Dlaczego właśnie chrześcijaństwo?

Dla pytających o uzasadnienie wiary chrześcijan.

Z cyklu "Dla pytających o uzasadnienie wiary"

Czy ma sens wierzyć w Boga? Wiara bywa atakowana z wielu różnych pozycji. Jedni argumentują, że jeśli świat jest jaki jest, to Bóg, nawet jeśli istnieje, dobry być nie może. Nie warto więc takiemu Bogu oddawać czci. Inni z kolei, wskazując na wielość różnych systemów religijnych przyjmują postawę dystansu wobec nich wszystkich. Jeszcze inni idąc w sukurs swojej niewierze wyciągają oręż mniej czy bardziej współczesnej nauki, wskazując na rzekomą sprzeczność wiary z jej zdobyczami. Warto przyjrzeć się, ile rzeczywiście warte są przytaczane w takich dyskusjach argumenty. O tym, że nauka nie tylko przeczy istnieniu Boga, ale że odkrywając coraz lepiej kierujące przyrodą prawa odkrywa też, że to projekt kogoś bardzo inteligentnego pisałem w poprzednich odcinkach. Dziś próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego spośród wielu religii to właśnie chrześcijaństwo jest najbardziej godne zaufania.

Żyjąc wśród ludzi uczę się między innymi tego, że nie każdemu i nie w każdej sprawie mogę wierzyć. Ludzie po prostu czasem mijają się z prawda. Czasem chodzi głownie o wyłganie się od odpowiedzialności, czasem motywem są spodziewane korzyści; czasem to kłamstwo, będące mało przejrzystym żartem, a innym razem dotyczące spraw wielkiej wagi, a wynikające z czystej, bezinteresownej złośliwości. Bywa czasem i tak, że owo mijanie się z prawdą nie jest zamierzone. Tak bywa, gdy zadziała mechanizm „głuchego telefonu” (przekazywana z ust do ust wieść zazwyczaj ulega pewnym deformacjom), tak bywa gdy świadek wydarzenia nie był zbyt bystrym obserwatorem, ale i wtedy, gdy chciał być tak kompetentnym, że dodał sobie to, czego tak naprawdę nie widział. Różne bywają powody, dla których nie zawsze dajemy wiarę wszystkim wieściom. Niedobrze, jeśli jedynym kryterium jest tu zgodność z oczekiwaniami; przyjmuję za prawdę tylko to, co potwierdza moje wcześniejsze przekonania, a resztę odrzucam. To ślepy zaułek. Jakiś mechanizm weryfikacji tego, co jest prawdą a co nią nie jest musi jednak funkcjonować. I funkcjonuje. Można mieć zaufanie do źródeł wiarygodnych.

Na świecie jest wiele religii. Komu wierzyć? Czyje przekonania religijne warto przyjąć? Kto w tym względzie jest wiarygodny?

Powiedzmy sobie od razu, że koncepcje religijne wyrosłe na bazie li tylko przemyśleń specjalnie wiarygodne nie są. Jest z nimi tak, jak z systemami filozoficznymi. Pomysły Platona, Arystotelesa, Kartezjusza, Kanta, Hegla czy Marksa jakoś, gorzej czy lepiej, rzeczywistość tłumaczą. Mogą wydawać się nawet piękne i spójne, ale zdecydowanie za mało w nich doświadczenia; zakotwiczenia w realiach życia. Tak jest też z religią. Jeśli szukamy wiarygodnej nie może być oparta jedynie na jakimś pomyśle czy przemyśleniach jednego człowieka. Koncepcje, które przynosi muszą być jakoś weryfikowalne. W tym kontekście religia Izraela, a za nią chrześcijaństwo, wydaja się być wyjątkowe. Dlaczego?

W religii Izraela coś, co można by nazwać przemyśleniami na temat Boga owszem, istnieje. Ot, koncepcja Boga stwórcy, przekonanie że jest Bogiem jedynym i wiele innych. Jednak u jej podstaw leży odczytanie przez Izraela swoich dziejów jako swoistego dialogu z Kimś, kto stoi ponad wszystkim. I kto potrafi dyskretnie ludzkimi losami kierować. To więc najpierw doświadczenie praojca rodu, Abrahama, który uwierzył wbrew wszelkiej nadziei, a któremu na koniec życia Bóg pozostawił jedynie wątła iskierkę nadziei na spełnienie danych obietnic o wielkim narodzie – jedynego syna Izaaka. To, już potem, kluczowe dla dziejów tego narodu doświadczenie niesamowitych cudów wyjścia z Egiptu, wędrówki przez pustynię i zdobycia Kanaanu. To doświadczenie pomocy ze strony Boga, gdy wiernie przy nim trwali i pozostawienia ich na pastwę losu – czyli silniejszych wrogów - gdy już totalnie Go lekceważyli. To też doświadczenie cudu uwolnienia z niewoli babilońskiej, gdy wielka nowa potęga, pokonawszy starą, ‘pozwoliła Żydom, im po 70 latach wygnania powrócić do ich ojczyzny. Izrael był przekonany, że nie byłoby ich narodu, gdyby nie cudowne interwencje Kogoś Potężnego, który naprawdę wszystko może. A swojego przekonania nie wywodził jedynie z religijnych przemyśleń, ale z doświadczenia swojej historii.

Nie muszę oczywiście wierzyć człowiekowi, który mówi że jego dom jest nawiedzony. Jeśli podobne doświadczenie mają też inni mam prawo domniemywać, że wszyscy mieli zwidy albo wszyscy kłamią. Muszę się jednak zastanowić, czy nie postępuję jak człowiek, który za prawdę uznaje tylko to, co chcę uznać za prawdę. No bo jeśli widać, że pod wpływem takich wydarzeń ludzie zmieniają swoje życie, swoje obyczaje, idą na przekór panującym wokół nich trendom – w tym wypadku politeizmom - to jest to już coś. Gdy zaś widać, że opowieść o tych wydarzeniach i refleksje, jakie snują na ich podstawie to dzieło nie płytkich głupców, ale ludzi przenikliwych, mądrych...

Nie, wcale nie oznacza to, że są zaraz wiarygodni. Z całą pewnością można jednak odrzucić domniemania, że taka religia to wymysł głupców, którzy łatwo by się dali pochwycić na jakiejś niekonsekwencji w tej powieści. Nie przypisujmy im plagiatu połączenia w całość kilku różnych pomysłów wziętych z innych religii, kopiowania cudzych pomysłów. Ne zakładajmy, że jesteśmy od nich mądrzejsi i że łatwo możemy zdemaskować ich knowania. Jeśli pisząc o historii relacji Boga i Izraela pozwolili na jakiejś proste nieścisłości – jak na przykład istnienie obok siebie dwóch różnych relacji o tym samym wydarzeniu – to jako ludzie mądrzy i przenikliwi przecież też to widzieli. Ich nie zawsze konsekwentny przekaz świadczy raczej o uczciwych intencjach. Jedna, zgodna w każdym szczególe wersja, to raczej domena kłamców.

Znamienne, że założyciel chrześcijaństwa, Jezus z Nazaretu, nie pojawił się znikąd. Pojawił się jako reformator religii już znanej, zakorzenionej w historii Izraela. Czy był tym, za kogo się podawał? Czy opowieść o Nim jest prawdziwa? Może sam dał się zwieść swoim ułudom? Może jego uczniowie, widząc Jego klęskę, a chcąc ocalić pamięć o Nim, stworzyli misterną siatkę kłamstw?

W historii Jezusa uderza kilka spraw. Najpierw to, że wyraźnie wpisuje się On w tradycję Izraela, ale jednocześnie kompletnie nie pasuje do oczekiwań Izraela swoich czasów. Trafność proroctw o Nim może nawet prowadzić do przypuszczenia, że albo On sam albo Jego Uczniowie specjalnie podbarwili Jego życiorys, by wszystko się zgadzało. To oczywiście teoretycznie jest możliwe, ale na ile prawdopodobne?

Po drugie, uderza Jego mądrość, a jednocześnie odwaga, z jaką koryguje niewłaściwe, jego zdaniem rozumienie Boga i Bożego prawa przez Jemu współczesnych. Czy tak się zachowuje oszust? Nie jest to wykluczone, ale...

Po trzecie zdumiewają cuda, które czynił. Wszystko to było tylko autosugestią albo oszustwem? Przecież nie chodziło o parę cudów. Cisnęły się do Niego tłumy i niejeden raz uzdrowienia doznawało wielu chorych. wielu chorych. Do tego stopnia, że chcąc Go dotknąć pchano się na Niego. Tylko owczy pęd, nie poparty żadnym faktem?

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg