Każdy uczony, chociaż o tym czasami nie wie, jest człowiekiem, który rozszyfrowuje zamysł Boga zawarty w dziele stworzenia i to jest istota nauki - mówi ks. prof. Michał Heller w rozmowie z KAI.
Ksiądz Profesor już wspomniał, że nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy naukowo rozumianą teorią ewolucji a przekonaniami religijnymi. W ostatnim czasie dochodziło w mediach światowych do dyskusji na ten temat. Może w kilku zdaniach jeszcze raz wyjaśnijmy, że nie ma konfliktu pomiędzy ewolucyjną koncepcją rozwoju człowieka a ideą jego stworzenia przez Boga.
- Kwestia ta ma wiele aspektów, ale ograniczmy się do jednego, który jest obecnie najbardziej aktualny. Przeciwnicy teorii ewolucji rekrutujący się zresztą z różnych obozów i kierunków wytaczają ostatnio następujący argument: standartowa teoria ewolucji przypisuje zbyt wiele przypadkowi. Ich zdaniem z punktu widzenia religijnego nie można uznać przypadku jako czynnika rozwoju, lecz należy przyjąć tzw. rozumny projekt i niekoniecznie ma to być rozumny projekt Pana Boga. Jest to mylne przeciwstawienie z jednej strony przypadku i z drugiej strony Boga-Stwórcy. Przeciwstawienie to jest mylne przede wszystkim z teologicznego punktu widzenia: przypadek interpretuje się jako siłę przeciwstawną Bogu. Przypomina mi się tutaj herezja manichejska z pierwszych wieków chrześcijaństwa, która głosiła, że oprócz Pana Boga istnieje jakaś zasada zła, która opiera się Bogu i z którą Bóg się zmaga. To, co z naszego punktu widzenia jest przypadkiem wcale nie musi być przypadkiem w oczach Boga. Tak najprościej można wyjaśnić tę sprawę nie wdając się w szczegóły.
W notach biograficznych o działalność Księdza Profesora czytamy kolejno: „Heller –kosmolog, Heller – filozof, Heller – teolog”. Która z tych aktywności jest Księdzu najbliższa?
- To jest moja wielka słabość, że mam tak wiele kierunków zainteresowań. Już w szkole podstawowej wszystko, czego się uczyłem zaczynało mnie pasjonować. Coś z tego pozostało. Daje to pewną szansę. Dzięki temu mogę być najlepszym filozofem wśród matematyków i najlepszym matematykiem wśród filozofów. Jest to słabość, której jestem bardzo głęboko świadomy. Muszę z tym żyć, gdyż jest już za późno na zmianę życiowej polityki. Problem polega na tym, że z tych kilku dziedzin: nauka, filozofia, religia właściwie każdej trzeba poświęcić całe życie, a życie jest tylko jedno. Z tym wiąże się poważny problem psychologiczny. Kiedy mówi się o konflikcie między nauką a religią to na pewno w pewnym sensie można mówić także o konflikcie psychologicznym, dania odpowiedzi na pytanie, czemu mamy się najbardziej poświęcić? Ten dylemat rozwiązuje się każdego dnia metodą rozmaitych kompromisów, ale na pewno jest potrzebna samodyscyplina, której stale trzeba się uczyć.
Mnie się jednak wydaję, że największą pasją Księdza Profesora jest kosmologia.
- Myślę, że nie. Owszem kosmologia jest moją sztandarową dziedziną. Dla autoreklamy jest to coś dobrego, gdyż kosmosem interesują się prawie wszyscy. Kosmologią i nauką zawsze interesowałem się pod kątem filozoficznym. Nie za bardzo interesuje mnie np. to, jakie gwiazdy istnieją w jakieś galaktyce, lecz bardziej coś, co ma wydźwięk filozoficzny. Ponadto z czasem w kosmologii coraz bardziej interesowało mnie jej oblicze matematyczne i moje zainteresowania coraz bardziej zmierzają w kierunku matematyki, ale też nie dla niej samej. Świat ma strukturę matematyczną, co znaczy, że świat jest głęboko racjonalny i matematyka jest wyrazem racjonalności świata. W tym kierunku idą moje najbardziej osobiste pasje.
Kiedy zaczęła się przygoda Hellera-kosmologa ze wszechświatem?
- Zaczęła się w dzieciństwie od zafascynowania astronomią i wielkim wszechświatem. Potem przyszły studia. Marzyłem o kierunku związanym z naukami ścisłymi. Pracę magisterską pisałem z teorii względności, a doktorską już z kosmologii. Życie ludzkie składa się z wielu przypadków, a człowiek wierzący powie, że coś z góry kierowało tymi przypadkami. Pod koniec studiów życie związało mnie z ludźmi, którzy później stali się moimi przyjaciółmi. Akurat jeden z najbliższych przyjaciół był astronomem i on mnie wprowadził w świat astronomii. Dla młodego księdza w czasach komunistycznych zajmowanie się tą dziedziną bez takiej pomocy było prawie niemożliwe. Potem poznałem innych ludzi, matematyków, fizyków i tak się zaczęło. Z czasem oni stali się moim środowiskiem. Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Relacje z ludźmi są ważniejsze od liczby i rodzaju przeczytanych książek.