W Polsce są już leczeni pierwsi pacjenci cierpiący z powodu rdzeniowego zaniku mięśni (SMA); pierwszy lek na tę chorobę genetyczną zarejestrowano w UE 30 maja 2017 r. - poinformowali w czwartek eksperci podczas śniadania prasowego w Warszawie.
Kierownik Kliniki Neurologii i Epileptologii Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie prof. Katarzyna Kotulska-Jóźwiak powiedziała, że od lutego 2017, czyli jeszcze przed dopuszczeniem na rynek, za zgodą ministerstwa zdrowia lek stosowany jest w CZD u 10 chorych z SMA.
"Wkrótce terapią tą objętych zostanie kolejnych 20 pacjentów, poza Warszawą będą oni leczenie jeszcze w Gdańsku i Katowicach" - powiedziała specjalistka, która zajmuje się leczeniem rdzeniowego zaniku mięśni.
Nowy lek (o nazwie nusinersen) zatrzymuje postęp SMA, choroby powodującej narastającą niepełnosprawność i grożącej przedwczesną śmiercią, głównie na skutek niewydolności oddechowo-krążeniowej. W Polsce jest on stosowany w ramach tzw. programu rozszerzonego dostępu (Expanded Access Programme - EAP).
Oznacza to, że lek jest nieodpłatnie udostępniony części chorym przez jego producenta, zanim jeszcze będzie oferowany w aptekach i refundowany z budżetu państwa. W ten sposób poza Polską lek, który objęto na świecie szybką ścieżką rejestracyjną, dostępny jest w kilku krajach Unii Europejskiej.
Rdzeniowy zanik mięśni jest chorobą ultrarzadką. "Ocenia się, że w naszym kraju choruje od 400 do 800 chorych, a co roku przybywa od 31 do 38 nowych przypadków. Jest to jednak najczęściej genetycznie uwarunkowana przyczyna śmierci niemowląt i małych dzieci" - powiedziała współzałożycielka istniejącej od 2013 r. Fundacji SMA Kamila Górniak.
Chorobę wywołuje mutacja w genie SMN1, wytwarzającym białko niezbędne do działania i utrzymania przy życiu neuronów ruchowych w rdzeniu kręgowym. Kiedy zabraknie tego białka, neurony obumierają, a wraz z nimi słabną mięśnie i z czasem zanikają. Skutkiem tego jest narastająca niepełnosprawność ruchowa, której mogą towarzyszyć nasilające się zaburzenia układu oddechowego, przewodu pokarmowego oraz mowy.
"Płuca chorych z SMA są zdrowe ale nie potrafią oni poruszać klatką piersiową i oddychać, nie mogą również prawidłowo się odżywiać, bo mięsnie są także w przewodzie pokarmowym" - wyjaśniała prof. Kotulska-Jóźwiak.
W zależności od postępu choroby pacjenci wymagają użycia wspomagającego lub zastępującego mięśnie układu oddechowego respiratora oraz żywienia sondą lub żywienia dojelitowego, bo nie w stanie przełykać. Do tego dochodzą jeszcze przykurcze oraz zaburzenia kostne, ponieważ kości do rozwoju potrzebują stymulacji ruchowej, a ta u chorych jest zwykle mocno ograniczona.
"Są różne typu rdzeniowego zaniku mięśni. Najbardziej zaawansowany jest typ 0, ujawniający się już w życiu płodowym. Objawia się on słabymi ruchami płodu - lub w ogóle one nie występują. Po narodzinach dziecko jest bez oddechu i od początku wymaga użycia respiratora" - powiedziała prof. Kotulska-Jóźwiak.
Częściej występuje typ 1 SMA, która objawia się w pierwszym półroczu. "Dotknięte tą postacią choroby dziecko mało lub nieprawidłowo się porusza, słabo stabilizuje głowę i nigdy nie potrafi siedzieć" - tłumaczyła prof. Kotulska-Jóźwiak.
W typie 2 SMA, najczęściej występującym i ujawniającym się w drugim półroczu życia dziecka, potrafi ono siadać, ale nigdy nie rozwija chodu. Zwykle siedzi niepewnie, krzywi kręgosłup, słabo porusza rękami oraz nogami i ma kłopoty z oddychaniem.
Są jeszcze dwa typu SMA. W trzecim dziecko zaczyna już chodzić, potem następuje regres i wykazuje kłopoty z poruszaniem. Ta postać choroby może się ujawnić w 3. jak i 10. roku życia dziecka. Najrzadziej zdarza się typ czwarty występujący jedynie u ludzi dorosłych.
Pierwszy lek w leczeniu rdzeniowego zaniku mięśni stosowany jest głównie w typie 1 tej choroby. Jego działanie polega na tym, że zwiększa wytwarzanie białka SMN poprzez gen SMN2, który również koduje tego typu białko, ale jest on produkowane w zbyt małych ilościach. Preparat częściowo zwiększa jego poziom w organizmie chorego do tego stopnia, że postęp choroby u wielu z nich zostaje zatrzymany, ale nie można jej wyleczyć.
"Odstawienie leku powoduje, że choroba cofa się do takiego etapu, na jakim u danego chorego zaczął być on stosowany" - przekonywała Kamila Górniak z Fundacji SMA. Dodała, że producent tego leku zapewnia, że chorych objętych rozszerzonym programem dostępu będzie on stosowany tak długo, jak będzie to konieczne.
Ewa Nosarzewska-Lewandowska z firmy Biogen powiedziała, że producent leku jeszcze w lipcu 2017 r. złoży do ministerstwa zdrowia wniosek o jego refundację. Preparat podawany drogą nakłucia lędźwiowego do płynu mózgowo-rdzeniowego jest jednak bardzo drogi. W USA jedno wkłucie kosztuje 250 tys. dolarów. W UE jest nieco tańszy - za jedno wkłucie trzeba zapłacić 90 tys. euro. W terapii podtrzymującej powinien być on podawany choremu co cztery miesiące, czyli trzy razy w roku.
Zbigniew Wojtasiński (PAP)
Zmiany te przynajmniej częściowo mogą być odwracalne, ale dopiero w dłuższym okresie.
Jako główną przyczynę tej poprawy wskazuje się zmniejszenie emisji przemysłowych.
Jedno mrugnięcie to dla nich 20 metrów, na których wiele może się wydarzyć.
Istotny jest zarówno rodzaj utworów, jak i poziom decybeli w kabinie pojazdu.