Lew z jagnięciem, czyli o przyjaźniach niemożliwych

Odchowane przez człowieka zwierzęta z różnych gatunków, np. kot i szczur, mogą się tolerować, a nawet zaprzyjaźnić. Wychowywanie zwierząt sprawia jednak, że zmieniamy ich zachowanie, co zwierzęciu nie służy - mówi w rozmowie z PAP dr Andrzej Kruszewicz.

Internet pełen jest zdjęć zwierząt, które zamiast się wzajemnie pożerać albo co najmniej unikać, wspólnie odpoczywają lub w najlepsze się bawią. Kot śpi ze szczurem, pies bawi się z kawką lub źrebięciem. Kotka adoptuje kaczęta, a niedźwiedź ratuje tonącego ptaka. Kiedy widzimy takie sytuacje - co tak naprawdę widzimy? "Z reguły widzimy zwierzęta, które są ze sobą obeznane, zaprzyjaźnione i oswojone" - mówi dyrektor Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Warszawie, dr Andrzej Kruszewicz, który - jak mówi - zwierzęta hoduje od zawsze, i mało co jest go w stanie zaskoczyć.

Jedną z dziwniejszych par wśród jego podopiecznych tworzył spaniel polski i drobny koci przybłęda. "Pies był nim mocno zainteresowany, ale nie agresywnie; minęło kilka dni, a spały w jednym legowisku. Razem się wychowały, a kiedy kot okazał się kotką i rodził kolejne kocięta - pies do nich zaglądał, ganiał je dla zabawy, razem chodzili na spacery. Kotka to wszystko tolerowała" - wspomina.

"To, że młode, oswojone i łagodne zwierzęta wychowają się razem, a później są zaprzyjaźnione, jest czymś absolutnie normalnym. Koń może być zaprzyjaźniony z psem, a pies z sokołem, o czym wie każdy sokolnik. Nawet jeśli razem się nie bawią, muszą się przynajmniej tolerować" - zaznacza dr Kruszewicz.

Taka "przyjaźń" bywa chłodna, ale jest lepsza niż samotność. Potwierdza to historia pierwiosnka, ptaka po urazie skrzydła, rezydenta ptasiego azylu w warszawskim ZOO. "Był pełen wigoru i chęci życia, ale nie nadawał się na wolność, więc zamieszkał w klatce. Po pewnym czasie trafiła do nas sikorzyca - ptak pochodzący z Himalajów, niespokrewniony z pierwiosnkiem, ale podobnej wielkości i kształtu. Ich klatki sąsiadowały, ale ptaki wzajemnie się denerwowały. Przychodził jednak południowy moment odpoczynku, gdy oba ptaszki przytulały się do siebie przez pręty. Robiły to jednak w takiej pozycji, by się nie widzieć - głowami w inne strony. Kiedy po kilku latach jeden z ptaszków zmarł, drugi zmarł bardzo szybko po nim" - wspomina dyrektor ZOO.

Obce sobie gatunki mogą wchodzić w nietypowe relacje także w naturze. Badając ptaki w terenie dr Kruszewicz obserwował, jak łyska - potencjalna ofiara błotniaka, podrzuciła błotniakowi do gniazda jajko, z którego wykluło się pisklę. "Bywało i tak, że myszołów podrzucał jajo bielikowi - wielkiemu - ptakowi drapieżnemu, a bielik wychowywał pisklę, karmiąc je głównie rybami, czyli czymś całkiem dla myszołowa nienaturalnym" - opowiada zoolog.

Dyrektor ZOO zwraca uwagę, że wychowywanie przez ludzi nie jest czymś obojętnym, a nawet może zwierzętom czynić krzywdę i oznaczać kłopoty. Ma to związek ze zjawiskiem zwanym wdrukowaniem (imprinting), które oznacza, że u osobnika, który od małego ma kontakt z własnym gatunkiem, utrwala się wzorzec rodzica, rodzeństwa i typowych dla gatunku zachowań. Zwierzę wychowywane przez ludzi może się wdrukować na człowieka. Takie sytuacje opisywał już austriacki noblista i badacz zwierząt Konrad Lorenz, a pisząc o konsekwencjach tego mechanizmu - wspomina w swoich książkach, jak jedna z wychowanych przez niego kawek zakochała się nieszczęśliwie w gosposi, nie myśląc o powiększaniu kawczego rodu.

"Wychowanie młodego żurawia wymaga od człowieka przebierania się za żurawia: opiekun musi zakładać fartuch, czapkę i dziób, a pokarm podawać pęsetą. W przeciwnym razie żuraw wychowa się w poczuciu, że jest człowiekiem; nie będzie tolerował osobników własnego gatunku, nie przystąpi do lęgów" - opowiada dyrektor ZOO. "Tak było z naszym pelikanem, Pelkiem. Rozmawiałem z nim, kiedy się wykluwał. Odtąd uznał mnie - brodatą kreaturę - za mamusię i tatusia w jednym. Dorastał między innymi ptakami i ludźmi. Kiedy jednak dojrzał i został przeniesiony na wybieg dla pelikanów, stał się bardzo nieszczęśliwy. Wyraźnie miał pretensje, że z takimi brzydkimi ptaszorami go umieściłem, a nie z ludźmi. Zanim się zaadoptował, minęły dwa lata. Nawet teraz na nasz widok bardzo się ożywia" - mówi zoolog.

Imprinting sprawia, że małe zwierzę utożsamia się z gatunkiem, z którym się wychowało. Jak to się jednak dzieje, że dorosły drapieżnik nie zjada obcego, tylko go adoptuje? "W gnieździe dochodzi do zahamowania agresji. Nawet u drapieżników wyłącza się tam instynkt zabijania. Dlatego kotka, która ma malutkie kocięta, może zaakceptować nawet kaczęta" - wyjaśnia.

Do adopcji międzygatunkowej dochodzi również często, kiedy zwierzęca matka straci własne dzieci. Ten instynkt wykorzystują pracownicy ZOO, np. kiedy straż miejska przywozi z miasta kacze sieroty. "Trzeba wtedy znaleźć stadko rodzinne z kaczętami w podobnym wieku. Wtedy wystarczy, by kaczka wodząca swoje młode usłyszała obce kaczęta piszczące u nas w koszyku: zaraz się rozczochrana, wkurzona melduje. Wtedy my je wypuszczamy, i z trójki dzieci robi się jedenastka" - opowiada.

Zoolog zwraca uwagę, że oswojenie dzikiego zwierzęcia wydaje się atrakcyjne, ale wcale mu nie służy, a nawet może być niebezpieczne. "Wyobraźmy sobie, że oswoimy kawkę albo wronę, która będzie nam siadać na ramieniu. I że ta sama kawka lub wrona usiądzie kiedyś na ramieniu obcego człowieka. Albo kiedy kot oswojony z jednym psem, pobiegnie do innego, żeby się przywitać. To może się skończyć fatalnie" - mówi. "Człowiek powinien brać dożywotnią odpowiedzialność za oswojone przez siebie zwierzę" - podkreśla Andrzej Kruszewicz.

Anna Ślązak (PAP)

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg