O nadużywaniu nauki w sporze pomiędzy teizmem a racjonalizmem (i ateizmem) .:::::.
Spotkałem się z dość dziwaczną tezą pewnych racjonalistów, którzy twierdzą, że nawet jeśli nauka nie neguje wprost istnienia Boga, ponieważ w wyniku przyjęcia takich a nie innych założeń metodologicznych nie zajmuje się Nim w swych rozważaniach, to i tak wyklucza ona Jego istnienie na mocy faktu, że jako najdoskonalszy środek dostępny ludzkiemu poznaniu nic o Nim nie wspomina. Mówiąc wprost, skoro nawet najczulszy wykrywacz prawdy o świecie, jakim jest nauka, nie wykrywa Boga, to Go nie ma, lub co najmniej możemy zasadnie przyjąć z braku przesłanek za Jego istnieniem, że Go nie ma. Nie trzeba tu rzecz jasna mędrca, aby już na pierwszy rzut oka dostrzec nieporadność i błędność tej argumentacji, która jest po prostu argumentem ex silentio (nieformalny błąd logiczny polegający na tym, że ktoś argumentuje za nieistnieniem czegoś tylko dlatego, że gdzieś się o tym nie wzmiankuje, choć brak wzmianek o czymś wcale nie musi być podyktowany tym, że ktoś był lub jest przekonany o takim nieistnieniu). Są nawet tacy, którzy twierdzą, że istnieje tylko świat materialny, ponieważ nauka nie jest w stanie wykazać nic ponad to (co jest z kolei błędem logicznym fallacy of composution, ponieważ na podstawie dostępnej nam jedynie części świata rzeczywistego orzekamy bezwzględnie o naturze całej naszej rzeczywistości). Pomijam już fakt, że na podstawie uznawania jedynie nauki nie będzie można nigdy wykazać, że orzeka ona prawomocnie o tym, iż wszystko jest tylko materią, ponieważ aby to uzasadnić należałoby odwołać się znów tylko do autorytetu samej nauki, co byłoby błędnym kołem. Mimo oczywistości co do błędności tych wszystkich niepoprawnych rozumowań należy wyczerpująco odnieść się również i do nich, ponieważ są one memami wykorzystywanymi czasem w racjonalistycznym arsenale.
Uwagi wstępne
Zanim przejdziemy do sedna argumentacji przeanalizujmy wpierw kilka przypadków z historii nauki, które pomogą nam później jak najlepiej uchwycić istotę omawianego problemu.
Promienie Roentgena
Jednym z ciekawszych przypadków w historii nauki, ukazujących nam jaki tak naprawdę jest jej charakter, było odkrycie promieni X. Promieni tych nie wykryto wcale w trakcie jakiegoś wielkiego eksperymentu, gdzie wszystkie czujniki laboratoryjne bezstronnie i na chłodno tylko czekały na to, aby je wykryć. Wręcz przeciwnie, wykrycie tych promieni było czymś najzupełniej przypadkowym i niespodziewanym. Wszystko zaczęło się od tego, że pewnego dnia Roentgen zauważył podczas badań nad promieniami katodowymi, iż w trakcie wyładowań ekran znajdujący się w pewnej odległości od jego przyrządu żarzy się. Po dokonaniu tej obserwacji Roentgen przez następne siedem tygodni próbował jakoś zinterpretować zjawisko, które niespodziewanie pojawiło się podczas jego doświadczeń. Owo zjawisko było wręcz niezgodne z wcześniejszymi przewidywaniami ówczesnej nauki. Roentgen ustalił wtedy, że przyczyną wspomnianego żarzenia są promienie biegnące po linii prostej z rurki katodowej. Ale wcale nie był to moment, w którym odkryto promienie X. Przeciwnie, Roentgen przyjął, iż zjawisko żarzenia jest powodowane nie przez promienie katodowe ale przez jakiś nieznany bliżej niezidentyfikowany czynnik przypominający promienie świetlne. Warto dodać, że w tym czasie pewien inny badacz również natrafił w trakcie swych eksperymentów na podobne ślady promieni X, ale i on tak samo doszedł do wniosku, że niczego nie odkrył. Nic dziwnego, nie tylko niczego on nie odkrył, ale wręcz nie mógł odkryć, ponieważ, jak wspomniałem już wcześniej, na skutek przyjętego w ówczesnej nauce paradygmatu odkrycie takie przeczyłoby pewnym ogólnie przyjętym przewidywaniom (choć, co ciekawe, sam paradygmat nie wykluczał ewentualnego istnienia takich promieni). Pewnie właśnie z tego powodu nikt inny jak właśnie słynny Kelvin uznał istnienie promieni X za bajeczkę w momencie, gdy zaczęto potem zastanawiać się nad ich ewentualnym istnieniem. Wracając do momentu, w którym Roentgen natrafił na opisane żarzenie się jego ekranu, na pewno nie nastąpiło wtedy odkrycie promieni X. Promienie te odkryto później z okazji już zupełnie innych badań [1]. A zatem dopiero zmiana wstępnych założeń odnośnie do tego, co spodziewano się znaleźć (lub raczej odnośnie do tego, czego nie spodziewano się znaleźć) pozwoliła zinterpretować to na co natrafiono jako promienie X. Mamy tu jaskrawy przypadek sytuacji, w której nauka ignoruje pewne dane (nie mówiąc już o ich prawidłowym rozpoznaniu) z powodu pewnych teoretycznych i pozaempirycznych czynników.
__________________
[1] Referuję za T. Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, Warszawa 2001, s. 110n.; por. tenże, Dwa bieguny, Warszawa 1985, s. 248.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Uszkodzenia genetyczne spowodowane używaniem konopi mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.