Fragment wywiadu z ks. Michałem Hellerem „Wierzę żeby rozumieć” wydanego nakładem wydawnictwa Znak.
ZL: Ma o tyle, że on próbował pogodzić chrześcijaństwo z teorią ewolucji.
MH: Główny problem Teilharda de Chardin polegał na tym, że on usiłował przezwyciężyć doktrynę o rozpraszaniu energii, o wzroście entropii. Wedle tej doktryny świat dąży do degeneracji. A u niego świat dążył do punktu Omega – najwyższej organizacji. Uważał, że we wszechświecie istnieje inne prawo, którego nie wykrywa fizyka, a które nazwał prawem „zwijania się” wszechświata, koncentracji energii, i że ostatecznie właśnie to prawo zwycięży.
WB: Ładna wizja poetycka.
MH: Skąd się wzięła? On umarł w połowie lat pięćdziesiątych i nie dożył teorii układów dynamicznych, która mówi, że może być kompleksyfikacja, wzrost złożoności, bez żadnej dodatkowej energii. Czyli jego wizja jest po prostu fizycznie nieuzasadniona, chociaż piękna.
Niestety, niechcący zrobił złą robotę. Wszyscy ludzie, którzy gdzieś od połowy lat sześćdziesiątych pisali na temat relacji nauki i wiary, przedstawiali na ogół dzieje konfliktu, a na końcu przywoływali dwóch autorów, którzy mieli być pozytywnym tego konfliktu rozwiązaniem: pierwszym był Whitehead, a drugim – Teilhard de Chardin. O właściwych problemach nigdy nie mówili, bo ich nie znali. Znali tylko tych dwóch.
ZL: A co masz przeciwko jego koncepcji materii, która jest uduchowiona, a nie jest taką bezwładną masą hyle czy materią pierwszą Arystotelesa?
MH: Nie mam nic przeciwko tej koncepcji oprócz tego, że ona wydaje mi się niezgodna z tym, co wiemy z fizyki kwantowej – że materii de facto nie ma, rozpływa się. A u niego materia jest czymś istniejącym bardzo mocno, niejako konkurencyjnie w stosunku do Pana Boga.
ZL: Konkurencyjnie? Przecież on pisze hymn na cześć materii, która jest dzieckiem Boga!
WB: Dla mnie to zawsze była typowo romantyczna koncepcja: cały świat, cała przyroda, także nieożywiona, uczestniczy w wielkim dziele ducha.
ZL: Ale ważna była też próba przeciwstawienia się koncepcji Arystotelesa.
MH: Intencje miał na pewno dobre.
BB: Tyle że jakieś osiem wieków za późno.
ZL: To inna sprawa.
MH: Mechanika kwantowa zupełnie zmieniła nasz stosunek do pojęcia materii. Kiedyś wygłaszałem nawet odczyty zatytułowane Czy materia istnieje?.
ZL: Ale jeśli w miejsce „materii” dasz słowo „energia”, to sens będzie taki, o jakim on napisał. Nie będzie wielkiej różnicy.
MH: Jako poezję to ja to doceniam.
BB: Nieproporcjonalnie dużo czasu mu poświęcamy...
WB: To dlatego, że bardzo mocno wpłynął na stosunek Kościoła do problematyki, o której mówimy.
ZL: Ja uważam, że można go sobie wziąć na czytanie duchowe.
MH: Można, jak najbardziej.
BB: Tylko problem jest inny. Problem jest taki, że to był bardzo zły przewodnik, jeśli chodzi o relacje między nauką a wiarą.
ZL: Jeśli potraktujesz go jako jedynego, to zgoda.
MH: Ja bym nieco osłabił zdanie Bartka. Teilhard de Chardin ma na pewno ważną kartę w historii zagadnienia. Tyle że tego, co zrobił – a jeszcze w latach pięćdziesiątych wydawało się, że trudno znaleźć inną drogę - nie można uznać za rozwiązanie na dzisiejsze czasy. Jego wizja z punktem Omega i kosmicznym Chrystusem jest piękna i można ją modyfikować. Ale jako wizję.
ZL: Jeśli przez wizję rozumieć ideę pewnej całości wykraczającej poza dane empiryczne, to tego typu wizje znajdują się u podstaw głównych systemów myślowych. Musi być jakieś pojęcie zbierające, które pozwoli połączyć różne elementy w jedną całość. Do czasów Teilharda nie było niczego takiego, co by łączyło współczesną naukę z teologią chrześcijańską.
BB: W eseju Przeciw fundacjonizmowi piszesz, że każda nietrywialna teoria składa się z dwu elementów: mamy wizję, ale mamy też dedukcyjne wynikania. I dobry jest taki system, w którym panuje równowaga między jednym i drugim. Może po prostu u Teilharda de Chardin ta równowaga nie została zachowana.
MH: Przyznam, że mnie jego wizja – zwłaszcza ta koncepcja punktu Omega – kojarzy się z obrazem Sądu Ostatecznego w Kaplicy Sykstyńskiej. Przyszło mi to do głowy dopiero teraz, ale myślę, że w gruncie rzeczy zawsze, ilekroć się mówiło o Teilhardzie, w tle był ten obraz sykstyński. I to jest piękna wizja, tylko ona trochę inną funkcję spełnia.
WB: Nawiasem mówiąc, wiem, że bardzo Ci się podoba witraż Wyspiańskiego w krakowskim kościele Franciszkanów, ten przedstawiający Boga stwarzającego świat. Tam jest nawiązanie do Michała Anioła. Czy dlatego ten obraz Boga tak Ci odpowiada?
MH: On mi odpowiada przez teologię, którą ma w sobie. Podoba mi się to, że transcendencja jest tam połączona z immanencją. Jest Pan Bóg, dość tradycyjnie przedstawiony, z długą białą brodą, każdy od razu wie, że to Bóg Ojciec. A z drugiej strony jest coś, czego we freskach z Kaplicy Sykstyńskiej nie ma. Tam Pan Bóg przychodzi gdzieś z zewnątrz, dotyka ręki Adama i ożywia. A tu ręka Pana Boga przechodzi w żywioły świata. I to jest przejście ciągłe – nabrzmiałe żyły ręki Pana Boga wchodzą w ten świat, tak że jedno staje się drugim. I to robi ogromne wrażenie. Kiedy przygotowywaliśmy do druku teksty z naszej konferencji poświęconej Galileuszowi, zaproponowałem, żeby na okładce znalazł się ten właśnie witraż.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Do tej pory uczeni uważali, że alfabet został wynaleziony w Egipcie.
Stojące za tym mechanizmy są trywialne - więcej siedzenia i mniej ruchu.
Asteroida o nazwie 2006 WB pędzi z prędkością 4,2 km na sekundę.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.