W Polsce w ponad 40 sklepach w realu i kilkudziesięciu internetowych można kupić tzw. dopalacze. To środki, które mają działanie zbliżone do narkotyków. .:::::.
Nowe mieszanki
W kwietniu tego roku weszła w życie znowelizowana z inicjatywy rządu ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, w której jest też mowa o substancjach wchodzących w skład dopalaczy. Ustawa wprowadza zakaz obrotu 17 substancjami syntetycznymi i roślinnymi. Jest wśród nich benzylopiperazyna (BZP), wchodząca dotąd w skład 70 proc. dopalaczy, którą Rada Unii Europejskiej wpisała na listę substancji psychotropowych, bo wywołuje efekt podobny do amfetaminy (ma ok. 10 proc. jej siły działania), i szałwia wieszcza, zwana też meksykańską. Dopalacze zawierające te substancje zostały wycofane ze sprzedaży. Ale ponieważ na opakowaniach dostępnych nadal środków znajdują się ponaklejane na siebie etykiety z mylnymi informacjami o ich składzie, trudno wywnioskować, co zawierają. Dlatego może się zdarzyć, że w nowych mieszankach wchodzących na rynek zawarte są zakazane składniki. – Stale pojawiają się nowe dopalacze zawierające nowe mieszanki substancji syntetycznych czy roślinnych, a badania nad oceną ich skutków dla zdrowia indywidualnego i publicznego wymagają czasu. Np. w przypadku benzylopiperazyny BZP potrzeba na to 2 lat – mówi Piotr Jabłoński. W tym czasie preparat jest bez przeszkód sprzedawany.
Legalna alternatywa
We wszystkich krajach Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii działa tzw. system wczesnego ostrzegania. W Polsce od 1 maja 2004 r. w strukturach Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii ukształtowała się wyspecjalizowana agencja mająca za zadanie wychwytywanie nowych substancji działających jak narkotyki. Między innymi na skutek jej działań znowelizowano ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii. Na stronach Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii www.dopalaczeinfo.pl można znaleźć informacje o dopalaczach, prezentowane w ramach kampanii „Dopalacze mogą cię wypalić”. Niestety, sklepy z dopalaczami w realu i internecie mają się dobrze. Tzw. smart shopy pojawiły się kilka lat temu najpierw w Holandii i Wielkiej Brytanii, a od ponad roku sprzedają swoje towary w internecie. Ich nazwa pochodzi od rzekomych właściwości sprzedawanych substancji – według producentów – usprawniających funkcje poznawcze osób stosujących je („smart drugs”). Przedstawiciele importerów przekonują, że dopalacze są „legalną alternatywną dla niebezpiecznych substancji narkotycznych”. Naprawdę są równie szkodliwe i niebezpieczne, a stoją za nimi zagraniczne firmy, wytwarzające w swoich laboratoriach środki działające podobnie jak amfetamina czy LSD.
Dozwolone kolekcjonowanie
Przeciwko sklepom sprzedającym dopalacze protestują różne środowiska w całym kraju. Samorządy domagają się, by ich zwalczaniem zajęła się prokuratura. Niezadowoleni rodzice, bojąc się, że z produktów będą korzystać ich dzieci, organizują przed sklepami pikiety. W Katowicach do likwidacji sklepu z dopalaczami przyczynili się dziennikarze lokalnej telewizji. Bezradna pozostaje policja. Na Podkarpaciu, w Lublinie, w Kielcach sanepid kontrolował sklepy z dopalaczami, ale nie było do czego się przyczepić. – Nie stwierdziliśmy tam środków spożywczych – informuje Grażyna Majewska, powiatowy inspektor sanitarny w Kielcach. Podobnie argumentuje swoją bezsilność wobec funkcjonowania tych sklepów Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Uprawnieni do kontroli dopalaczy są także Główny Inspektorat Farmaceutyczny i Policja. Ale jak mają podważać funkcjonowanie sprzedaży „niewinnych” produktów przeznaczonych wyłącznie do kolekcjonowania? W tej sytuacji pozostaje nam włączyć zdrowy rozsądek i omijać szerokim łukiem sklepy proponujące dopalacze.