Jak wygląda praca kapelana w szpitalu covidowym? "Bolesny czas"

Nie możemy dłużej porozmawiać z pacjentem, nie mamy kontaktu z ich rodzinami, musimy ograniczać się do administrowania sakramentami, co jest bardzo bolesne – mówi KAI ks. Witold Sokołowski SJ, kapelan stołecznego Szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej. Największy szpital na Mazowszu od połowy października przyjmuje wyłącznie pacjentów zakażonych koronawirusem.

Jezuita zaznacza, że z uwagi na wymogi sanitarne, także z rodzinami chorych kapelani mogą kontaktować się wyłącznie przez telefon. „Oni nie mogą przychodzić do szpitala, a więc nie mają możliwości by odwiedzić umierających i pożegnać się z nimi - ani przed ich śmiercią ani nawet po niej – mówi duchowny. – Zwłoki są umieszczane w plastikowym worku, wkładane do trumny, która jest lutowana – i tyle” – dodaje.

Ks. Sokołowski ubolewa, że z uwagi na zasady bezpieczeństwa, rodzina nie ma możliwości pożegnania się ze zmarłym. Zwykle był taki czas przed wydaniem zwłok ze szpitala czy w zakładzie pogrzebowym, kiedy to rodzina mogła się chwilę pomodlić i pożegnać ze zmarłym. „Teraz tego etapu już nie ma” – przyznaje kapelan.

Czytaj również:

Zwłoki zabiera ze szpitala zakład pogrzebowy wynajęty przez rodzinę, która następnie organizuje pochówek w parafii zmarłego, kontaktując się z proboszczem. Nie ma obowiązku kremacji ciał osób zmarłych na Covid-19, decyzja w tej sprawie należy do rodziny – wyjaśnia jezuita.

W dobie pandemii praca szpitalnych kapelanów wygląda zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Muszą oni zakładać kombinezony jak wszyscy członkowie personelu, natomiast mają zakaz odwiedzin pacjentów na salach, zatem nie ma obecnie tzw. obchodu kapelańskiego. Duchowni działają tylko na telefoniczne zgłoszenia: pacjenta, rodziny czy personelu szpitala.

Kapelani nie mają możliwości kontaktu z rodzinami, porozmawiania z nimi czy udzielenia duchowego wsparcia, zwłaszcza gdy pacjent jest ciężko chory czy też po jego śmierci. „W grę wchodzi tylko telefon, niestety to wszystko, co możemy w tej chwili zrobić. W sytuacji, gdy rodziny nie mają prawa wejść do szpitala, nawet nie mamy gdzie ich przyjąć” – mówi ks. Sokołowski.

Duchowny, który jest jednym z trzech kapelanów warszawskiego szpitala MSWiA przyznaje, że jest to dla niego doświadczenie szczególnie trudne. „Często ci ludzie potrzebują jakiejś katechezy, krótkiej choćby rozmowy, pomocy w poukładaniu sobie swoich spraw duchowych i nie tylko. A tymczasem przy łóżku pacjenta możemy być kilka minut, bo ubrani w kombinezony, po 2-3 minutach jesteśmy zlani potem…” – relacjonuje kapelan.

„Z uwagi na to, że jesteśmy ubrani jak kosmici, kontakt jest bardzo krótki. Jeśli jest to pacjent świadomy, to jest to krótka spowiedź i sakrament namaszczenia chorych” – mówi jezuita. Dodaje, że kapelani zawsze starali się – i starają – traktować pacjenta całościowo, poznając jego życie duchowe, troski i niepokoje. „Teraz to wszystko odpada, jesteśmy ograniczeni do administrowania sakramentami. To bardzo bolesne dla wszystkich kapelanów” – wyznaje duchowny.

Ks. Sokołowski zwraca też uwagę, że w szpitalu, w którym pracuje, wyczuwa się wśród personelu atmosferę niepokoju, a niekiedy strachu, co wpływa także na klimat kapelańskiej posługi. Zauważa też, że w czasie pandemii więcej członków personelu zwraca się do duchownych z prośbą o spowiedź, rozmowę, duchowe wsparcie.

„Czując, że sytuacja jest nadzwyczajna, personel medyczny bardziej otworzył się na sprawy ducha. To wynika z poczucia zagrożenia życia własnego i rodziny. Widać pójście bardziej w głąb” – wskazuje duchowny. Jego zdaniem, choć obecnie personel szpitala jest wyjątkowo zapracowany, to jednak więcej czasu poświęca na refleksję w związku z sytuacją i swoim życiem, w warunkach wystawienia na ciągłe niebezpieczeństwo zarażenia i znalezienia się w położeniu tych, którym służą. „Na pewno doświadczają poczucia kruchości swojego życia” – ocenia kapelan stołecznego szpitala MSWiA.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg