Fragmenty biografii papieża z Argentyny pióra Elizabetty Piquė.
Nagle wchodzi między ludzi i pada w ramiona 67-letniego Sergio Gobulina i jego żony Any Barzoli. To on udzielał im ślubu 14 listopada 1975 roku. I dzięki niemu Sergio zdołał wyrwać się z rąk wojskowych i uciec z kraju. Sergio, który od początku 1977 roku mieszka w Pordenone na północnym wschodzie Włoch, jest kolejnym nieznanym dotąd przykładem osoby uratowanej dzięki pomocy Bergoglia. Ojciec Jorge udzielał pomocy ludziom pracującym społecznie w dzielnicach biedoty, którzy byli prześladowani i aresztowani przez wojskowych pod zarzutami prowadzenia działalności terrorystycznej i przewrotowej. Kiedy Jorge Bergoglio został papieżem i pojawiła się fala oskarżeń o współpracę z reżimem, Sergio poczuł się w obowiązku, by opowiedzieć swoją historię.
„Mogę powiedzieć, że żyję tylko dlatego, że on mnie uratował” – mówi Sergio, który w 1976 roku był przez osiemnaście dni przetrzymywany i okrutnie torturowany przez wojskowych. Uwolniono go na skutek interwencji ówczesnego prowincjała jezuitów w Argentynie. Bergoglio poruszył niebo i ziemię i zapukał do wszelkich możliwych drzwi.
„Poznałem Bergoglia w 1969 roku, kiedy jako świecki podjąłem studia teologiczne na uniwersytecie Salvador w Colegio Máximo w San Miguel. Był moim wykładowcą teologii duchowej. Profesorami byli także ojcowie Yorio i Jalics” – opowiada Gobulin, pochodzący z włoskiej rodziny, która w 1950 roku osiedliła się w Villa Constitución w prowincji Santa Fé w Argentynie.
„Po pierwszym roku teologii zdecydowałem się zamieszkać w jednej z dzielnic biedoty Villa Mitre w San Miguel, gdzie wraz z grupą zaczęliśmy wykonywać różne prace: stworzyliśmy szkołę wieczorową dla osób, które nie potrafiły ani czytać, ani pisać, gabinet lekarski, zdobywaliśmy płyty chodnikowe na drogi, tworzyli sieć wody pitnej. To były lata 1971–1972. Nigdy nie byłem działaczem katolickim, nawet nie chodziłem do kościoła. Ale Bergoglio był człowiekiem z wizją i otwartością na odmienność. Spędził ze mną trzy czy cztery dni, żeby zobaczyć, co robię – opowiada Sergio, który także towarzyszył ojcu Jorge w jeździe samochodem do prowincji Santa Fé. – Pewnego razu, kiedy sam jechał samochodem, zasnął i o mały włos nie spowodował wypadku. Wtedy dotarło do niego, że lepiej jeździć z drugą osobą”.
Sergio pracował w San Miguel w dziale poligraficznym Krajowego Obserwatorium Fizyki Kosmicznej (wówczas należącego do jezuitów, a po zamachu – do lotnictwa). Po zamachu wojskowym w 1976 roku zaczynają się kłopoty. Nagłe najścia zmuszają Sergia do opuszczenia dzielnicy. Do porwania dochodzi w połowie października. Ma wtedy dwadzieścia dziewięć lat. „Nie było mnie przez osiemnaście dni. Nie wiem, gdzie mnie przetrzymywali, prawdopodobnie w bazie lotniczej w Moreno. Nie dostawałem ani jeść, ani pić. Torturowali mnie. Chcieli, żebym się przyznał do udziału w akcjach terrorystycznych. Wtedy każda praca społeczna w dzielnicach ubóstwa była uważana za działanie wywrotowe. Ponieważ nigdy nie zrzekłem się obywatelstwa włoskiego, kiedy mnie wypuścili, schroniłem się w Szpitalu Włoskim, a wicekonsul Enrico Calamai wziął mnie pod opiekę konsularną. Sprowadził moją żonę i sześciomiesięczną córeczkę. Pamiętam, że dzień przed uwolnieniem, podczas przesłuchania, jakiś oficer, wysławiający się lepiej niż inni, powiedział, że mogę wyjść dzięki zabiegom pewnego człowieka Kościoła. Kiedy Bergoglio odwiedził mnie w szpitalu, potwierdził, że na wszelkie możliwe sposoby próbował wyciągnąć mnie stamtąd żywego. Usilnie mnie namawiał, żebym wyjechał z Argentyny”.
Przy wsparciu konsulatu w styczniu 1977 roku Sergio, jego żona i dziecko wyjechali do Włoch. Spotkanie w Aparecidzie jest przypadkowe. Znajomi Sergia – właściciele Friulmosaico, firmy, która wygrała przetarg na dokończenie prac przy kopule tutejszej bazyliki – zaprosili go, żeby nadzorował część prac, a przy okazji mógł zobaczyć papieża podczas króciutkiej pielgrzymki do największego na świecie sanktuarium maryjnego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Badaczki ustaliły, że larwy drewnojada skuteczniej trawią plastik niż larwy mącznika.
Ekspert o Starship: loty, podczas których nie wszystko się udaje, są często cenniejsze niż sukcesy
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.