Wywiad z Piotrem Mitko, który podróżuje rowerem do różnych miejsc w Europie. Łącznie odwiedził 15 krajów. Rozmowa o spełnianiu marzeń, walce z własnymi słabościami, ludzkiej gościnności i o nieujarzmionej naturze przyrody której musi stawiać czoła.
Jakie nastawienie do twojej pasji ma twoja rodzina?
- Dajemy radę. Z każdym rokiem jest lepiej. Rodzice rozumieją tę pasję, bo też kochają przyrodę i sami marzyli o zwiedzaniu świata. Życzą mi jak najlepiej i cieszą się, że spełniam swoje marzenia. Ale są moimi rodzicami, więc oczywiście czasami się martwią. Pod tym względem prawie każda podróż była w jakiś sposób przełomowa. Nie muszę mówić, że pomysłu pierwszej podróży nikt za bardzo nie rozumiał i musiałem wiele razy o tym mówić, by do wszystkich dotarło, że i tak to zrobię. Trudno było przekonać rodzinę do pierwszej zagranicznej podróży – do Rzymu. Nie było też całkiem łatwo przed Nordkapp, bo to już miały być prawie 2 miesiące podróży przez 9 państw, więc pozornie dużo wyższa poprzeczka.
Tak naprawdę, jeśli się potrafi przeżyć w ten sposób tydzień, to przeżyje się i drugi i trzeci... miesiąc i dwa. Trzeba sobie to uzmysłowić i pokonać strach. Granice są w naszej głowie i wiele innych problemów także. Lubię poszerzać te granice własnej wyobraźni – osiągać coś, co kiedyś mnie przerażało.
Myślenie mojej rodziny zmienia się w taki sam sposób, tylko, że są te pół kroku do tyłu. Z reguły mam wrażenie, że gdybym zrezygnował z wyjazdu, to by im lekko ulżyło, ale wiem, że kiedy wyjeżdżam, to mogę liczyć na 100% ich wsparcia.
Ostatnia podróż – ósma w ogóle, czwarta samotna, nie pierwsza zagraniczna, nie pierwsza w rejon podbiegunowy i do tego planowana przeze mnie aż dwa lata – a i tak czułem, że bardzo się o mnie martwią. Wprawdzie nigdy nie byłem sam tak daleko i tak długo, w dodatku w kraju, gdzie można się było spodziewać wybuchu wulkanu, ale na szczęście są telefony. Rodzina i przyjaciele bardzo mi kibicowali i dodawali otuchy. Gorzej było w ostatnich tygodniach na Islandii, kiedy mój telefon się popsuł. Wtedy rodzina przeżyła trochę więcej stresu, a ja musiałem sobie powtarzać, że o mnie myślą i wierzą we mnie.
Potrafisz zachować dystans do tego wszystkiego, co dzieje się wokół, pozostajesz skromnym wędrowcem. Czy jesteś już w jakiś sposób rozpoznawalny? Czy udało Ci się już jakoś zaprezentować się ludziom?
- Cóż, po pierwsze, nie jestem ani jakimkolwiek pionierem ani rekordzistą, więc nie ma się czym przechwalać. Ludzi podróżujących w podobny sposób są w Polsce tysiące. Po drugie, nie po to wybrałem się w tych kilka podróży, by kłaniano mi się na ulicy. Tak naprawdę zrobiłem je dla siebie, dla swojej satysfakcji. Myślę jednak, że przeżyłem dzięki temu parę cennych chwil, którymi warto się dzielić z innymi. Dlatego spisuję wspomnienia, montuję filmy, staram się dotrzeć z tym do jakiejś grupy odbiorców. Jeśli chociaż jednej osobie da to odwagę czy inspirację do realizacji jej marzenia, to warto. Rozpoznawalność wcale by mnie nie cieszyła – czułbym się skrępowany. Wystarczająco cieszy mnie, jeśli mam czym zaimponować swoim bliskim i przyjaciołom. Bardzo mnie motywują i to jest dla mnie szalenie ważne. A dystans i skromność to cechy, których się nabiera i które pogłębiają się właśnie w czasie długich podróży. Samo słowo „dystans” powinno już się z tym kojarzyć.
Dziękuję za rozmowę i życzę Ci dalszych sukcesów.
Rozmawiała Sylwia Langer
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.