Zator u doktora

Polscy pacjenci zostali podzieleni na „złotych” i „numerowanych”. Pierwsi piją kawę z filiżanki, drudzy z termosu.

Kto stoi w kolejce?
Lekarze zauważają, że Polacy faktycznie coraz częściej odwiedzają gabinety specjalistyczne. Nie wynika to z poszukiwania rozrywki, jak sugerowała posłanka, ale z coraz większej świadomości własnego zdrowia. W końcu do profilaktyki namawia cała Unia Europejska. Ale profilaktyce stawia się tamy, choćby w postaci wielomiesięcznych terminów wizyt. – Najczęściej przychodzą ludzie w średnim i starszym wieku – mówi dr Dariusz Winek, kardiolog z Warszawy. – Statystycznie choroby sercowo-naczyniowe, towarzyszące miażdżycy tętnic, częściej występują po 60. roku życia i nie dziwi mnie fakt, że w takim wieku mam pacjentów w przychodniach – podkreśla. Emeryci nie przychodzą z jednym problemem. Specjaliści często spotykają się z przypadkami, z którymi mógłby sobie poradzić lekarz rodzinny. Bywa jednak, że ten dla świętego spokoju daje skierowanie i odsyła pacjenta do specjalisty. W środowisku medycznym mówi się pół żartem, pół serio, że odsyłanie pacjenta dalej zależy od konstrukcji psychicznej i wrażliwości lekarza rodzinnego. Leczą się nie tylko emeryci, ale i ludzie młodzi, najczęściej w gabinetach prywatnych, bo nie mają czasu, by stać w kolejce. Często korzystają z abonamentów i złotych kart, które finansują zatrudniające ich firmy. O młodych pacjentach mówi dr D. Winek: – Nadmiernie obciążeni pracą zawodową i stresami, stają się często ofiarami chorób sercowo-naczyniowych – nadciśnienia tętniczego, zawału serca. Mniej zamożni, zrażeni kolejkami, najczęściej odwlekają wizytę u lekarza – zauważa.

Rejestratorki milczą
Świadomość własnego zdrowia jest tak wielka, że niektórzy nawet po północy ustawiają się w kolejce do specjalisty. Tak było 1 marca pod drzwiami przychodni w Łodzi, która należy do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ul. Sterlinga. Najbardziej zdeterminowani przyszli przed godziną drugą w nocy, ale i tak najbliższy termin do endokrynologa nie wcześniej niż w czerwcu. – W innych poradniach w Łodzi wyczerpały się już miejsca, dlatego wszyscy pacjenci przyszli do nas. Wprowadziliśmy system zapisów z trzymiesięcznym wyprzedzeniem, a nie na cały rok z góry, żeby pozostawić miejsce dla pacjentów, którzy chcą się zapisać do poradni po raz pierwszy – mówiła prof. Ewa Sewerynek, kierownik przychodni.

Swoje zdanie na temat kolejek ma Izabela Skwarciak, dyrektor Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej „Renoma” w Łodzi, gdzie terminy wizyt nie przekraczają dwóch tygodni. – Publiczne zakłady opieki zdrowotnej przyjmują, ile się da, na wiele miesięcy naprzód. Później wyłudzają od NFZ pieniądze za nadliczbowe przyjęcia. A pacjenci od razu powinni być odsyłani tam, gdzie nie ma kolejek. Rejestratorki na ogół nie informują, w której przychodni są krótsze terminy, bo w ten sposób reklamowałyby konkurencję – podkreśla Izabela Skwarciak.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg