Fragment wywiadu z ks. Michałem Hellerem „Wierzę żeby rozumieć” wydanego nakładem wydawnictwa Znak.
Przyszedł dzień wygłoszenia exposé. Uroczysta audiencja, kardynałowie, korpus dyplomatyczny, siedzimy cali przejęci, no bo jednak po raz pierwszy papież wypowie się publicznie na temat, który nas niezwykle obchodzi. Papież wychodzi, zaczyna czytać – i my słyszymy, że tekst jest zupełnie inny, w duchu takim strasznie tomistycznym, pokazuje, że nauka poszła w stronę ateizmu, zupełnie wbrew temu, co napisaliśmy. Wróciliśmy do obserwatorium załamani. Na drugi dzień to, co papież czytał, ukazało się w „L’Osservatore Romano”. Olaf Pedersen siadł i na poczekaniu zrobił egzegezę tego tekstu, jakie tam są pomyłki, zwłaszcza historyczne. A ja złapałem za telefon i zadzwoniłem do księdza Dziwisza, żeby mu powiedzieć, że coś jest nie tak, bo odczytany tekst nie był tym, który myśmy przygotowali.
Dziwisz był zaskoczony. Po godzinie oddzwonił z informacją, że papież prosi, abyśmy tego wieczoru przyszli do niego na kolację – Coyne i ja. Z Castel Gandolfo do Rzymu jest jakieś trzydzieści kilometrów. Pamiętam, że jechaliśmy długo, bo lał deszcz i były straszne korki. I był jeszcze jeden problem: nie zabrałem z Polski sutanny, bo w obserwatorium nie była mi potrzebna. Jak tu bez sutanny iść do papieża na kolację? Coyne dał mi jakąś jezuicką, chyba należącą do Billa Stoegera. Zajechaliśmy do Watykanu, ciemno, deszcz leje, gwardziści salutują i prowadzą nas tylnym wejściem do windy. Wjeżdżamy na górę, stół czeka, nakrycia są cztery – i wchodzi papież. Jak mnie zobaczył, od razu mówi: „O, do jezuitów ksiądz Michał wstąpił?”. Na następne kolacje u papieża chodziłem już w koloratce.
Zaczęliśmy rozmawiać o tekście wystąpienia. Papież mówi: „No właśnie, czytając ten adres na audiencji, zauważyłem, że coś jest nie tak, bo ksiądz Heller w swoich książkach pisze inaczej”. Coyne przedłożył papieżowi listę błędów historycznych, które wykrył Pedersen. Kolacja trwała z godzinę, półtorej może, w końcu papież mówi, że zastosujemy zasadę rzymską „od papieża źle poinformowanego do papieża dobrze poinformowanego” (dal papa male informato al papa bene informato) i wygłoszony tekst uznamy za niebyły. „Ale on już jest ogłoszony w »L’Osservatore Romano«” – mówimy. A papież: „Nie przejmujcie się, nikt tego nie czyta”.
WB: I co było dalej?
MH: Papież postanowił, że napisze specjalny list do Coyne’a, który będzie listem oficjalnym...
ZL: ... czyli dokumentem trochę niższej rangi.
MH: Niższej rangi, ale jednak. To, co zostało ogłoszone z datą 1 czerwca 1988 roku, to jest skrócona wersja naszej propozycji, która została zatwierdzona przez Sekretariat Stanu, wpłynęła na biurko papieża i której on nie wygłosił.
WB: A kto napisał to, co zostało wygłoszone?
MH: Nie mam pojęcia. Papież zapowiedział nam, że tamto wystąpienie nie zostanie ogłoszone w „Acta Apostolica”.
WB: Czyli odebrano mu rangę oficjalnej wypowiedzi papieskiej.
MH: A list do Coyne’a został opublikowany. Myśleliśmy, że na tym sprawa się zakończy, ale takiej sensacji nie dało się utrzymać w tajemnicy. Zbyt wielu ludzi było świadkami tamtego unieważnionego wystąpienia. Całą historię opisano między innymi w „The Tablet”. Przez długi czas milczeliśmy z Coyne’em na ten temat, ale teraz to już nie ma sensu. Nawiasem mówiąc, zachowałem kopie wszystkich wersji listu z kolejnych etapów jego powstawania.
WB: A w przypadku encykliki Fides et ratio? Czy też miałeś jakiś swój udział w jej tworzeniu?
MH: Nie miałem żadnego udziału.
ZL: Można odnieść wrażenie, że wstęp napisany jest w stylu Życińskiego.
MH: Mogę powiedzieć, że pod jednym względem ta encyklika ma ogromne znaczenie – mianowicie tytuł jest doskonały. Ten tytuł jest powtarzany przez wszystkich, nawet tych, którzy nie czytali i nie będą czytać dalej.
WB: A list do Coyne’a przeczytano?
MH: List do Coyne’a odbił się szerokim echem, szczególnie wśród uczonych. Ciekawe jednak, że w następnych dokumentach papieskich na temat relacji nauki i wiary nie był cytowany, podczas gdy wiele innych dokumentów cytowano. Dopiero w późnych tekstach oficjalnych pojawiły się jakieś nawiązania.
Nawiasem mówiąc, z Watykanu jeszcze tylko raz poproszono mnie o konsultację. To już było po śmierci Jana Pawła II. Byłem akurat w Obserwatorium Watykańskim i ktoś z kurii, poprzez Papieską Akademię Nauk, zwrócił się do mnie z prośbą, żeby podsunąć mu kilka myśli, które papież Benedykt XVI mógłby zawrzeć w liście z okazji rocznicy kopernikańskiej. To miał być list adresowany do któregoś z biskupów, o ile pamiętam, jeszcze mniejszej rangi niż list do Coyne’a. Zaproponowałem kilka sformułowań, które wydały mi się ważne. To miał być z założenia krótki tekst, jakieś pół strony. Za jakiś czas zobaczyłem ten list w prasie i nie było tam ani jednej myśli z tych, które proponowałem. To był standardowy, ogólnikowy dokument, podczas gdy ja napisałem bardziej problemowo. Czyli – urzędnicy swoje robią. Jak wszędzie.
BB: A gdybyś dziś miał organizować konferencję poświęconą relacjom nauki i wiary, jak ona by wyglądała? Jakim problemem powinni się zająć uczestnicy? Kto powinien przyjechać?
MH: Chciałbym, żeby na taką konferencję przyjechało sporo teologów chrześcijańskich, zwłaszcza katolickich. Ale to jest trochę science fiction. Chciałbym, żeby ze strony katolickiej było więcej takich myślicieli jak zmarły przed kilku laty Ernan McMullin. On był filozofem, ale podobnie jak ja bardzo się interesował teologią. A równocześnie dobrze rozumiał naukę. Bo szansę powodzenia miałaby tylko taka konferencja, w czasie której doszłoby do prawdziwego, kompetentnego dialogu między teologami i uczonymi. Niechby były kontrowersje, ale żeby z obu stron była duża świadomość metodologiczna. Ale to też science fiction.
WB: Przy takich warunkach progowych, to właściwie nikt progu nie przeskoczy.
ZL: Jak się patrzy na organizowane obecnie konferencje na temat relacji nauka-wiara, to można odnieść wrażenie, że temat jakoś się wyczerpał. Czy widzisz jakieś nowe pola do zbadania? Myślę naturalnie o kręgach naukowych, które się tym zajmują, a nie o popularyzacji.
MH: Był taki znany wywiad, którego McMullin udzielił czasopismu prowadzonemu przez Fundację Templetona (opublikowaliśmy przekład tego wywiadu w jednym z numerów „Zagadnień Filozofii w Nauce”). On tam mówi podobnie jak Ty: że w zasadzie temat się wyczerpał, wszystko, co można było powiedzieć, zostało powiedziane. Mam do takiego postawienia sprawy dwie uwagi. Pierwsza jest taka, że to jest trochę jak z historią Anglii (nie tylko Anglii, ale akurat Anglicy to wymyślili): że każde pokolenie musi tę historię napisać od nowa.
(...)
Fragment wywiadu z ks. Michałem Hellerem „Wierzę żeby rozumieć” wydanego nakładem wydawnictwa Znak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Do tej pory uczeni uważali, że alfabet został wynaleziony w Egipcie.
Stojące za tym mechanizmy są trywialne - więcej siedzenia i mniej ruchu.
Asteroida o nazwie 2006 WB pędzi z prędkością 4,2 km na sekundę.
Ten widok zapiera dech w piersiach, choć jestem przecież przyzwyczajony do oglądania takich rzeczy.
Meteoryty zazwyczaj znajdowane są na pustyniach albo terenach polarnych.