Dlaczego właśnie chrześcijaństwo?

Dla pytających o uzasadnienie wiary chrześcijan.

Albo wskrzeszenia. Młodzieńca z Nain, córki Jaira, Łazarza. To tylko zręczne mistyfikacje? Miał tylu wspólników spisku? Albo uciszenie burzy na jeziorze czy chodzenie po nim. Albo i rozmnożenie chleba. To łgarstwo? Tania sztuczka? Przecież z opowieści ewangelicznych przebija wielkie zdumienie, w jakich wprawiały uczniów Jezusa takie wydarzenia. I że sami nie umieli tego ogarnąć.

No i w końcu sprawa Jego śmierci i zmartwychwstania. Skoro był oszustem czemu dał się zabić? Czemu przed Sanhedrynem nie wycofał się z tego, co wcześniej mówił? Czemu nie dał się obronić Piłatowi, a przyjął śmierć? No i jak to się stało, że trzeciego dnia powstał z martwych? I co jeszcze dziwniejsze, i kompletnie niekonsekwentne, gdyby chodziło o oszusta, nie pokazał się „wszystkim”, ale tym, którzy Go wcześniej dobrze znali i mogli zweryfikować Jego tożsamość?

Doświadczenie życiowe uczy nas, że mądrość i prawość charakteru Jezusa, a zwłaszcza Jego zgoda na własną śmierć nie bardzo pasują do sylwetki oszusta. Mógłby tak od biedy zrobić człowiek szalony. Ale bez wspólników to by się i tak nie udało. Na dodatek musieliby to być wspólnicy tajni, o których nie wiedziało nawet najbliższe grono Jego „jawnych” współpracowników. Czy to możliwe? Oczywiście tak. Ale czy w świetle Ewangelicznych opowieści prawdopodobne? Czy jacyś „tajni” uczniowie Jezusa, mogli wykraść Jego ciało, a potem podstawić kogoś, kto przedstawił się jako Jezus tak, że „jawni” uczniowie, mimo zdecydowanych oporów by uwierzyć w zmartwychwstanie, nie mieli w końcu żadnych wątpliwości? I czemu owi jawni uczniowie nic o tych „tajnych” nie wiedzieli?

Jednego bowiem można być pewnym bez cienia wątpliwości: uczniowie Jezusa naprawdę uwierzyli, że był tym, za kogo się podawał. Znali Jego nauczanie, widzieli cuda. Byli załamani Jego śmiercią, zobaczyli także Jego zmartwychwstanie. Jeśli uczestniczyli w Jego rzekomym spisku, to bardzo nieumiejętnie. Przecież gdyby na Jego temat kłamali, to nie przedstawiali by siebie w tak mało ciekawym świetle. Ot, gdy wspominają, jak często nie rozumieli Jego nauczania, jak małodusznie kłócili się o swoją pozycję, jak w końcu, w obliczu męki, jeden z nich Go zdradził, inny się go zaparł, a reszta zostawia. Czy takie rzeczy o sobie opowiadałby ktoś, kto by całą sprawę zmyślił albo choćby tylko odpowiednio ubarwiał?

Jest jeszcze coś, co wydaje się argumentem rozstrzygającym zarówno jeśli chodzi o przekonanie samych uczniów jak i to, że Jezus faktycznie był tym, za kogo się podawał. W dyskusjach na temat chrześcijaństwa najczęściej się o tym zapomina, ale… Uczniowie Jezusa byli zwykłymi ludźmi, prawda? Co najmniej czterech z nich było rybakami, jeden był celnikiem. Tymczasem ci zwykli ludzie na własnej skórze doświadczyli mocy Jezusa. Nie to, że widzieli Jego cuda. Nie to, że sami ich doświadczali, na przykład gdy Piotr chodził po wodzie, potem uzdrawiał czy w cudowny sposób został uwolniony z więzienia. Najważniejsze było to, że po zmartwychwstaniu i zesłaniu Ducha Świętego nagle okazało się, że oni sami mogą różne cuda czynić. Wypędzać złe duchy, uzdrawiać, a nawet wskrzeszać. Więcej, zgodnie z obietnicą nagle przestają się bać, zaczynają mówić obcymi językami. Czy człowiek, który po spotkaniu z Jezusem doświadcza w sobie takich mocy, może uważać, że był On kłamcą? Nie mieli prawa nie uwierzyć! Dlatego, przekonani, że świadczą o prawdzie, o tym co widzieli, słyszeli i czego dotykali, poświęcili dla Jezusa i Ewangelii swoje życie. I wszyscy, prócz św. Jana za swoje przekonanie w końcu życie oddali.

Gorąca wiara Apostołów to najwiarygodniejsze świadectwo, że Jezus nie był jednym z wielu fałszywych proroków. Zresztą także i to, że przed długi czas bez wsparcia politycznego, a nawet pomimo prześladowań, wiara w Jezusa rosła i trwa do dziś, też coś mówi. Podobnie jak fakt, że w ciągu wieków tylu ludzi doznało różnych łask, których, po ludzku rzecz biorąc, być nie powinno. Też złudzenie? Też przypadek?

Przedstawione argumenty brane z osobna na pewno nie są niezbitym dowodem przemawiającym na korzyść wiary chrześcijan. Jednak wzięte razem stanowią bardzo mocny argument za tym, że nadzieja chrześcijan nie jest mrzonką. Niestety, dziś nawet najmniejszą wątpliwość w tej kwestii uważa się za powód do uznania całej sprawy za ludzkie wymysły. A przecież wystarczyłoby sprawy uczciwie rozsądzić. Ot, przeprowadzić sądowy proces dotyczący tej sprawy, wnikliwie zbadać dowody, dać uczciwie głos świadkom i poddać ich zeznania próbie weryfikacji przez biegłych. Pewnie gdyby sprawę potraktować według takich kryteriów okazałoby się, że przeświadczenie iż Jezus był tym za kogo się podawał oparte jest na dość mocnych podstawach. Znacznie poważniejszych, niż niejeden wyrok sądu.

Bóg istnieje na pewno. Na to wskazują prawa przyrody. A historia zdaje się wskazywać na wysokie prawdopodobieństwo tego, że człowiekowi objawił się w historii Izraela i przez wydarzenie Jezusa Chrystusa. Można oczywiście to przekonanie odrzucić. Postawa taka, wynikająca najczęściej z braku wnikliwego zbadania spraw i ocenienia ich wiarygodności, nie ma jednak wartości większej niż odrzucenie niewygodnych zeznań naocznych świadków.

Zobacz też:

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg