Szantrapy, Myszki i Popłocha nie peszą błyski fleszy. Obecność gapiów znoszą z cierpliwością i godnością, jak przystało na członków rodziny królewskiej. Tym bardziej że w grę wchodzą… marchewki.
Duże zwierzę
– To coś więcej niż praca, to coś jak misja. Mam poczucie, że uczestniczę w czymś ważnym. Jeśli za parę lat uda się zwiększyć żubrzą populację, będę miała świadomość, że mam w tym swój mały udział – śmieje się Ania, jedna z pierwszych etatowych pracownic Dzikiej Zagrody. Po miesiącu obcowania z żubrami nie boi się ani ich rozmiarów, ani dość groźnie wyglądających rogów. Obecność pana Macieja (i wiaderka z marchewkami) dodaje otuchy, gdy wchodzimy na wybieg, gdzie za drzewkami skryły się znudzone naszym gapieniem żubry. Wizyta jest krótka, żeby niepotrzebnie nie denerwować zwierząt, które majestatycznie (ale jednak!) idą w naszym kierunku. Choć to młode samice, ich rozmiary budzą respekt.
– Nasze żubry są łagodne, oswojone z naszą obecnością, ale to cały czas dzikie zwierzęta. I to duże! Nie przepadają na przykład za dotykaniem boków, a i na głaskanie między rogami też niespecjalnie mają ochotę – wyjaśnia. – Bije od nich prawdziwy majestat i spokój. Choć potrafią być szybkie i zwinne. Codziennie rano idziemy na drugą część zagrody i wołamy żubry na śniadanie. Zdarzyło się, że ruszyły do nas bardzo żwawo. Ufffff, to naprawdę robi wrażenie. Nie można uciekać, przeciwnie, trzeba zrobić kilka kroków w ich kierunku i rozłożyć ręce, to się zatrzymają – Ania objaśnia, jak postępować z żubrami.
Kontakt z mirosławieckiemi żubrami to dla mieszkańców i kierowców, którzy przemierzają krajową dziesiątką, wcale nie tak duża rzadkość. Niekiedy można je spotkać tuż przy samej drodze. Tak jak większość dzikich gatunków, żubry w kontakcie z człowiekiem wycofują się. Może jednak być i mniej sympatycznie, zwłaszcza gdy trafimy na samicę z młodym albo byczka w okresie rui, który może nas uznać za… rywala. Najczęściej jednak to żubry przegrywają w konfrontacji z cywilizacją. Mimo znaków ostrzegawczych i fotoradarów rozstawionych wzdłuż trasy ich przemarszów, zdarza się, że giną pod kołami rozpędzonych samochodów. Zwłaszcza gdy postanawiają wybrać się w drogę.
W drodze nad morze
Żubrzą rodzinę tworzą przede wszystkim krowy, które prowadzą raczej osiadły tryb życia. Starsze samce, wyganiane ze stada, tworzą grupy kawalerskie lub wędrują samotnie w poszukiwaniu innych żubrów. – My wiemy, że ich nie znajdą, one nie. Surogatem żubrzego stada może stać się wówczas bydło domowe pasące się na pastwiskach. Czasami hodowcy reagują bardzo emocjonalnie, a tymczasem żubr nie ma żadnych złych zamiarów. Zwykle sam po paru dniach odchodzi, bo zaspokoił swoją potrzebę kontaktów towarzyskich. Nie ma się jednak co dziwić, że jeżeli próbuje się żubra przegonić z pastwiska, zajeżdżając mu drogę samochodem, to ten może narobić w panice sporo szkód – mówi Magdalena Tracz. Opowiada też o coraz lepiej poznawanych żubrzych zwyczajach, w czym pomagają założone niektórym osobnikom obroże telemetryczne, które śledzą zwierzęta za pomocą systemu GPS.
– Po ich założeniu dopiero wyszło, jak my niewiele wiemy: gdzie żubry są przez większą część sezonu, dokąd wędrują. Trzy byki z poligonu zawędrowały na północ, aż pod Gościno. Jeden z nich miał obrożę, ale niestety zginął w przepychance między osobnikami. Otrzymaliśmy też informację, że w ubiegłym roku tą samą trasą byk powędrował aż pod Kołobrzeg. Nasze żubry dotarły też na południe, w okolice Trzcianki i Czarnkowa. Nie wiemy, co się z nimi dzieje. Może wracają, może giną. Dlatego tak cenne są dla nas wszystkie spływające informacje o żubrach, zwłaszcza w nietypowych dla nich miejscach. Można śmiało do nas dzwonić i pisać mejle. To pozwoli nam na podniesienie skuteczności działań, planowanie i zapobieganie – opowiada pani Magda.
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.