Jednostka mięsem armatnim ludzkości?

No nie. Człowiek nigdy nie jest przedmiotem. Także wtedy, gdy chodzi o badania naukowe.

Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2292-2296 i 2299-2301

Dwa słowa – „Nie zabijaj”. A tyle konsekwencji natury moralnej rodzi to w życiu człowieka i społeczeństw, że nawet specjalnie się nie rozwodząc, napisałem na ten temat już 9 tekstów. Dziś czas na przyjrzenie się kolejnej dziedzinie życia, w której trzeba się liczyć z tym przykazaniem: badania naukowe.

Kto ma rozum, tego działanie podlega ocenie moralnej

Zdarza się czasem twierdzić różnym artystom, że ich działania, ich ekspresje, są  poza moralnością. Prowokują, obrażają, wyszydzają, nazywając to przełamywaniem tabu, ale odbiorca nie ma prawa krytykować rzekomo świetnego i nowatorskiego przesłania ich dzieł. Krytyce – i to tylko przez specjalistów – może podlegać jedynie forma, więc wara wam profani, którzy się nie znacie, nie rozumiecie, od wyrażania waszych profańskich opinii. Przyznać trzeba, że takie żądanie w ustach uważających się za społeczną elitę brzmi dość zabawnie. Bo poza moralnością jest tylko to wszystko, co nie ma rozumu. Ot, prawa nieożywionej przyrody, działania nierozumnych zwierząt. Artyści jednak są ludźmi, więc zasadniczo rozum mają. No, chyba że chcą nam powiedzieć, że są go pozbawieni. Wtedy faktycznie ich działania należałoby uznać za nie podlegające moralnemu prawu.

Podobny problem mamy z częścią świata naukowego. Owszem, badania naukowe generalnie przynoszą ludzkości pożytek. Jak napisano w Katechizmie Kościoła Katolickiego (2292) „doświadczenia naukowe, medyczne lub psychologiczne na osobach lub grupach ludzkich mogą przyczyniać się do leczenia chorych i do poprawy zdrowia publicznego”. Ale to, jakie działania, jakie eksperymenty naukowcy prowadzą, zawsze, jak każde działanie osób rozumnych i wolnych, podlega ocenie moralnej.

Pięknie wyjaśnili to autorzy Katechizmu w dwóch punktach  2293 i 2294:

„Podstawowe badania naukowe, jak również badania stosowane stanowią znaczący wyraz panowania człowieka nad stworzeniem. Nauka i technika są cennymi bogactwami, gdy służą człowiekowi i jego integralnemu rozwojowi dla dobra wszystkich; nie mogą jednak być celem samym w sobie ani celem postępu ludzkiego. Nauka i technika są podporządkowane człowiekowi, od którego biorą początek i rozwój; zatem w osobie i w jej wartościach moralnych znajdują one swoją celowość i świadomość swoich ograniczeń.

Złudne jest domaganie się neutralności moralnej badań naukowych i ich zastosowań. Z drugiej strony, kryteria oceny nie mogą być wyprowadzane ani ze zwykłej efektywności technicznej, ani z użyteczności, która może z nich wynikać dla jednych, stanowiąc uszczerbek dla drugich, ani - co gorsza - z panujących ideologii. Nauka i technika z racji ich wewnętrznego znaczenia domagają się bezwarunkowego poszanowania podstawowych kryteriów moralności; powinny one służyć osobie ludzkiej, jej niezbywalnym prawom, jej prawdziwemu i integralnemu dobru zgodnie z planem i wolą Boga”.

Czyli, przede wszystkim, nie nauka dla nauki – jak chcieliby niektórzy naukowcy. To nie bożek, ku czci którego mielibyśmy prawo (zapominając na chwile o pierwszym przykazaniu) poświęcać ludzi. Nauka i technika mają być podporządkowane człowiekowi – uczy Kościół. Stąd też ograniczenia moralne, jakie stawia się naukowcom.

Między ciekawością, użytecznością a dobrem

Oczywiście rozwojowi nauki czy techniki zawsze towarzyszy pewna ambiwalencja: odkrycia naukowe czy nowatorskie rozwiązania techniczne zazwyczaj można wykorzystać zarówno dobrze, jak i źle. Ot, taki samolot. Wykorzystywać go można w celu szybkiego dostarczenia pomocy humanitarnej, ale i do bombardowania. Albo nabycie przez człowieka umiejętności rozszczepienie atomu: najpierw wykorzystane zostało dla produkcji bomby atomowej, dopiero potem posłużyło rozwojowi energetyki. Najbardziej chyba jednak jaskrawym przykładem takiej ambiwalencji są badania nad zrozumieniem mechanizmu życia. Z jednej strony pomagają leczyć niektóre choroby, z drugiej – co już obserwujemy – prowadzą do koszmaru zastąpienia prokreacji produkcją. I to produkcją dziecka na zamówienie: wedle życzeń rodziców, nie przez naturę obdarowanego. Albo i powołanego do życia tylko po to, by być magazynem części zamiennych dla kogoś innego.  Naukowiec musi zawsze pytać, czy to, ku czemu zmierza,  nie będzie czasem otwarciem puszki Pandory. I to tym bardziej, im bardziej widzi, jak źle mogą być wykorzystane wyniki jego badań. To, że pchniemy dalej naukę, że będziemy wiedzieli i umieli więcej, nie jest automatycznie dobrem. Badania naukowe, jak każde działanie człowieka, mają swój wymiar moralny. Dlatego – jak  napisali autorzy katechizmu złudne jest domaganie się neutralności moralnej badań naukowych i ich zastosowań”.

Szczególnej wagi owo stwierdzenie nabiera w sytuacji, gdy nie chodzi tylko o dobre czy złe zastosowanie wyników badań, ale gdy same badania godzą w człowieka. Nie trzeba wiele tłumaczyć: eksperymenty na ludziach nazistowskich „lekarzy” w obozach koncentracyjnych przyniosły światu gwałtowny rozwój medycyny. Mimo to w powszechnym przekonaniu (którego niektórzy naukowcy pewnie jednak nie podzielają) przeprowadzane tam eksperymenty na ludziach były działaniami zbrodniczymi. Niestety, dziś jakby się o tym zapomina. Zwłaszcza gdy chodzi o badania na dzieciach w pierwszej fazie ich rozwoju – produkowanych tylko po to, by przeprowadzić eksperyment.  W Katechizmie (2295) problem ten tak ujęto.

Badania lub doświadczenia przeprowadzane na istocie ludzkiej nie mogą uzasadniać czynów samych w sobie sprzecznych z godnością osób i z prawem moralnym. Ewentualna zgoda osób poddawanych doświadczeniom nie usprawiedliwia takich czynów. Przeprowadzanie doświadczeń na istocie ludzkiej nie jest moralnie uzasadnione, jeżeli naraża jej życie lub integralność fizyczną i psychiczną na ryzyko niewspółmierne lub takie, którego dałoby się uniknąć. Przeprowadzanie doświadczeń na istotach ludzkich jest nie do pogodzenia z godnością osoby, szczególnie jeśli ma ono miejsce bez wyraźnej zgody danej osoby lub osób uprawnionych.

Jest rzeczą oczywistą, że dzieci „wyprodukowanych” dla przeprowadzenia eksperymentu nikt o zgodę nie pyta. Ale nawet jeśli ktoś się zgodził, by przeprowadzono na nim eksperyment, nie oznacza to, że takie badania stają się automatycznie moralnie dopuszczalne. Jeśli niosą „ryzyko niewspółmierne” do dobra, którego się szuka czy „ryzyko, którego dałoby się uniknąć”, to jednak nie powinno się takich eksperymentów na ludziach wykonywać. Z tego zresztą powodu zanim zaczyna się testy nowych leków na ludziach, sprawdza się ich działanie na zwierzętach.  I dopiero kiedy ryzyko dla ludzi wydaje się stosunkowo małe w stosunku do dobra, jaki chce się osiągnąć, podejmuje się decyzję o rozpoczęciu testów na ludziach. Oczywiście zawsze istnieje pokusa pójścia droga na skróty. Zwłaszcza w takich sytuacjach jak dzisiejsza pandemia. Trzeba jednak jasno powiedzieć: nie można człowieka, niezależnie na którym miejscu kuli ziemskiej mieszka, traktować jak doświadczalnego królika.

Błogosławieństwo i przekleństwo przeszczepów

Ze sprawą poszanowania człowieka w kontekście naukowych eksperymentów wiąże się też zagadnienie przeszczepu narządów. Pomijając niezwykle istotną, a czasem dyskutowaną kwestię precyzyjnego określenia momentu śmierci człowieka, Kościół uczy, iż „oddawanie narządów po śmierci jest czynem szlachetnym i godnym pochwały; należy do niego zachęcać, ponieważ jest przejawem wielkodusznej solidarności” (KKK 2296). Moralnie nie do przyjęcia jest jednak, gdy sam dawca, lub jego bliscy „który mają do tego prawo” takiej zgody nie wyrażą (KKK 2296).

Nikt nie ma prawa rozporządzać dowolnie ciałem zmarłego (szerzej – za chwilę). Większy jednak problem powstaje, gdy chodzi o przeszczep od żywych. „Jest rzeczą moralnie niedopuszczalną bezpośrednie powodowanie trwałego kalectwa lub śmierci jednej istoty ludzkiej, nawet gdyby to miało przedłużyć życie innych osób” (KKK 2296). I nie ma tu znaczenia, że np. kosztem życia jednej osoby można uratować kilka innych, wykorzystując jego organy dla kilku różnych przeszczepów: tak nie wolno. „Przeszczep narządów zgodny jest z prawem moralnym, jeśli fizyczne i psychiczne niebezpieczeństwa, jakie ponosi dawca, są proporcjonalne do pożądanego dobra biorcy”.

Czyli na przykład oddanie krwi czy szpiku nie budzi żadnych wątpliwości, bo zagrożenie dla dawcy jest niewspółmiernie małe w stosunku do spodziewanych korzyści. Trudniej z nerką: można z jedną żyć, ale stwarza to już pewne ryzyko. Czy większe niż spodziewane dobro? Inaczej pod względem moralnym będzie wyglądała sytuacja, gdy ktoś ofiarowuje ją dla osoby bliskiej, inaczej, gdyby decydował się ją sprzedać. Całkiem niedopuszczalne jest natomiast poświęcenie swojego życia czy zgoda na kalectwo dla ratowania innej osoby przeszczepem. Takie działania byłyby niemoralne.

Zmarłym - szacunek. Także ich ciałom

Z kwestią poszanowania człowieka w kontekście badań naukowych związana jest jeszcze jedna kwestia: poszanowania ciała ludzkiego już po śmierci. „Należy okazywać szacunek i troskę umierającym, by pomóc im przeżyć ostatnie chwile w godności i w pokoju. Powinna wspomagać ich modlitwa bliskich, którzy winni zatroszczyć się o to, by chorzy w odpowiedniej chwili przyjęli sakramenty, przygotowujące na spotkanie z Bogiem żywym” – przypomniano w Katechizmie (2299). Potem, już po śmierci, ludzkie ciało powinno być „traktowane z szacunkiem i miłością wypływającą z wiary i nadziei zmartwychwstania”. (KKK 2300). Grzebanie zmarłych jest uczynkiem miłosierdzia względem ciała; jest uczczeniem dzieci Bożych, będących świątynią Ducha Świętego” – przypomina Kościół (KKK 2300).

Czy dopuszczalna jest kremacja zwłok? Tak, „o ile nie jest ona przejawem podważania wiary w zmartwychwstanie ciała” wyjaśniono w KKK 2301. Brzmi to może zaskakująco, ale swego czasu faktycznie takie działania podejmowano tłumacząc, że „jak mnie spalą, to już na pewno mój trup nie ożyje”. To absurd, bo dla Boga nic nie jest niemożliwe; ostatecznie nie tożsamość materii na poziomie molekularnym stanowi, że konkretny człowiek jest tym konkretnym człowiekiem. W człowieku przez całe życie dokonuje się wymiana materii: jedne komórki obumierają, nowe powstają. Pogląd że spalone Bóg nie jest już w stanie wskrzesić jest nonsensowny, ale tak swego czasu „na złość Panu Bogu” niektórzy robili.

A co z badaniami naukowymi ludzkiego ciała? Kościół nie ma nic przeciwko sekcji zwłok, wykonywanej „dla celów dochodzenia sądowego lub badań naukowych” – czytamy w KKK 2301. Godzi się także na nieodpłatne przekazywanie narządów – o czym była już mowa - czy całego po śmierci. Nie ma chyba potrzeby w tym miejscu szczegółowo wyjaśniać tego ostatniego. Skrótowo: bioetycy mówią o przekazaniu dobrowolnym (czyli nie wolno z automatu przekazywać na cele naukowe np. ciał ludzi bezdomnych), nieodpłatnym, i zapewniając sobie, po wykorzystaniu w badaniach, godny pochówek.

Człowiek nigdy nie jest przedmiotem. Także wtedy, gdy chodzi o badania naukowe – można więc podsumować. To on jest najważniejszy i jego dobru nauka czy technika ma służyć. Choćby tylko przez to, ze rozszerza granice ludzkiego poznania. Stawianie jednak sukcesu czy zwykłej ciekawości ponad dobro człowieka jest niemoralne.  

Na następnej stronie – fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego, wykorzystane w tym tekście.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg