Gwiazdy spadające

Fragment książki "Zdziwienia - wszechświat ludzi o długich oczach", Wydawnictwo WAM, 2006

Oczekiwania te uzasadniało ponadto wspomnienie wielkiego deszczu Leonid, który wystąpił w 1966 roku podczas poprzedniego powrotu w pobliże Słońca komety Tempel-Tuttle. Maksimum aktywności było wtedy obserwowane w Ameryce, gdzie naliczono około 150 tys. meteorów na godzinę. Ta niezwykła ulewa meteorowa trwała zaledwie kilkadziesiąt minut, ale swą intensywnością dorównała zapewne słynnemu zjawisku na niebie z 1833 roku, które w historii Stanów Zjednoczonych zostało zaliczone do najdonioślejszych wydarzeń (w 1878 roku historyk amerykański R.M. Devens wymienił je wśród 100 najważniejszych wydarzeń w dziejach USA). W nocy z 12 na 13 listopada 1833 roku mieszkańcy Ameryki Północnej byli bowiem świadkami już nawet nie deszczu, ale ulewy meteorów. Przez kilka godzin całe sklepienie niebieskie roziskrzyło się rojem gwiazd spadających. Wzbudziło to ciekawość nie mniejszą chyba niż przerażenie, które ogarnęło ludzi, tym bardziej że wtedy jeszcze nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje.

Deszcz Leonid w 1833 roku stał się impulsem do rozwoju badań tajemniczego zjawiska meteoru. Na jego wytłumaczenie trzeba było jednak czekać aż do lat sześćdziesiątych XIX wieku. Na początku 1866 roku włoski astronom Giovanni V. Schiaparelli (1835–1910) pokazał bowiem, że orbity obiektów powodujących coroczny sierpniowy rój meteorowy Perseid są niemal identyczne z orbitą odkrytej w 1862 roku komety 109P/Swift-Tuttle. Co więcej, obliczone przez niego, a także przez dyrektora obserwatorium paryskiego Urbaina Le Verriera (1811–1877), orbity obiektów powodujących rój meteorowy Leonid okazały się także bardzo podobne do toru odkrytej w końcu 1865 roku komety Tempel-Tuttle, której orbitę wyznaczył astronom austriacki Theodor R. von Oppolzer (1841–1886). Na to podobieństwo pierwszy zwrócił uwagę Carl F.W. Peters (1844–1894) na początku 1867 roku, a kilka dni po nim także Schiaparelli i Oppolzer. Obie te zbieżności słusznie traktowano jako dowód tego, że obiekty powodujące rój meteorów są fragmentami komety rozproszonymi w przestrzeni wzdłuż jej orbity. Największym wkładem Schiaparellego do nauki okazało się więc nie spektakularne „odkrycie” rzekomych kanałów na Marsie, które przyniosło mu wielki rozgłos, lecz mniej znane, ale jakże ważne stwierdzenie związku genetycznego między kometami i meteoroidami, ugruntowujące jednocześnie pogląd o kosmicznym, a nie ziemskim
pochodzeniu meteorów.

W pierwszej połowie XIX wieku dominowało jeszcze przeświadczenie, że meteory są zjawiskami atmosferycznymi związanymi z Ziemią, mimo że już ponad 100 lat wcześniej słynny angielski odkrywca okresowości komet Edmond Halley (1656–1742) wypowiedział przypuszczenie o możliwości ich kosmicznego pochodzenia i mimo że w końcu XVIII wieku fizyk niemiecki Ernst F.F. Chladni (1756–1827) dowodził, iż znajdowane czasem na powierzchni Ziemi meteoryty są konsekwencją zjawiska meteoru, które zostało spowodowane przez obiekt przybyły do atmosfery ziemskiej z przestrzeni międzyplanetarnej. Dopiero odkrycie komet, które okazały się ciałami macierzystymi dobrze już znanych rojów meteorowych Perseid i Leonid, naprowadziło badaczy na właściwy trop związku meteorów z kometami.

 

 

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg