W 2000 r. miało miejsce wydarzenie, które przesądziło o kanonizacji Ojca Pio. W cudowny sposób został uzdrowiony syn jednego z lekarzy pracujących w szpitalu założonym przez Ojca Pio. Autorką książki jest matka Matteo, która w porywający sposób opisuje wszystkie fakty i ich znaczenie nie tylko dla swoich najbliższych, ale także dla całego Kościoła. .:::::.
Uświadamiam sobie, że tym zakonnikiem jest Ojciec i że może kiedy byłam tu, obok jego doczesnych szczątków, tak blisko niego, pogrążona w cierpieniu matki, on chciał mi powiedzieć: “Pomogę Matteo powstać”. Wierzę, wierzę w to gorąco, wyrzucam sobie brak racjonalizmu, ale wierzę w to i powtarzam: “Jezu, ufam Tobie wbrew wszelkiej nadziei”.
I zaczynam myśleć, że także to jest znakiem, tak jak sny z poprzednich miesięcy. Znakiem, tak jak niekontrolowana potrzeba modlitwy, poznawania Boga, która ogarnęła mnie od jakichś dwu lat i kazała mi ostatnio z entuzjazmem chodzić do kościoła, na Mszę, czytać lekturę religijną: Ewangelię, nieszpory, hymny pochwalne, biografie świętych oraz Listy Ojca Pio.
Listy te trzymam zawsze na nocnym stoliku i znajduję w nich odpowiedzi na moje wątpliwości i pytania. Tak, bowiem zawsze, kiedy przeżywałam jakąś niepewność, prośbę, smutek, otwierałam na chybił trafił jeden z tomów Listów Ojca Pio i nieodmiennie znajdowałam na tej stronie odpowiedzi.
Tak właśnie dzieje się w piątek 21 stycznia, wieczorem, kiedy bracia przywożą mnie przybitą cierpieniem do domu, a tu widzę porozrzucane rzeczy Mattea, jego tornister, okulary, piżamkę... Wszystko to wprawia mnie w taką rozpacz, że mam siłę tylko usiąść na łóżku i szlochać. W pewnej chwili uświadamiam sobie, że jedy ną pociechą, jaka mi zostaje, oprócz ciągłego przyzywania Jezusa i Maryi, jest otwarcie na chybił trafił, jak to zwykle czynię, Listów Ojca Pio, by wejść z nim w kontakt duchowy.
Pierwsze słowa, na jakie pada mój wzrok, brzmią: “Niechaj będzie zawsze błogosławiony Ojciec sierot, który w swej nieskończonej dobroci przywołał do życia biedną Giovinę. Nie ukrywam, że niebezpieczeństwo, jakie jej groziło, było naprawdę ogromne, większe niż może sobie pani wyobrazić. Śmierć chwyciła ją w swe łapy: miała dołączyć do rodziców, tam w górze. Tylko liczne modlitwy zawiesiły wyrok na nią”.
Są to słowa, które Ojciec Pio napisał do swojej duchowej córki Raffaeliny Cerase na temat chorej siostry Gioviny. Moje serce otwiera się powoli i czuję, jak przepływa przeze mnie nowa, prawie dotykalna nadzieja, która w jakiś tajemniczy sposób niweczy potworną rzeczywistość i przekonanie o groźnym stanie Mattea. Coraz silniejsza staje się potrzeba modlitwy; ponieważ Ojciec Pio mówi o ”sile modlitwy” mogącej wstrzymać “egzekucję”, wierzę, że to samo może dotyczyć również Mattea, że – jeśli będziemy się modlić – egzekucja może zostać wstrzymana.
Każdego, kto do mnie telefonuje albo pyta, co słychać u dziecka, przyjaciół, rodziców, krewnych, proszę o modlitwę, o modlitwę: “Módlmy się, módlmy, Mattea może uratować tylko modlitwa”. Razem z moim bratem Giovannim chodzę, pomimo śniegu, od klasztoru do klasztoru, od jednego zgromadzenia sióstr do drugiego, żebrząc o modlitwę; pamiętam bowiem o słowach Jezusa: “Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.
I w ten sposób zaczyna się tworzyć – tajemniczo i cudownie – gęsta i rozległa sieć głosów, wołających do Pana, do Jego Matki, do Świętych, do całego raju o pomoc dla Mattea. W odpowiedzi na moją prośbę – o czym dowiem się dopiero później – ludzie modlą się za Mattea w kościołach i domach wielu włoskich miast, w miejscach świętych, takich jak Loreto, Asyż, a nawet Lourdes.
Słowa Ojca Pio: “Modlitwa jest potężną bronią, kluczem, który otwiera serce Boga”, rozkwitają wciąż nowym kwieciem. Słowa te skłaniają mnie do nieustannego stosowania modlitwy w błaganiu o Boże miłosierdzie. Powtarzam Jezusowi: “Powiedziałeś, że nie chcesz aby grzesznik umarł, lecz żeby nawrócił się i żył – jeśli cierpienie Mattea służy nawróceniu mojemu, Antonia i innych, uratuj go!”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Zapotrzebowanie na jego czas obserwacyjny wciąż jest ogromne.
Odkrycie przemawia za większymi szansami na istnienie w przeszłości życia na Czerwonej Planecie.
To pierwsze tak silne dowody na istnienie planety na orbicie biegunowej układzie podwójnym.
Jedno mrugnięcie to dla nich 20 metrów, na których wiele może się wydarzyć.
Istotny jest zarówno rodzaj utworów, jak i poziom decybeli w kabinie pojazdu.