Zastanawiam się, czy dla współczesnych Gutenbergowi idea drukowania liter była równie abstrakcyjna jak dla nas idea drukowania narządów.
Nie potrafię sobie wyobrazić życia, funkcjonowania w zawodzie bez telefonu komórkowego, poczty elektronicznej czy ogólnie internetu. Równocześnie naprawdę nie muszę sięgać daleko pamięcią, żeby takie czasy sobie przypomnieć. Telefon komórkowy kupiłem w połowie studiów, adres e-mail założyłem mniej więcej w tym samym czasie. Przyzwyczajamy się do nowości tak, że za chwilę stają się podstawą naszej egzystencji. Szczególnie dobrze sobie z tym radzą młode mózgi. Plastyczne i otwarte. Dziecko, zanim nauczy się mówić, potrafi obsłużyć dotykowy ekran telefonu komórkowego. Dla wielu osób starszych stanowi to wyzwanie. Przy czym nie chodzi o skomplikowane czynności. Przecież obsługa dotykowa jest znacznie bardziej intuicyjna niż sterowanie guzikami. Pojawia się irracjonalny strach, który wynika z abstrakcyjności danego rozwiązania. Jak to: dotykać ekranu? Jak to: wydawać komendy głosem? Jak to: drukować trójwymiarowe przedmioty?
Gdy kilka lat temu napisałem pierwszy artykuł o trójwymiarowym druku, gdy po raz pierwszy zobaczyłem trójwymiarową drukarkę, byłem zachwycony. Patrzyłem jak dziecko na kolejne powstające warstwy jakiegoś przedmiotu. Wierzyłem, że to, na co patrzę, będzie przyszłością, ale czy będzie rewolucją…? Minęło kilka lat. I okazuje się, że druku 3D w niektórych szkołach uczą się dzieci. Że druk 3D nie jest już ciekawostką, ale szybko rozwijającą się gałęzią przemysłu. A w zasadzie jest technologią, która wchodzi w coraz to nowe obszary. Jednym z ostatnich jest medycyna.
Na drukarkach 3D można wykonać „rusztowanie”, które będzie się zachowywało jak naturalna chrząstka. W ten sposób można drukować nosy czy uszy dla osób, które z powodu choroby czy wypadku są oszpecone. Czy to nie brzmi abstrakcyjnie? A to dopiero początek. Kolejnym krokiem będzie drukowanie organów. A właściwie już jest. Kilkanaście dni temu spotkałem się z naukowcem, który ma ogromne zasługi w drukowaniu… trzustki. Na razie niewielkich jej części i nie dla ludzi, tylko dla myszy, ale ani się spostrzeżemy, a z drukarek będą wychodziły nie tylko trzustki i wątroby, ale też kawałki serca, a może nawet całe. Dzięki biodrukowi będzie można wydrukować organ nie tylko dopasowany wielkością do konkretnej osoby, ale przede wszystkim zbudowany z własnych, pobranych wcześniej komórek.
Zastanawiam się, czy dla współczesnych Gutenbergowi idea drukowania liter była równie abstrakcyjna jak dla nas idea drukowania narządów. Wiem, że jeszcze sporo jest do zrobienia, wiem, że wydrukowanie serca nie będzie proste, ale zapewniam, że na organ z drukarki nie będziemy musieli długo czekać. A chwilę później będziemy się zastanawiać, jak to możliwe, że ludzie kiedyś sobie bez tego radzili. Nasze zdziwienie będzie szczere i głębokie, nawet gdy doskonale będziemy pamiętać czasy sprzed biodruku. Tacy już jesteśmy.
Ekspert o Starship: loty, podczas których nie wszystko się udaje, są często cenniejsze niż sukcesy
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.