Nie tylko to, ze mamy okazję sprawdzić, czy teoria zgadza się z obserwacjami.
Zobaczenie po raz pierwszy centrum naszej galaktyki ma wręcz filozoficzne znaczenie - powiedział PAP astrofizyk, dr Maciej Wielgus. Dodał, że dzięki uzyskaniu obrazu czarnej dziury w centrum Drogi Mlecznej eksperci zdobywają nową wiedzę i sprawdzają trafność przewidywań teoretycznych.
Naukowcy zaprezentowali pierwszy obraz supermasywnej czarnej dziury w centrum naszej galaktyki. O odkryciu poinformowały w środę Europejskie Obserwatorium Południowe oraz uczestnicy projektu Teleskop Horyzontu Zdarzeń. Zaprezentowane w czwartek zdjęcie jest pierwszym bezpośrednim potwierdzeniem istnienia czarnej dziury o nazwie Sagittarius A* (w skrócie Sgr A*) w centrum Drogi Mlecznej.
"Zobaczenie po raz pierwszy centrum naszej galaktyki ma wręcz filozoficzne znaczenie" - podkreślił w rozmowie z PAP jeden z uczestników prac, dr Maciej Wielgus z Max Planck Institute for Radioastronomy w Bonn (Niemcy). Dr Wielgus brał udział w przetwarzaniu danych i jest pierwszym autorem jednej z publikacji poświęconych odkryciu, opublikowanych na łamach "The Astrophysical Journal Letters".
Pierwsze w historii zdjęcie ukazujące cień czarnej dziury (obiektu w centrum galaktyki M87) zaprezentowano już trzy lata temu. "Ciekawie było zobaczyć 'jakąś' czarną dziurę po raz pierwszy w historii. M87 jest od nas odległa o 55 mln lat świetlnych, ale w skali wszechświata to nasz bliski sąsiad. Teraz widzimy po raz pierwszy najgłębsze centrum naszej własnej galaktyki, wokół którego wszyscy obracamy się z prędkością jednego obrotu na 250 milionów lat. To jest +nasza+ czarna dziura" - powiedział dr Wielgus.
Podkreślił, że praca ta ma przede wszystkim znaczenie naukowe. "Większość astrofizyków uważa, że Sagittarius A* to najbardziej interesująca czarna dziura we wszechświecie, m.in. dlatego, że wszystko wokół niej dzieje się bardzo szybko. A to sprzyja badaniom dynamiki tego obiektu i jego otoczenia" - zauważył naukowiec.
Jak mówi dr Wielgus, astrofizycy bardzo chcą zrozmieć, co się dzieje w centrum naszej galatyki. "Dzięki temu obrazowi dowiedzieliśmy się kilku nowych rzeczy - dodał. - Zdobywamy specjalistyczną wiedzę, np. taką, że Sagittarius A* dynamicznie zmienia się w krótkiej skali czasowej. Oznacza to, że w przyszłości możemy studiować dynamikę opadania materii na czarną dziurę".
Dodał, że obserwowana dzięki "zdjęciu" zmienność czarnej dziury jest nieco mniejsza, niż wynikało z modeli teoretycznych. "W modelach czegoś brakuje, gdyż widać, że prawdziwy obiekt jest trochę mniej zmienny, niż wynika z obliczeń. Nie wiemy czemu. Sądzę, że wielu fizyków - teoretyków usiądzie teraz i spróbuje ustalić, dlaczego nasze najlepsze modele numeryczne przewidują nieco więcej zmienności, niż widzimy w tych obserwacjach" - mówi.
Bezpośrednie obserwowanie Sagittariusa A* dostarcza też nowych informacji nt. materii, która opada w jego kierunku. Obecne tam elektrony są najprawdopodobniej dużo chłodniejsze, niż protony. "Teoretycznie to przewidywano. Nigdy jednak nie mieliśmy potwierdzenia, że istnieją takie astronomiczne przepływy, w których elektrony i protony mają zupełnie inne temperatury. Teraz - mamy" - podsumował naukowiec.
Pokazany w czwartek obraz czarnej dziury określano m.in. jako "zdjęcie", ale z tradycyjną fotografią nie ma to nic wspólnego. "W przypadku czarnej dziury mamy inną metodę rekonstrukcji obrazu, niż np. w aparacie fotograficznym" - powiedział ekspert. Wyjaśniając, jak powstaje takie "zdjęcie" - zauważył on, że każdy obraz składa się z pewnych komponentów i kiedy robimy zwykłą fotografię, "to widzimy je wszystkie". Takie właśnie tradycyjne zdjęcie czarnej dziury można by zrobić tylko i wyłącznie, dysponując radioteleskopem z czaszą o średnicy Ziemi. "Takiego nikt nam jednak nie zafunduje" - zażartował.
Astronomowie wykorzystali inną metodę obserwacji: zaprzęgli do pracy osiem radioteleskopów, rozrzuconych w różnych miejscach świata. Radioteleskopy łączyli w pary w różnych konfiguracjach. Później, za pomocą tych par, obserwowali odległy obiekt w kosmosie. "Przy pomocy par radioteleskopów mierzymy jeden komponent obrazu. Mając osiem różnych teleskopów, możemy stworzyć 28 par, co pozwala zmierzyć 28 komponentów danego obrazu. To już coś" - podkreślił współautor badań.
Takim obserwacjom sprzyjają obroty Ziemi, które zmieniają geometrię trójkątów, złożonych z dwóch teleskopów i obserwowanego obszaru. "Ziemia się kręci, więc przez kilka godzin możemy zmierzyć wiele komponentów obrazu. Następnie dokonujemy numerycznej rekonstrukcji obrazu - przy pomocy obliczeń możemy uzupełnić brakujące w obrazie dane - komentuje dr Wielgus. - Nad tymi danymi - ich redukcją, kalibracją i zrozumieniem, co z tego wynika - siedzieliśmy pięć lat. Co za ulga, że w końcu mamy efekt!".
Anna Ślązak
Ekspert o Starship: loty, podczas których nie wszystko się udaje, są często cenniejsze niż sukcesy
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.