Pożar w domu

Gdy pali się dom, trzeba go gasić, nawet gdy woda zalewa ulubioną wygodną kanapę albo pamiątki po dziadkach. Ale gasząc, trzeba się zastanawiać, jak w przyszłości nie dopuścić do kolejnej pożogi. Wydaje się, że pożar w naszym kraju gasimy przytkanym wężem ogrodowym, a o przyszłości nie myśli chyba nikt. Z każdym dniem rośnie liczba osób chorych na covid. Wraz z nią wzrasta liczba zajętych łóżek szpitalnych i respiratorów, a także śmiertelnych ofiar. Obostrzeń ani regulacji nie ma, bo – jak mówią rządzący – stawiają na społeczny spokój. Niestety, w wielu przypadkach będzie to spokój wiekuisty.

Wprowadzanie przepisów, które pośrednio czy bezpośrednio będą zmuszały do szczepień, to porażka systemu edukacji. Nie tylko biologii, ale także historii czy języka polskiego. Czy to nie między innymi na lekcjach języka polskiego powinno się uczyć, jak weryfikować informacje? Czy ktoś o tym myśli? Od pierwszej fali pandemii minęło 1,5 roku. W tym czasie było dwóch ministrów edukacji, w tym czasie zdążono zreformować strukturę ministerstw zajmujących się edukacją. Znaleziono czas na to, by prowadzić prace nad wprowadzeniem do programu nauczania nowego przedmiotu „historia i teraźniejszość”. Znaleziono pieniądze na dofinansowanie wycieczek szkolnych, ale nie znaleziono pieniędzy na wprowadzenie do szkół (nie jako osobnego przedmiotu, tylko jako tematu pojawiającego się na wielu innych przedmiotach) wiedzy o dezinformacji. W dwóch poprzednich numerach „Gościa” pisałem o algorytmach mediów społecznościowych, które są projektowane w taki sposób, by wzbudzać kontrowersje, by generować spory, by podgrzewać emocje. Pożar, który teraz szaleje w naszym domu (nie tylko związany z COVID-19, ale także na przykład z sytuacją na wschodniej granicy), nie jest ostatnim. Ale nie robimy nic, by te przyszłe były chociaż trochę mniej groźne. Wypuszczamy kolejne pokolenia absolwentów bez podstawowej w dzisiejszym świecie wiedzy. Dlaczego dziwimy się, że większym autorytetem w sprawie szczepień jest celebryta niż ekspert, naukowiec? A może już się nie dziwimy.

Gasić pożar czy czekać, aż się samo wypali? We Francji, we Włoszech wprowadzono ograniczenia dla niezaszczepionych. Liczba zaszczepionych zaczęła rosnąć (dla Francji i Włoch wynosi teraz ok. 80 proc.), a śmiertelność zaczęła spadać. W Rumunii ograniczeń nie było. Gdy pod koniec września codziennie umierało 200 osób (w kraju, w którym mieszka 20 mln ludzi), obywatele ze strachu ruszyli do punktów szczepień. W ciągu miesiąca odsetek zaszczepionych z 30 proc. wzrósł do 40 proc. Dzisiaj w Rumunii codziennie umiera 500 osób i ta liczba cały czas rośnie. Tak wiele osób nie umierało tam od początku pandemii. Lepiej gasić pożar czy czekać, aż się sam wypali?•

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg