Żarówka Edisona

Elektryzujące! – takie jest Muzeum Energetyki przy elektrowni w Łaziskach Górnych koło Katowic.

I trzeba go pochwalić, bo dzieci nie powinny bawić się prądem. Tym razem jednak dotknięcie jest bezpieczne. Na dowód tego przewodnik chwyta dłonią za styki. – To dlatego, że ciało człowieka słabo przewodzi prąd – tłumaczy. Ale bierze coś w rodzaju krótkiego kija od szczotki i robi na nim jakby obrączkę z miedzianego drutu. Następnie dotyka nią styków. Syk, dym i po chwili obrączka jest przepalona. – Miedź lepiej przewodzi prąd – objaśnia przewodnik.

Podobnych eksperymentów można w muzeum przeprowadzić wiele. Obok wisi czerwony lampion. To kondensator. Ładuje się go prądem o napięciu 230 woltów, czyli takim, jak w zwykłym gniazdku. Bum! – kondensator się rozładowuje, w lampionie widać błysk. Dalej stoi rower treningowy, ale nie całkiem zwyczajny. Ma dodatkową instalację prądotwórczą, jakby rowerowe dynamo. Każdy może siąść i, jeśli solidnie nakręci się pedałami, otrzymać nagrodę – rower zacznie trąbić i świecić światłami.

Milion woltów!
Najbardziej atrakcyjną częścią muzeum jest iskrownia. Zaciemnione pomieszczenie ma kilkadziesiąt metrów kwadratowych powierzchni i prawie 10 metrów wysokości. W takich warunkach zwiedzający oglądają różne rodzaje iskier elektrycznych. Pierwszy to drabina Jakuba, czyli wędrujący łuk elektryczny. Dwie elektrody ustawione są w kształcie litery V, ale oczywiście nie stykają się u dołu. Po podłączeniu prądu tworzy się łuk elektryczny, który jakby wędrował z dołu do góry. Obok stoi kolejne źródło iskier, zwane młynkami Maxwella. Znów błyski i charakterystyczne, elektryzujące brzęczenie.

– Zupełnie jak wtedy, gdy mama wraca do domu z wywiadówki – śmieje się przewodnik Zygmunt Skrzypczyk. Kolejna „zabawka” – generator Marxa, wykorzystywany m.in. do badania skutków uderzenia piorunów. Tam iskry powstają dzięki napięciu 7 tysięcy woltów. Uwaga, napięcie rośnie! Oto prąd o napięciu 40 tysięcy woltów (czyli 174 razy wyższym niż napięcie w domowym gniazdku) opływa powierzchnię butelki po szampanie. – Tak w winie robi się bąbelki – żartuje przewodnik. No i punkt kulminacyjny – manekin ubrany w kombinezon do pracy przy wysokim napięciu dynda bezwładnie pod sufitem, gdy nagle – huk, błysk! – wali w niego prąd o napięciu około miliona woltów! – Dokładnie nie wiadomo, ile, bo nie ma jak tego zmierzyć – przyznaje Zygmunt Skrzypczyk. Wyładowanie jest podobne do naturalnego pioruna, który ma zwykle napięcie 10–100 milionów woltów.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| NAUKA, TECHNIKA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg