Plama strachu

Ma wielkość Holandii. Dla koncernu BP oznacza kłopoty finansowe, a dla prezydenta USA kłopoty polityczne. Plama ropy na wodach Zatoki Meksykańskiej straszy wszystkich.

W wodzie znalazło się przynajmniej 35 tys. ton ropy naftowej. Koszt likwidacji skutków wycieku wyniesie minimum 10 mld dolarów. Wspomniana kwota nie zawiera odszkodowań dla rybaków i przemysłu turystycznego. Nie obejmuje także kar, jakie z pewnością zostaną nałożone na brytyjski koncern British Petroleum (BP).

Wszystko przez wybuch
20 kwietnia na brytyjskiej platformie wiertniczej Deepwater Horizon, położonej 80 km od wybrzeża Luizjany, doszło do eksplozji i pożaru. Zginęło 11 osób. Po dwóch dniach platforma zatonęła, a z uszkodzonego szybu na głębokości 1,5 km pod powierzchnią wody zaczęła wydobywać się ropa. Platforma nie miała tzw. zabezpieczenia akustycznego, czyli urządzenia zamykającego w wypadku eksplozji szyb, którym pompowana jest ropa. Brytyjskie przepisy tego typu urządzeń nie wymagały. Ropa przez następnych kilkanaście dni po prostu wypływała. Dzisiaj plama ma powierzchnię kilkudziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych i nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić. Sekretarz obrony USA Robert Gates na wieść o katastrofie wysłał nad Zatokę Meksykańską wojskowe samoloty C-130, które rozpylały nad gigantyczną plamą chemikalia ułatwiające jej rozpuszczenie. I pewnie operacja by się udała, gdyby nie to, że ropa cały czas wypływała. Walka trwa więc na dwóch frontach. Pierwszy to ograniczyć wyciek, drugi to zminimalizować ekologiczne skutki tego, co już wyciekło.

Bańka nie działa
Z szybu, 1,5 km pod wodą, każdej doby wypływa 800 ton ropy. Na tej głębokości naprawianie czegokolwiek jest praktycznie niemożliwe. Stąd pomysł, by miejsce wycieku przykryć stalowo-betonową kopułą czy bańką. Wypływająca ropa miała się zbierać – jak w odwróconym lejku – pod kopułą i miała być stamtąd przepompowywana na tankowce. Tyle tylko, że ten scenariusz się nie powiódł. Ważącą 113 ton i mierzącą kilkanaście metrów wysokości kopułę opuszczono na dno, ale okazało się, że w temperaturze, jaka tam panuje, ropa jest gęsta i... zatkała otwór, którym miała być odsysana. „Sztuczka” z kopułą udała się dotychczas tylko raz w historii. Było to jednak na bardzo płytkich wodach. Teraz eksperci myślą nad tym, jak kopułę ogrzać, Póki tego problemu nie rozwiążą, trzeba walczyć na drugim froncie.
Oprócz samolotów rozpylających chemikalia USA na miejsce katastrofy wysłało żołnierzy i specjalistyczny sprzęt. Na przykład pływające zapory, które układa się na powierzchni wody po to, by plama ropy się nie rozprzestrzeniała. To, co sprawdza się jednak na spokojnych wodach jezior, nie najlepiej spisuje się na wodach zatoki. W pewnym momencie pojawił się nawet pomysł, by gigantyczną plamę ropy podpalić. Z pewnością zlikwidowałoby to wyciek na powierzchni wody, ale dym zanieczyściłby powietrze. Poza tym eksperci stwierdzili, że nie byliby w stanie zapanować nad rozpętanym żywiołem. Na razie rozlana ropa nie zanieczyściła plaż. Sprzyjają temu wiatry, które wieją od lądu. Pogoda może się jednak zmienić. A tego właśnie wszyscy obawiają się najbardziej. Póki plama znajduje się daleko od wybrzeży, jej wpływ na życie morskie jest ograniczony. Gdy zaleje płytkie wody przybrzeżne z obszarami lęgowymi ptaków, z miejscami, gdzie żerują zwierzęta wodno-lądowe – straty będą ogromne. W 1989 roku 1900 km wybrzeża Ameryki Północnej zostało zalane ropą z rozprutego o skały tankowca Exxon Valdez. Ekosystem skażonych terenów do dzisiaj nie wrócił do równowagi. Zginęły setki tysięcy ptaków morskich, fok i wydr. Z raportów wynika, że z powodu wycieku ucierpiało 30 grup zwierząt. Do dziś na zalane przed laty ropą tereny przybrzeżne nie wróciły foki, śledzie, kormorany, kaczki i wiele gatunków ptaków. W sprzątanie skutków wycieku zaangażowanych było 11 tys. ludzi. Czy podobnie będzie teraz?

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg