Ile płócien złożono do grobu wraz z ciałem Jezusa? .:::::.
Na użytek relacji o dziejach Całunu Turyńskiego, a także wyrażając swoją opinię na temat Welonu z Manoppello, syndonolog Jerzy Dołęga-Chodasiewicz korzysta z najnowszych materiałów Międzynarodowego Centrum Badań Całunu w Turynie oraz Rzymskiego Centrum Syndonologii. Autor książki Boskie Oblicze. Całun z Manoppello prezentuje przemawiającą do wyobraźni hipotezę historyka sztuki, o. Heinricha Pfeiffera SJ, który twierdzi, że wizerunek twarzy Chrystusa na Welonie z Manoppello powstał w momencie Jego zmartwychwstania, dzięki uprzedniemu położeniu go bezpośrednio na Całunie, dokładnie na wysokości twarzy zmarłego Pana. Dzięki promieniowaniu o naturze niewyjaśnionej przez naukę, a które powstało w momencie zmartwychwstania, na Całunie Turyńskim znalazł się wizerunek Chrystusa zmarłego na skutek męki, natomiast na Świętym Welonie z Manoppello została odwzorowana wprawdzie ta sama, ale wyrażająca już nadprzyrodzoną rzeczywistość twarz Chrystusa zmartwychwstałego. Tej zaskakującej hipotezy uznanego w świecie naukowym niemieckiego jezuity i profesora, skądinąd wybitnego badacza Całunu Turyńskiego, nie podziela większość badaczy Całunu, czyli syndonologów. Poprosiliśmy o wypowiedź w tej sprawie jednego z nielicznych w Polsce badaczy Całunu Turyńskiego, Jerzego Dołęgę‑Chodasiewicza, który relacjonuje zastrzeżenia, jakie wysuwa się wobec tej hipotezy, według najnowszych wyników badań naukowych zarówno nad samym Całunem, jak i nad pochówkiem Ciała Chrystusa.
Doskonale wiemy, jak wyglądał pochówek Jezusa, bez późniejszych tradycji fałszujących obraz ówczesnych zwyczajów – mówi Jerzy Dołęga- Chodasiewicz. – Śmierć Chrystusa była tragiczna, gwałtowna; w związku z tym według Prawa nie można było obmyć ciała. Krew w Starym Testamencie była bowiem nośnikiem życia. Jeżeli przed, w czasie i po śmierci wypłynęło z ciała więcej niż 1/12 litra krwi, nie wolno było jej zmyć z ciała. Krew musiała pozostać na zwłokach i być razem z nimi pochowana. Dlatego też płótna, które zostały pobrudzone krwią, musiały być umieszczone w grobie. Nie wolno było wyrzucać żadnych zakrwawionych przedmiotów.
Całun Turyński
W pochówku żydowskim w czasach Chrystusa przewidziane były tylko trzy płótna pogrzebowe. Pierwsze to sindon, po hebrajsku sadin, czyli wielkie płótno, które miało wymiary określone w Prawie – tj. 5 m długości oraz 1,1 metra szerokości. Jedyna wytwórnia tych drogich, wspaniałych płócien (tzw. damasceńskich) znajdowała się pod Damaszkiem. Działała ona jeszcze około stu lat po Chrystusie, o czym świadczą wykopaliska. Płótna te były tkane wyjątkowo ściegiem 3 x 1, ukośnie, w jodełkę. Były to oczywiście płótna lniane, ale z niewielkim dodatkiem indyjskiej bawełny w postaci wstawek. Płótno damasceńskie, którym jest Całun Turyński, było kosztowne i stać było na nie jedynie kogoś takiego jak Józef z Arymatei, który był żydowskim arystokratą. Być może sprzedano mu je w kramach jerozolimskich w porze, kiedy były już zamknięte. Ubodzy na okoliczność śmierci kupowali zwykłe lniane prześcieradła. Swego czasu nieżyjący już prof. Robert Bucklin z Chicago – lekarz hematolog, światowej sławy specjalista medycyny sądowej – jako pierwszy zwrócił uwagę, także lekarzom, że wystarczy przez chwilę spojrzeć na wizerunek martwego Człowieka na Całunie, żeby mieć całkowitą pewność medyczną, że są to zwłoki mężczyzny w stanie stężenia pośmiertnego (rigor mortis). Stężenie pośmiertne trwa około 36 godzin, jak twierdzą uczeni różnych dyscyplin od co najmniej kilkudziesięciu lat, i mija po 40 godzinach. Na Całunie mamy świadectwo zesztywnienia całego ciała. Całun jest więc bezspornym dowodem śmierci człowieka, który się w nim znajdował w okresie stężenia pośmiertnego.
Całun pokazuje, że głowa mężczyzny zastygła w pozycji 70% do przodu i 20% w dół. Gdyby nie było stężenia pośmiertnego albo byłoby już po jego czasie, po czterdziestu godzinach od śmierci, zwłaszcza w klimacie palestyńskim, ciało leżałoby zupełnie płasko. Kolejną oznaką śmierci Człowieka na Całunie jest ułożenie rąk. Osobie żywej nigdy się ich nie układa tak, jak widać to na Całunie. Wcześniej chowano podobnie np. esseńczyków. W przypadku Chrystusa ramiona zesztywniałe w pozycji rozpostarcia na krzyżu trzeba było doprowadzić do pozycji charakterystycznej dla zmarłych z użyciem siły i związać dłonie przepaską.
Wizerunek na Całunie pokazuje, że zesztywniałe w kolanach nogi są podkulone, tworząc kąt średnio 25°. Lewa noga okazuje się bardziej zgięta, ponieważ była przybita na prawą. Jest to pewnik zaledwie od kilkudziesięciu lat. Przez wieki malarstwo i rzeźba sakralna w Europie przedstawiały Chrystusa na krzyżu z prawą nogą przybitą na lewą. Wszyscy, którzy oglądali Całun, nie mieli pojęcia, że to, co widzą, jest negatywem obrazu. Trudno się zresztą dziwić, gdyż pojęcie negatywu jest znane dopiero od 1840 roku, a w przypadku Całunu od jego pierwszego zdjęcia wykonanego w 1898 roku przez Secondo Pia. Negatyw wymaga oczywiście wzięcia pod uwagę, że należy odwrócić zarówno obraz, jak i jego walory.
Całun Turyński ma, jak wiadomo, nie 5 m, ale 4,36 m długości! Fragmenty Całunu były przez wieki, kawałek po kawałku, brane z jego długości na relikwie. Działo się to głównie w Konstantynopolu, a relikwie przekazywano przede wszystkim ważnym osobistościom chrześcijaństwa zachodniego. Zgroza ogarnia, kiedy się pomyśli, że z obydwu stron dochodzono już w pobliże nóg Chrystusa… Ostatni fragment Całunu Turyńskiego otrzymał król Francji św. Ludwik IX. Wszystko to jest odnotowane w dokumentach pisanych, które znajdują się w tajnym archiwum papieskim. Aby nie dopuścić do dalszego dzielenia Całunu, przewieziono go potajemnie do Aten.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.