Laboratorium kosmicznych kosztów

Stację orbitalną budowali głównie Amerykanie, a opóźnienia były spowodowane przez Rosjan. Ale za kilka miesięcy to Rosjanie jako jedyni będą mogli do niej dolecieć. Budowa stacji dobiega końca. Nadszedł czas… by ją zamknąć.

Czy po to, by nauczyć się przebywania w kosmosie i przygotować procedury konieczne do podróży na Księżyc i Marsa? Czy po to, by uprawiać naukę? „Istnienie stacji jest uzasadnione jedynie podtrzymaniem obecności człowieka w kosmosie” – uważał już kilka lat temu Wesley Huntress, szef pionu naukowego NASA. Skoro tak, to marnotrawstwem pieniędzy jest budowanie aż tak dużego obiektu. Dla celów szkoleniowych wystarczyłaby mała stacja orbitalna, chociażby taka, jak wybudowana przez Amerykanów w latach 70. poprzedniego wieku stacja Skylab. To w niej astronauci uczyli się funkcjonować przez dłuższy czas w nieważkości.

Jeżeli natomiast stacja miała być prawdziwym laboratorium – zabrakło konsekwencji i determinacji w jej budowaniu. Poskąpiono funduszy. Najdroższe laboratorium świata jest niedoinwestowane. Przy projektowaniu stacji planowano, że na jej pokładzie będzie mieszkało siedem osób. Potem zmniejszono tę liczbę do sześciu, a później do trzech. Teraz mówi się o załodze dwuosobowej. W efekcie nikt nie ma na orbicie czasu na przeprowadzanie badań. Jego większość załoga musi poświęcać na utrzymanie samej stacji. W środowisku o bardzo małej grawitacji astronauci muszą długo ćwiczyć. Częściej muszą też odpoczywać. Z rachunku kosztów wynika, że jedna godzina przeprowadzonych w nim badań kosztuje ponad 10 mln dolarów. Stacja mogłaby krążyć na orbicie bliżej powierzchni Ziemi. Dotarcie na nią byłoby wtedy tańsze. NASA zdecydowała się jednak na orbitę dalszą, bo była ona wygodniejsza dla Rosjan.

A może roboty?
Najwięcej kosztuje samo utrzymanie stacji i dowożenie do niej zaopatrzenia i załogi. Lepszym rozwiązaniem byłaby całkowita automatyzacja stacji. Większość badań naukowych prowadzonych na orbicie można wykonywać przy użyciu zdalnie sterowanych robotów. Jedno z najbardziej udanych narzędzi naukowych, czyli orbitalny teleskop Hubble’a (jego cena jest ponad 50 razy mniejsza niż koszt stacji orbitalnej), jest urządzeniem w pełni zautomatyzowanym. Tak samo zresztą jak pracujące na powierzchni Czerwonej Planety łaziki Spirit i Opportunity (razem kosztowały 0,8 mld dolarów). Pełna automatyzacja stacji obniżyłaby znacznie koszty jej utrzymania i rozwiązałaby problem bezpieczeństwa ludzi na orbicie. Bezzałogowe statki to przyszłość kolonizacji kosmosu. Roboty nie mogłyby z oczywistych względów przeprowadzać badań z zakresu np. psychologii, ale ten problem można rozwiązać, „zaludniając” stację tylko okresowo.

Zwolennicy wydawania każdej ilości pieniędzy na badania kosmiczne często powołują się na wyliczenia robione przy okazji pierwszych lotów amerykańskich statków Apollo. Oszacowano wtedy, że każdy dolar zainwestowany w dziedzinę lotów kosmicznych daje cztery dolary zysku. Zwrot inwestycji w Międzynarodową Stację Kosmiczną na pewno nie będzie tak wysoki jak w przypadku programu Apollo. Ten ostatni pod wieloma względami był pionierski, podczas gdy budowa Stacji ISS nie jest rewolucją w dziedzinie eksploracji kosmosu. Na pewno więcej pożytku przyniosłoby inwestowanie w misje bezzałogowe. Nawet jeżeli człowiek skolonizuje Księżyc czy Marsa, jego egzystencja na obcych globach będzie zależeć od robotów i bezzałogowych statków zaopatrzeniowych. Z ISS problem polega na tym, że jest za duża i za droga jak na bazę załogową na orbicie, a równocześnie za mała i za tania jak na laboratorium naukowe w przestrzeni.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg