Jak w ulu

Potrafią zmumifikować mysz, całkiem nieźle tańczą, zadziwiają farmaceutów. Co pszczoły mają wspólnego z liturgią i bezdomnymi. Warto posłuchać, o czym brzęczą te przedziwne owady…

Na śmierć

– O, ta pszczoła już długo nie pożyje. Widać, że jest spracowana. Ledwo się porusza – pokazuje Z. Płotka. Jak mówi, pszczoły mają ciężki żywot. Te, które wyklują się jesienią, przeżywają kilka miesięcy, ponieważ ich zadaniem jest zapewnienie przetrwania danej rodzinie do wiosny. Właściwie nie pracują, zimując w stanie częściowej hibernacji. Robotnice, które wiosną wylatują z ula w poszukiwaniu pyłku, dożywają zaledwie dwóch lub trzech tygodni. – Giną z przepracowania. Właściwie w ogóle nie odpoczywają – mówi doświadczony pszczelarz z Brusna.

Jednym z produktów skrzydlatych robotnic jest też wosk, czyli wydzielina, która pszczołom służy do budowy plastrów. – To coś jakby pot – wyjaśnia pan Zbigniew. Faktycznie, pszczoły muszą się nieźle „napocić”, aby wyprodukować takiego wosku 10 kilogramów. A po co komu 10 kilogramów wosku? Po to, aby zrobić np. paschał. Zbigniew Płotka wraz z żoną Anną robią je od wielu lat.

– Stare, już zużyte i brudne plastry przetapia się, klaruje i w ten sposób uzyskuje wosk do wyrabiania świec. To niełatwa sztuka. Musieliśmy próbować wiele lat, żeby uzyskać gładkie boki i jednolitą barwę – przyznaje pszczelarz, któremu zależy, aby świece używane w liturgii nie miały wad. Każda z nich, a szczególnie paschał, ma przecież oznaczać Chrystusa. Spalając się, przypominają Jego zbawczą ofiarę. Ale nie tylko w ten sposób. Doświadczony pszczelarz wie, że każda świeca to dziesiątki, a w przypadku paschału nawet setki tysięcy zapracowanych na śmierć pszczół. – Dlatego kiedy słyszę w Wielką Sobotę o świecy, która jest „owocem pracy pszczelego roju” (słowa z orędzia paschalnego „Exsultet” – przyp. red.), a widzę, że kapłan wkłada do wody plastikową rurę...

Mężczyzna nie kryje radości, że jednak w okolicznych kościołach palą się jego prawdziwe paschały. Te plastikowe są nieraz praktyczniejsze i pewnie tańsze, co nie jest bez znaczenia. Jednak pszczelarz mówi o nich krótko: – „Pecefałki” jak do kanalizy.

Ul z kropką

Mieć swój adres: ul. Jakaś tam. Nie każdy może pochwalić się takim luksusem. Niektórzy z własnej winy stają się bezdomnymi, co nie znaczy, że wszystko przegrali już na zawsze. Wokół domu Zbigniewa i Anny Płotków kręcą się dwaj mężczyźni w średnim wieku. Raczej się nie nudzą. Mają sporo zajęć.

– Pracowali ze mną jako interwencyjni. Pili, to i chodzili głodni. Czasami dałem im jakąś kanapkę. W końcu robili u nas chodnik, przenocowali jedną noc w kampingu i nie chcieli już wracać do Połczyna na melinę. Powiedziałem, że mogą tutaj zostać. Będą pracować, dostaną jeść, ale nie wolno im pić. Zgodzili się. Jeden z nich jest już u nas cztery lata. Jednemu załatwiłem już nawet mieszkanie – cieszy się pan Zbigniew i dodaje: – Gdy człowiek nie ma domu, rodziny, zaczyna umierać, jak pszczoła bez ula… Dwaj bezdomni z Połczyna, niedaleko pasieki w Bruśnie, znaleźli swój ul... przynajmniej na razie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg