po raz pierwszy poczułeś w sobie zew podróżnika?
Piotr Mitko: W pierwszą podróż wybrałem się wcale nie z chęci podróżowania. Taki „zew podróżnika” poczułem dopiero wtedy, gdy ta podróż już trwała.
Kiedy to było i dokąd wtedy się udałeś?
- W 2004 roku, gdy miałem 20 lat, zrobiłem małą pętelkę między południem a środkiem kraju – ponad 800 km.
Jakie emocje ci wtedy towarzyszyły?
- Na pierwszym planie zawsze jest podróż: rower, droga, mapa, pogoda, jedzenie, nocleg itd., ale gdzieś w tle zmieniam się od strony duchowej. Pierwsza podróż była wyjątkowa – potrzebowałem wyładowania, odstresowania, nadziei, dobrych myśli, nabrania pewności siebie... Jakby szukałem odpowiedzi na pytanie: „kim jestem?”. Ta podróż bardzo mi pomogła zaakceptować i polubić siebie. W czasie jazdy nie myślę o tym, że myślę. Głębsza filozofia jest dla mnie prawie niezauważalna, tak jak oddychanie i pedałowanie. Dopiero później stwierdzam, że zrodziły mi się w głowie jakieś odkrywcze wnioski, nad którymi wcale nie myślałem. Te uczucia i doświadczenia, jakich dostarczyła mi pierwsza podróż sprawiły, że rok później nie miałem wątpliwości co będę robił w wakacje – jeździł.
Czy był, bądź nadal jest ktoś, kto stanowi dla ciebie inspirację w tej kwestii?
- Na pomysł wyruszenia w Polskę wpadłem sam, ale pewnie nie stałoby się to, gdyby nie mój tata. Jeździ od dawna i bardzo regularnie, czasem jeździliśmy razem, i to on kupił mi pierwsze rowery.
W kwestii inspiracji do większego wyczynu muszę wspomnieć Marka Klonowskiego, podróżnika z Gryfina. W tamtym czasie trafiłem na jego relację z podróży na Kaukaz. Wcześniej o nim nie słyszałem, więc od razu stał mi się bliższy niż ci podróżnicy dobrze znani z mediów... Był tylko trochę starszy ode mnie, a do tego pięknie pisał o swojej dziewczynie, za którą bardzo tęsknił. Bardzo mi się to spodobało.
Podróżnicy tego pokroju, jak Amundsen, Kolumb czy Vasco da Gama mogą inspirować, ale taki „chłopak z sąsiedztwa” bardziej mobilizuje. Zapewne pomyślałem: „skoro on może, to ja też”. Teraz i ja mogę dawać jakąś inspirację właśnie przez to, że jestem zwyczajny, nie mam sponsorów, ani sztabu specjalistów myślących za mnie i opiekujących się mną – w organizacji samotnych podróży radzę sobie sam.
Inspiracji miałem więcej, bo tu nie chodzi tylko o rower. Liczy się wszystko, co jest związane z osiąganiem marzeń, stawianiem sobie trudnych wyzwań, dążeniem do perfekcji, walką z samym sobą i przeciwnościami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Badania puszkowanych łososi pomogły ocenić zmiany stanu mórz w ciągu 40 lat
A potem zdziwienie że coraz częściej pojawiają się zdrowotne problemy.
Splątane znaczy jakoś połączone niezależnie od dzielącej je odległości.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.